Twierdzenie, że przyszłość złotówki związana jest z sytuacją, w jakiej znajduje się pan Balcerowicz, to jest głęboka niewiara w jej siłę. Ja tej niewiary w żadnym razie nie podzielam — powiedział w poniedziałek na konferencji prasowej w Gdańsku Jarosław Kaczyński, szef PiS. I dodał, niestety, że powołanie komisji śledczej ds. NBP i Komisji Nadzoru Bankowego nie zaszkodzi wartości polskiej waluty ani zagranicznym inwestycjom w Polsce.
O ile nie sposób nie zgodzić się z pierwszym twierdzeniem prezesa PiS, bo nikt — nawet legendarny Alan Greenspan — nie ma jednoosobowego, decydującego wpływu na walutę, o tyle drugie jest niestety z gruntu fałszywe, zarówno jeżeli chodzi o walutę, jak i — przede wszystkim — o inwestycje zagraniczne. Trzeba bowiem spojrzeć na to nie tylko przez pryzmat speckomisji, ale też zauważyć, że jest to w istocie złamanie niezależności Narodowego Banku Polskiego (na co światowy kapitał jest niezwykle czuły) i zakwestionowanie istotnej części przemian ustrojowo-gospodarczych w naszym kraju.
Niezrozumienie tego związku przyczynowo-skutkowego, zarówno przez Jarosława Kaczyńskiego, jak i przez wielu innych polityków bierze się stąd, że... oni nie żyją w „realu”. Każdy z nas miał okazję słyszeć, wielu to oburza, jak młodzi ludzie podczas gier komputerowych wymieniają się pytaniami: ile masz jeszcze żyć? W wirtualnej rzeczywistości wszystko jest możliwe. Dopuszczalne jest kreślenie nawet najbardziej karkołomnych scenariuszy — bez rzeczywistych konsekwencji. Najwyżej zrobi się restart. Otóż polska polityka pozostaje taką rzeczywistością wirtualną. W „wirtualu” najważniejsze jest kto kogo, najważniejsza jest walka, straty się nie liczą — bo żyć mamy wiele. No i jest ten restart. Niestety przeniesienie tych doświadczeń do „realu” musi skończyć się katastrofą. Byli już, tyle że byli to mali chłopcy, naśladowcy Batmana, lorda Wadera czy Neo z Matriksa. Ale zawsze kończyło się to tragicznie.
Nie przez przypadek żaden (słownie: żaden) z rządzących obecnie polityków, kształtujących polityczną i gospodarczą rzeczywistość, nigdy nie zajmował się działalnością gospodarczą. Woleli być nawet na najgorzej płatnych państwowych posadkach, niż podjąć jakąkolwiek działalność na własny rachunek. Oni brzydzą się „realem”. Znacznie bardziej atrakcyjne wydaje im się tworzenie nowych, niezwykle wymyślnych scenariuszy wirtualnych. I trudno im się dziwić. „Wirtual” potrafi uwieść. Nie można jednak zapomnieć, że zastosowanie w „realu” scenariuszy wytworzonych w „wirtualu” może bardzo wiele kosztować. A my przecież mamy tylko jedno życie, no i nie mamy przycisku „restart”.