Z badania Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) wynika, że spora część Polaków pozytywnie ocenia lewe zarobki, czyli otrzymywane bez płacenia podatków i składek. W latach 2015-21 do uzyskiwania takich wynagrodzeń przyznało się nawet 12 proc. zatrudnionych. Potencjał do lewych pensji jest jednak znacznie większy. 20 proc. badanych stwierdziło, że godziłoby się na zarobki „pod stołem”, gdyby dzięki temu dostawali miesięcznie 100 zł więcej na rękę. Ten odsetek skacze aż do 27 proc. w przypadku 500 zł więcej na rękę. Jakie argumenty przedstawiają przeciwnicy lewych zarobków? Przede wszystkim obawiają się zmniejszenia przyszłej emerytury.
– Płacenie „pod stołem” jest w polskiej gospodarce trwałym zjawiskiem o relatywnie stałej skali w ostatnich kilkunastu latach. Odsetek pracowników otrzymujących część wynagrodzenia „pod stołem“ zmieniał się od 2006 do 2021 r. o maksymalnie kilka punktów procentowych w górę lub w dół. Skala tego zjawiska jest powiązana ze skalą unikania opodatkowania VAT przez przedsiębiorców. Warto odnotować, że sektor finansów publicznych, a w szczególności system ubezpieczeń społecznych, traci na tym rocznie ponad 17 mld złotych – mówi Aneta Kiełczewska, ekspertka PIE.
Czym kierują się zwolennicy nielegalnych wynagrodzeń?
– Płacenie „pod stołem“ wynika z korzyści finansowej, jaką można dzięki temu odnieść, lecz także z różnych czynników instytucjonalno-kulturowych, takich jak kapitał społeczny oraz niskie zaufanie do instytucji publicznych i prawa. Tylko 22 proc. respondentów wskazało nielegalność tej praktyki jako główny powód braku akceptacji dla takiego rozwiązania. Obowiązująca norma prawna nie jest tu spójna z normą społeczną. Jedną z możliwych metod ograniczania skali płacenia „pod stołem” jest usprawnienie kontroli i stosowanie adekwatnych kar finansowych. Przykład Węgier pokazał, że skuteczne mogą być działania ukierunkowane na szczegółowe audyty. Istotne są też przepisy chroniące przed odpowiedzialnością karną tzw. sygnalistów, czyli osób zgłaszających naruszenia prawa przez pracodawców – wskazuje Łukasz Baszczak, ekspert PIE.
