Polska proponuje UE kompromis-praca za subsydia

opublikowano: 2001-06-16 21:22

Marcin Grajewski

GOETEBORG (Reuters) - Podczas unijnego szczytu w Goeteborgu Polska broniła swojego twardego stanowiska negocjacyjnego, twierdząc że Polacy, którzy o przystąpieniu do Unii zadecydują w referendum powinni w pełni akceptować zasady członkowstwa.

Szef urzędu Komitetu Intergacji Europejskiej minister Jacek Saryusz- Wolski z radością powitał deklarację "piętnastki", że negocjacje z najbardziej zaawansowanymi państwami powinny zakończyć się w 2002 roku.

Dodał jednak, że Polska ma teraz przed sobą najtrudniejszy etap negocjacji. Chodzi o rozmowy na temat rolnictwa i pomocy regionalnej, które to dziedziny obejmują do 80 procent z liczącego 90 miliardów euro budżetu Unii. Negocjacje w tych obszarach powinny być połączone z rozmowami dotyczącymi kwestii zatrudnienia. Polska wstępnie odrzuciła proponowany przez Unię siedmioletni okres zabezpieczający "kraje piętnastki" przed napływem siły roboczej z nowych państw członkowskich.

"Te trzy obszary należy rozpatrywać razem, by było widać jak się bilansują. Wszystkie dotyczą nowych miejsc pracy w powiększonej Unii, a to jest dla nas sprawą priorytetową" - powiedział Saryusz-Wolski.

Unia planuje rozpocząć negocjacje w tych obszarach w przyszłym roku, gdyż Francja i Niemcy pragną uniknąć poruszania tak drażliwych tematów przed wyborami, które w tych państwach odbęda się w 2002 roku.

Saryusz-Wolski powiedział jednak, że Polska nie może zaakceptować zakazu dotyczącego wolnego przepływu siły roboczej w powiększonej Unii, dopóki kraje piętnastki nie zadeklarują, jakie środki przeznaczą na pomoc regionalną i rolnictwo.

WIĘCEJ MIEJSC PRACY

"Pomoc regionalna może oznaczać dla nas stworzenie od 400.000 do 500.000 miejsc pracy. Dodatkowe miejsca pracy powstaną też na wsi dzięki Wspólnej Polityce Rolnej (Common Agricultural Policy - CAP)" - uważa Saryusz-Wolski.

"Z drugiej strony, przyjęcie siedmioletniego okresu przejściowego w zatrudnieniu oznacza brak z od 400.000 do 700.000 miejsc pracy dla naszych pracowników" - dodał.

"Musimy traktować te trzy sprawy całościowo i zobaczyć jak się zbilansują. Jedno miejsce pracy przekłada się na 100.000 złotych rocznie" - dodał.

Odrzucenie siedmioletniego okresu przejściowego dotyczącego przepływu siły roboczej jak również stanowisko Polski, która chce by przez 18 lat obcokrajowcy nie mogli kupować ziemi, doprowadziło do przeciągania się negocjacji.

Część dyplomatów uważa, że to twarde stanowisko może spowodować, że Polska zostanie wykluczona z grupy państw, które jako pierwsze wejdą do Unii. W śród nich wymienia się Węgry, Czechy, Estonię, Słowenię, Cypr i może jeszcze inne pństwa.

Do tej pory Węgry zamknęły 22 z 31 obszarów negocjacyjnych, Czechy i Estonia po 19, Słowenia 20, a Polska tylko 16.

Jednak niektórym polskim politykom wydaje się, że polityczna pozycja Polski gwarantuje jej miejsce w pierwszej grupie przyjmowanych państw. Może bowiem ona liczyć na poparcie Niemiec.

"Bez Polski, historyczny proces kończący podział Europy nie miałby sensu" - powiedział jeden z polskich dyplomatów.

Zdaniem niektórych obserwatorów strategia negocjacyjna Polski może zmienić się po wrześniowych wyborach, kiedy to ster rządów obejmie najprawdopodobniej Sojusz Lewicy Demokratycznej (SLD).

((Reuters Serwis Polski, tel +48 22 653 9700, fax +48 22 653 9780, [email protected]))