Niemal dokładnie rok temu, 5 stycznia, prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę zwaną lex TVN, której konsekwencją miało być odebranie stacji koncesji na nadawanie. Zrobił tak, wsłuchując się w głos Polaków, ale też amerykańskich dyplomatów, którzy upominali się o interesy amerykańskiej korporacji. Kilka tygodni później, gdy Rosja ponownie zaatakowała Ukrainę, okazało się, jak mądra była to decyzja w kontekście konieczności zacieśniania relacji z USA. Wydawało się, że to ostatecznie kończy wojnę, jaką obóz rządzący wydał wolnym mediom. Wojnę, która — przypomnijmy — miała kilka bitew. Obóz rządzący długo straszył media wprowadzeniem prawa wywłaszczającego zagranicznych właścicieli — w tym także Pulsu Biznesu, który blisko 26 lat temu założył od zera szwedzki koncern Bonnier. Później pojawił się pomysł dodatkowego podatku od przychodów reklamowych, który znacząco osłabiłby ekonomicznie media. Ponadto rząd wciąż nie wdrożył dyrektywy o prawach autorskich, cywilizującej relacje między mediami a wielkimi platformami technologicznymi, które wykorzystują treści mediów, zarabiając krocie i nie dzieląc się z twórcami. Jeśli dodamy do tego pompowanie przez państwowe spółki budżetów reklamowych mediów wspierających rząd, to mamy czytelny obraz szykanowania wolnych i niezależnych mediów. Niepełny, bo listę szykan można jeszcze rozszerzyć.
Minęło 12 miesięcy i władza znów atakuje TVN. Przewodniczący KRRiT wszczął kontrolę dotyczącą publikacji materiału o działalności tzw. podkomisji Macierewicza, badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej. Najcięższą sankcją jest odebranie koncesji (choć trudno sobie wyobrazić, bo sankcja byłaby niewspółmierna do ewentualnej winy, to straszak jest i nie można go bagatelizować). I znów głośno przeciwko temu protestujemy. Nie o TVN/TVN24 czy konkretny reportaż tu chodzi, lecz o wolność mediów — fundament demokracji. My, dziennikarze, ponosimy odpowiedzialność za pracę, można wnioskować o sprostowanie, można nas pozwać za naruszenie dóbr osobistych lub sięgnąć po najcięższą broń — przestać czytać/słuchać/oglądać. Niesłusznie pomówieni mają więc moc dochodzenia prawdy, a odbiorcy pełną moc zdecydowania, czy dane medium utrzyma się na rynku czy nie. Politycy nie mogą decydować o tym, czy może ono działać, bo oczywiste jest to, że zgodzą się tylko na te, które nie będą patrzeć im na ręce. Gdy znikną wolne media, wszyscy stracimy rzeczywisty obraz tego, co i jak się dzieje w kraju, a bez tej wiedzy i kontroli politycy staną się bezkarni. Do czego to prowadzi, widzimy w Rosji czy Białorusi.
Puls Biznesu od 26 lat jest i będzie apolityczny, zajmujemy się tylko gospodarką, biznesem i rynkami finansowymi. Wspierajmy regulacje i klimat biznesowy, pozwalający na rozwój gospodarczy i bogacenie się Polaków. Na tym odcinku politycy wciąż mają wiele do zrobienia, kolejny atak na wolne media to krok dokładnie w odwrotnym kierunku.
PS Reportaż, o który jest awantura, można obejrzeć na platformie TVN24