Załóżmy jednak, że koalicja PO - PSL powstanie (tu 100 procent pewności) i obejmie rządy (tu takiej pewności nie ma). Co z tego może wyniknąć dla gospodarki i co według mnie powinno się wydarzyć. Przede wszystkim niepokoi mnie skupienie uwagi na kwestii podatkowej. Uważam, że jest to problem absolutnie wtórny i prawdę mówiąc najmniej istotny. Upieranie się PO, że podatek liniowy jest ich najważniejszym projektem jest niepoważne i kontr-produktywne, bo nierealne (przeciw jest prezydent, PiS, LiD i raczej PSL). Swojej zdanie na temat podatku liniowego wyraziłem we wpisie „Subiektywna ocena podatku liniowego" i nie mam zamiaru do tego wracać. Bez względu jednak na to, czy jest się zwolennikiem tego rozwiązania, czy nie to trzeba zwracać uwagę na możliwość jego wprowadzenia, a jej po prostu nie ma.
Pomysłem z tej samej grupy jest zrezygnowanie z podatku od zysków kapitałowych. Dla jasności - mnie by się to nawet podobało, bo był by to powrót do przeszłości, ale takie dawanie broni przeciwnikom politycznym jest lekkim szaleństwem. Przecież aż się prosi, żeby mówić (zresztą słusznie), że to prezent dla bogatych. Poza tym w niczym nie pomoże to gospodarce, a budżet straci około 2 mld złotych, które gdzieś trzeba będzie przecież znaleźć. Uważam, że trzeba wziąć władzę, dokonać przeglądu gospodarki i wtedy dyskutować o wydatkach i przychodach, a co za tym idzie również o podatkach. Chyba, że PO chce pójść drogą węgierską lub niemiecką i doprowadzić do tego, że podatki trzeba będzie za kilka lat podnosić po to, żeby uratować budżet. Naprawdę źle świadczy o liderach PO takie rozłożenie akcentów.
Podoba mi się to, że rozważane jest zrezygnowanie ze styczniowego obniżenia składki rentowej. Ciekawostką jest tylko to, że PO i PSL (o ile dobrze pamiętam) ochoczo podniosły ręce w Sejmie głosując za tą obniżką, a teraz uważają, ze to było złe rozwiązanie. Jedynym przeciwnikiem był SLD. Od początku uważałem, że taki prezent przedsiębiorcom prawie nic nie daje, a pracobiorcy co prawda dostają dodatkowe pieniądze, ale nie są one skierowane na grupy bardziej potrzebujące (na przykład na wchodzących na rynek pracy młodych ludzi), a docierają do wszystkich dając grosze mało zarabiającym, a 200 złotych miesięcznie bardziej zamożnym. Przyjąłem ten prezent z godnością, ale uważam, że nie był uzasadniony. Taka mało sensowna kiełbasa wyborcza. Problem jednak w tym, że ZUS już zgłosił zastrzeżenia. Podobno nie będzie w stanie szybko przygotować się do innego skierowania tego strumienia pieniędzy.
Mam też nadzieję, że nowa koalicja nie posłucha tych ekonomistów, którzy zalecają na przykład prywatyzację TVP, czy zrezygnowanie z bezpłatnych studiów. Jacek Rostkowski kandydat (podobno) na ministra finansów w wywiadzie z 2003 roku opowiadał się zdecydowanie za prywatyzacją TVP. Wielu polityków PO ma takie samo zdanie. Wydaje się, że nic prostszego - prywatyzujemy i znika problem z zależnością polityczną telewizji. Tyle tylko, że pojawia się drugi. Z zależnością od kapitału. W USA całkowicie zderegulowano media i natychmiast nastąpiła koncentracja kapitału, pojawiał się dyktujący pro-bushowskie poglądy polityczne Fox TV. Czy rzeczywiście chcemy, żeby w telewizji pokazywano nam już tylko papkę, sitcomy i tym podobną „wyrafinowaną" rozrywkę? Dlaczego nie pójść w kierunku BBC? Czy dlatego, że to jest za trudne?
Pomysł rezygnacji z bezpłatnych studiów na szczęście chyba upadł, ale kto wie, czy nie odżyje. Już obecnie często jest tak, że brak wykształcenia się dziedziczy, a co stałby się gdyby trzeba było za studia płacić? Mówienie o kredytach i stypendiach jest niepoważne. Ludzie ubodzy po prostu o kredyty nie wystąpią. Wtedy, kiedy ja studiowałem (lata 1968 - 1973) na wielu wydziałach Politechniki Gdańskiej było około 30 procent studentów pochodzących ze wsi. Oczywiście dzięki punktom za pochodzenie, które wtedy uważałem za skrajnie niesprawiedliwe. Studenci ci niczym nie odbiegali od całej reszty. Można nawet powiedzieć, że byli zdecydowanie bardziej pracowici. Teraz studentów pochodzenia wiejskiego jest chyba parę procent, a przecież nie wynika to z pogorszenia inteligencji ludności wiejskiej. Gubimy gdzieś po drodze Janków Muzykantów...
Generalnie mam wrażenie, że wygrana PO dała niektórym ludziom błędne przekonanie, że większość społeczeństwa jest zdecydowanie przekonana do wprowadzenia rozwiązań neoliberalnych. Przestrzegałbym przed takim czytaniem wyniku wyborów. To był jednak plebiscyt PiS - przeciwnicy PiS, a PO wzięła premię za bycie największą partią mogącą pokonać rządzących. Sam znam wielu ludzi o lewicowych poglądach, którzy z bólem serca głosowali na PO. Jeśli PO uwierzy, że ma mandat na neoliberalne reformy to następne wybory przegra.
Trochę krytyki każdemu się przyda, ale gdyby to była tylko krytyka to można by mówić o krytykanctwie. Dlatego też kilka słów o tym, od czego według mnie należałoby zacząć. Nie od podatków, nie od reformy finansów (chociaż KRUS trzeba zreformować na początku kadencji). Skupiłbym się przede wszystkim na ułatwieniu życia przedsiębiorcom, a sławetne „jedno okienko", byłoby tylko jednym z elementów. Uważam, że trzeba zdecydowanie zwiększyć szybkość działania sądów gospodarczych. Nie może być tak, że zanim przedsiębiorca dostanie prawomocny wyrok to jest już od dawna bankrutem. Spójny pakiet pomocy przedsiębiorcom powiązałbym ze zmianą prawa i praktyki jego wykonywania, która umożliwiłaby skuteczne zwalczanie szarej strefy. Jest ona pasożytem, który toczy życie gospodarcze bardziej niż korupcja.
W perspektywie czteroletniej kadencji za jeden z głównych celów politycznych uznałbym zwiększenie wydatków na badania i rozwój. Obecnie Polska wydaje 0,6 proc. PKB na te cele. W całej Unii to 1,9 proc. dużo większego PKB, w USA to, 2,6 proc., a w krajach skandynawskich ta wartość zbliża się do 5 procent. Stąd na przykład fińska Nokia. Jeżeli nie chcemy być do końca świata narodem przykręcającym śrubki to musimy się rozwijać. Musimy być innowacyjni. Właściwy kierunek polityczny i rozwój gospodarczy wypracujemy wtedy niejako automatycznie. Noc cóż, pomarzyć przecież można...