Podwyżki ubezpieczeń szansą dla firm

Not. Marcin Bołtryk
opublikowano: 2015-09-02 22:00

Zdanych publikowanych przez firmy ubezpieczeniowe wynika, że ich wyniki co roku się pogarszają.

KOMENTARZ

prezes Safety Logic SYLWESTER PAWŁOWSKI

Jeżeli w I kwartale 2014 r. zarobiły one na auto casco 106 mln zł, a w I kw. 2015 r. 5 mln zł, to powinny podejmować zdecydowane działania naprawcze. Jeżeli jednak w I kw. 2014 r. rynek traci na OC 16 mln zł, a w I kw. 2015 r. już 59 mln zł, to konieczne wydają się działania radykalne i skoncentrowanie się na rentowności biznesu.

Jakie możliwości ma w takiej sytuacji firma ubezpieczeniowa? Odpowiedź jest prosta: podnieść ceny i zwiększyć kontrolę wypłat odszkodowań. Jeżeli jednak na rynku jest ostra konkurencja cenowa, a tak jest od lat w Polsce, to podniesienie cen oznacza zmniejszenie sprzedaży. Dlatego chętnych na taki ruch brakuje, a firmy co rok przełykają gorzką pigułkę straty. Wszyscy, a szczególnie mniejsi gracze czekają, aż pierwszy wyłamie się ten największy (jeszcze zarabiający). Kiedy on podniesie stawki, cały rynek ruszy za nim. Biorąc pod uwagę wyniki i atmosferę na tym rynku, trudno wyobrazić sobie, by w ciągu kilku miesięcy ceny Mie wzrosły. Druga strona równania jest na wyczerpaniu: ograniczanie wypłacanych odszkodowań jest tym trudniejsze, im więcej pojawia się prawnych regulacji, a tych ostatnio nie brakuje.

Co to może oznaczać dla flot samochodowych? Z pewnością wyjście ze strefy komfortu w kosztach ubezpieczeń i konieczność rewizji budżetów.Musi być drożej. PZU (jak informował „Puls Biznesu”) wycofuje się z wojny cenowej na rynku korporacyjnym i koncentruje się na wyniku. Realia wolnego rynku, czy — jak wolą inni — otwarta wojna cenowa powoduje, że skuteczną metodą kontrolowania cen ubezpieczeń lub nawet ich redukcji jest powszechnie stosowana zmiana ubezpieczyciela. Nowy przebija cenę poprzedniego i menedżer ma finansowy sukces. W walce o klienta praktycznie nic nie ma znaczenia, a wskaźniki szkodowości są ważne jedynie w teorii. Po korekcie lub — jak chcą ubezpieczyciele — „urealnieniu”wysokości składek ta prosta metoda przestanie jednak działać. Zarządzający finansami firmy będą się musieli wykazać większą kreatywnością, aby wzrost cen ubezpieczeń był jak najmniej dotkliwy. Ostatnie kilka lat cenowego eldorado uśpiło czujność menedżerów. Zarządzanie ryzykiem, jakie wiąże się z posiadaniem floty, straciło na znaczeniu. Po co coś robić, skoro ubezpieczenia i tak tanieją?

Jest jeszcze trochę czasu, aby w firmie uruchomić, stworzyć lub rozwinąć program, którego celem będzie ograniczenie  ryzyka, liczby i wartości szkód oraz podniesienie bezpieczeństwa i komfortu pracowników. Taki program, wsparty widocznym zaangażowaniem zarządu, ułatwi rozmowy i przekonanie ubezpieczyciela do indywidualnej (a nie ogólnorynkowej) wyceny stawek. Inwestycja w relacje partnerskie może przynieść zaskakujące korzyści przy negocjacyjnym stole. Trzeba zrozumieć, że na ogół współpracujemy z dostawcą, który sprzedaje nam swój produkt ze stratą. W długim czasie albo przestanie oferować ten produkt, albo podniesie cenę. Innych możliwości nie ma. [MIB] © Ⓟ