Nawet jeśli dziś RPP obniży stopy procentowe, Polska i tak pozostanie wśród krajów regionu przysłowiowym rajem dla inwestujących w obligacje. Jednak zbliżający się termin wejścia naszego kraju, a także Czech i Węgier do UE i EMU, spowoduje, że rentowność papierów będzie coraz niższa.
Ekonomiści są zgodni, że rynek obligacji w Polsce jest bardziej atrakcyjny niż na Węgrzech czy w Czechach. Nie zmieni tego nawet ewentualna obniżka stóp procentowych, na którą może się dziś zdecydować Rada Polityki Pieniężnej. Jednak przedsiębiorcy, planujący lokowanie wolnych środków w polskie obligacje, muszą wziąć pod uwagę wyższe ryzyko.
Polska, Węgry i Czechy mają znaleźć się w pierwszej grupie krajów, które zostaną włączone do Unii Europejskiej. Pojawiają się jednak obawy, że w wyniku opóźnień negocjacyjnych i dostosowawczych, rozszerzenie Eurolandu może przesunąć się w czasie.
— Ryzyko inwestycyjne w przypadku krótszych polskich obligacji jest stosunkowo wysokie. Natomiast biorąc pod uwagę dłuższe papiery, obawa jest mniejsza. Inwestorzy uważają, że Polska w perspektywie do 10 lat i tak znajdzie się w UE — mówi Ewa Radkowska, portfolio manager w ING Investment Management.
Jest to jedna z przyczyn, dla których różnica rentowności między polskimi krótkimi i długimi obligacjami jest duża. Na rynku wtórnym papiery 2-letnie mają średnią rentowność na poziomie 9,22 proc., natomiast 10-letnie 7,92 proc.
— Na Węgrzech czy w Czechach te różnice są mniejsze. Wynika to z faktu, że kraje te postrzegane są jako stabilniejsze, znacznie bliższe konwergencji z UE niż Polska — dodaje Marek Zuber, ekonomista BPH PBK.
Dealerzy twierdzą, że polscy inwestorzy — głównie przedsiębiorcy lokujący wolne środki finansowe — coraz częściej zainteresowani są rynkami czeskim i węgierskim. Przyznają jednak, że na razie są to głównie spekulacje na tamtejszych walutach. Większość banków w Polsce posiada jednak odpowiednią zgodę na obrót obligacjami zagranicznymi.
Jeżeli zliczymy wartość nominalną wszystkich emisji skarbowych papierów wartościowych na poszczególnych rynkach regionu, okaże się, że Polska zdecydowanie dystansuje swoich rywali. Z jednej strony jest to niewątpliwy atut naszego rynku.
— Rynek polski jest bardziej atrakcyjny, a płynność obligacji jest wystarczająca. Większe są więc możliwości inwestowania dla szerszej grupy inwestorów — mówi Marek Zuber.
Wartości emisji skarbowych papierów wartościowych na Węgrzech nie są zbyt wysokie. Pod koniec 2001 r. węgierskie ministerstwo finansów praktycznie zrezygnowało z 2-letniego benchmarku, zaprzestając dalszych aukcji tych papierów. Jednak, w przeciwieństwie do Polski, gdzie został wprowadzony benchmark 20-letni, na rynkach w Budapeszcie i Pradze inwestorzy mogą lokować środki w papiery 15-letnie.
Pod względem wielkości i płynności rynku Polska jest doskonałym miejscem dla inwestorów, którzy, akceptując wyższe ryzyko, chcą więcej zarobić.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy w swoim ostatnim raporcie zwrócił uwagę, że Czechy i Węgry są znacznie dalej posunięte w przygotowaniach do wejścia do UE niż Polska. Konwergencja naszego rynku z rynkiem Eurolandu może więc być zagrożona przede wszystkim przez czynniki wewnętrzne.
— Środków z prywatyzacji, wpływających do budżetu państwa, jest bardzo mało. Rząd nie ma obecnie innego pomysłu na łatanie dziury budżetowej jak poprzez emisję skarbowych papierów wartościowych. Jednak zbyt duża podaż papierów może spowodować, że ceny na rynku wtórnym przestaną rosnąć i nie będą przynosić inwestorom odpowiednich profitów — zauważa Jacek Wiśniewski z Pekao.
Ekonomiści uspokajają jednak, że Polska, mimo problemów z dostosowaniem rynku do wymogów UE, stanowi jedno z najważniejszych ogniw w rozszerzającej się wspólnej Europie. Wcześniej czy później nasz kraj i tak znajdzie się więc w Eurolandzie.
Okiem eksperta
Najważniejsze dla Polski, Czech i Węgier będzie wejście do strefy euro (EMU). Wtedy już nie poszczególne banki centralne tych krajów będą ustalać wysokość stóp procentowych, lecz Europejski Bank Centralny. W momencie wejścia tych państw do EMU zniknie ryzyko kursowe, a stopy procentowe będą musiały być zbliżone do poziomu Eurolandu. Różnice w ich wysokości w poszczególnych krajach będą raczej niewielkie. Do tego czasu kraje z naszego regionu powoli będą wchodzić na ścieżkę, która w większej mierze będzie uzależniona od inflacji — kraje będą podnosić bądź obniżać stopy procentowe. Dla wszystkich najważniejsze będzie, by te decyzje pozwoliły krajom na realizację kryteriów z Maastricht. Inwestorzy, biorąc pod uwagę tę sytuację, rozpoczęli grę na konwergencję. Wszyscy, którzy zarządzają portfelami papierów dłużnych, muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, na ile są w stanie przyjąć ryzyko związane z inwestycją w dane obligacje. Jeżeli inwestują w czeskie papiery, to premia i średnie rentowności mogą nie być satysfakcjonujące. Natomiast kupując polskie obligacje, muszą zaakceptować wyższe ryzyko, ale jednocześnie więcej zarabiają. Przy podejmowaniu decyzji dobrze jest poznać specyfikę poszczególnych rynków z naszego regionu. Im bliżej te rynki będą wejścia do EMU, tym różnice w średnich rentownościach obligacji będą się zawężać, osiągając poziom obowiązujący w Unii Europejskiej.
Jacek Wiśniewski kierownik zespołu analitycznego Banku Pekao SA