Polska gra bawi i edukuje kilkulatków

Alina Treptow
opublikowano: 2015-12-16 22:00

Spółka Duckie Deck wypłynęła na światowe wody. Jej gry i aplikacje są dostępne m.in. w amerykańskich McDonald’sach

Co wspólnego ma żółta, gumowa kaczka z polskim start-upem technologicznym? Od żółtej kaczki zaczerpnęła swoją nazwę krakowska firma Duckie Deck, która zdobywa nagrody w krajowych i zagranicznych konkursach dla młodych firm. Żółta kaczka to też ulubiony gadżet jej grupy docelowej składającej się z… kilkulatków.

Spółka Duckie Deck
Spółka Duckie Deck
założona przez Marka Przystasia, ten rok zakończy 2 mln zł przychodów. W przyszłości, w związku z dalszym rozwojem, rozważy poszukanie inwestora. [FOT. ]
FUTU2014

Mała wielka nisza

Krakowska spółka została założona kilka lat temu przez Marka Przystasia oraz Tomasza Hana, którzy wcześniej prowadzili wspólnie agencję interaktywną. Dzisiaj tworzą gry i aplikacje edukacyjno- -rozrywkowe dla dzieci w wieku 2-5 lat.

— Tę niszę do zagospodarowania zauważyliśmy kilka lat wcześniej, pracując jeszcze w agencji. Niewiele podmiotów się nią interesowało, choć było już wiadomo, że liczba smartfonów i tabletów będzie dynamicznie rosnąć, a razem z nimi liczba użytkowników. Obecnie nawet połowa kilkulatków korzysta z urządzeń mobilnych — mówi Marek Przystaś.

Choć początkowo krakowska firma próbowała sił na krajowym rynku, największą sprzedaż generuje za granicą — Polska pod względem przychodów znajduje się w drugiej dziesiątce krajów, gdzie te gry i aplikacje są dostępne. Jednymi z największych rynków są: USA, Kanada, Hiszpania i Turcja. Na celowniku są też kraje Dalekiego Wschodu, gdzie Duckie Deck zagrał już o klientów podczas branżowych targów.

— Rynek ma olbrzymi potencjał, szczególnie że treści i aplikacji dostosowanych do kilkulatków nie ma dużo. Wielu z nich korzysta ze złych aplikacji, pokazujących przemoc czy utrwalających stereotypy — twierdzi Marek Przystaś. Spółka ma ciekawy model dotarcia z ofertą. Na jej celowniku wcale nie są rodzice czy dziadkowie, ale duży biznes.

— Współpracujemy między innymi z sieciami restauracji, które prowadzą kąciki dla dzieci — w oczekiwaniu na jedzenie maluchy mogą się pobawić, coraz częściej również tabletami ze specjalnie wybranymi aplikacjami. Mamy podpisane umowy z dużymi sieciami w USA czy Kanadzie, w tym np. z McDonald’sem. Jedna tego typu umowa daje nam dostęp do nawet 1,5 tys. placówek. Współpracujemy również z producentami tabletów i negocjujemywarunki współpracy z dużymi firmami telekomunikacyjnymi — mówi Marek Przystaś.

Kreatywne warsztaty

Spółka ciągle wprowadza do oferty nowe gry, aplikacje oraz projekty. Obecnie jej oczkiem w głowie są kreatywne warsztaty dla dzieci, które organizuje na rodzimym rynku. — Cieszą się bardzo dużą popularnością, dlatego też będziemy je dalej rozwijać — mówi Marek Przystaś.

Jego celem jest nie tylko pobudzenie dziecięcej kreatywności, ale też pomoc chorym maluchom. Dwa lata temu dołączył do krakowskiej firmy Harimata, która opracowała aplikację Play Care, pomagającą wykryć autyzm. Wymyślony algorytm sztucznej inteligencji klasyfikuje dziecko do jednej z dwóch grup — rozwijającej się normalnie i potencjalnie z zaburzeniami autystycznymi. Na podstawie trzech prostych gier z 90-procentową skutecznością można ocenić, czy dziecko ma zaburzenia autystyczne czy nie. Badania potwierdziły 87-92-procentową skuteczność.

— Zapotrzebowanie jest ogromne. Potrzebę tego typu rozwiązań dostrzegają nie tylko rodzice, ale też rządy oraz ubezpieczyciele — twierdzi Marek Przystaś.

OKIEM EKSPERTA

Niełatwy rynek

WOJCIECH PRZYŁĘCKI

partner w IQ Partners

Na rynku gier i aplikacji dla dzieci jest bardzo duża konkurencja, szczególnie w segmencie prostych programów i aplikacji, gdzie jest mała bariera wejścia — coś ciekawego jest w stanie stworzyć każdy dobry programista. Oferta, również bezpłatnych aplikacji, jest bogata, trudno więc przekonać rodzica, by za nią zapłacił. Brakuje marek, takich jak np. Angry Birds. Dzisiaj producent słynnej gry większość zysków czerpie nie ze sprzedaży aplikacji, ale z różnych gadżetów czy licencji do marki. Jeśli chodzi o segment gier i aplikacji dla maluchów, brakuje na rynku produktu, który rozwijałby się razem z dzieckiem — większość jest przeznaczona dla danej, zawężonej grupy wiekowej. Brakuje też rzetelnej oceny, badań, które sprawdziłyby, czy dana gra ma rzeczywiście wartość edukacyjną.