Jeśli PKP Intercity tak zadba o komfort podróżnych w wakacje, jak podczas minionego długiego weekendu, to kuracjusze jadący nad morze muszą już teraz zacząć przyswajać sobie ćwiczenia relaksacyjne i przyjmować środki na wzmocnienie systemu nerwowego.
Polska Konserwa Państwowa
Wszystko zaczęło się w czwartek wczesnym porankiem. Tuż przed piątą do Warszawy powinien wyjechać pociąg Krupówki z Zakopanego, który z całej południowej Polski zbiera podróżnych, jadących nad morze. Niestety, „doznał opóźnienia” i do stolicy dotarł z półgodzinnym opóźnieniem. Cóż - to przecież tylko pociąg pospieszny.
Gorsze było to, że pociąg był doładowany do granic możliwości. „Polska Konserwa Państwowa” – komentowali ściśnięci jak sardele w puszcze podróżni, zgadując jak będzie wyglądała podróż z powrotem. Po pięciu i pół godzinach jazdy pociąg, który na trasie Warszawa-Nasielsk porusza się z prędkością drezyny, dojechał do Gdańska.
Poczekaj Kiedyś Przyjedziemy
W piątek w PKP Intercity ktoś chyba jednak zauważył, że jest długi weekend. Na stronie internetowej spółki pojawił się komunikat, że dla powracających z urlopów przewoźnik uruchomi dodatkowe pociągi. Z Gdańska miał wyjechać z niedzielę o 18.47 – pół godziny przed rozkładowym pośpiechem, który jedzie do Zakopanego.
Niestety, zanim pociąg ruszył z Gdyni, już na starcie miał 70 minut opóźnienia. Ściślej mówiąc, w ogóle nie podjechał na peron. W międzyczasie na dworzec gdyński wtoczył się rozkładowy pośpiech, też z solidnym opóźnieniem. Zebrani na peronie podróżni w dużej masie, przypuścili szturm na pociąg. Kiedy zajęli miejsca, na sąsiedni tor wjechał opóźniony już o godzinę dubler. Kompletnie pusty. Część osób przesiadła się do niego, chociaż do końca nie było pewne dokąd ten pociąg jedzie, bo takiej informacji nikt na dworcu nie podał. Ostatecznie okazało się, że miejsce docelowe to Kraków. Pociąg wyjechał z Gdańska z godzinnym opóźnieniem, które wraz z pokonywaniem drogi systematycznie rosło. Do Nasielska dotarł dwie godziny po terminie. I stanął. Po 45 minutowym postoju ruszył do Warszawy, gdzie dotarł o 2.30 z trzygodzinnym opóźnieniem. Dodajmy – to był pociąg pospieszny. Strach pomyśleć, co by było, gdyby to był osobowy. Na szczęście PKP Intercity nie obsługuje takich pociągów.
Totalny brak koordynacji w spółce nie tylko napsuł nerwów pasażerom. Również z punktu widzenia ekonomicznego dublowanie pociągów było zupełnym niewypałem. Dodatkowy pociąg pojechał w trasę z niemal połową miejsc pustych. Za to pośpieszny rejsowy z nadkompletem.
Czekamy na obiecane wyjaśnienia ze strony PKP (Polskich Kolei Państwowych).