Polskie spółki muszą postawić na ADR-y

Artur A. Adamski
opublikowano: 1998-10-12 00:00

Polskie spółki muszą postawić na ADR-y

Panująca na świecie dekoniunktura osłabiła programy kwitów depozytowych

Mimo postępującej standaryzacji na rynkach kapitałowych, emitowanie kwitów depozytowych ADR i GDR przez polskie spółki pozostanie efektywnym sposobem pozyskiwania dużych inwestorów międzynarodowych. Pod warunkiem jednak, że bessa wkrótce się skończy.

— Kwity depozytowe szybciej trafiają do notowań niż polskie akcje. Po drugie — są denominowane w dolarach lub markach. Po trzecie — instytucje międzynarodowe nie mają formalnych przeszkód w ich kupowaniu — mówi Martin Balawaider, dyrektor rynku pierwotnego banku inwestycyjnego Robert Flemings.

Formalne przeszkody to wymogi regulaminowe, jakie ma część banków i funduszy inwestycyjnych. Dotyczy to szczególnie amerykańskich instytucji.

Notowanie ADR-ów ma podstawową zaletę — płynność, która dla inwestora jest równie ważna, jak kondycja finansowa.

— Dzięki płynności zasobny inwestor może złożyć zlecenie nie wpływając na kurs akcji na giełdzie, oraz ma możliwość lepszego wykonania swojego zlecenia — tłumaczy Paweł Lubecki, dyrektor działu analiz ERSTE Securities.

Kupno kwitów jest prostsze niż kupno akcji, a to z powodu mało czytelnego i skomplikowanego systemu naszych rozliczeń.

Bezpiecznie i anonimowo

Dla części inwestorów bardzo istotne jest również zachowanie anonimowości.

— Przy zakupie kwitów inwestor pozostaje anonimowy, a w Polsce przy dużych zleceniach, różnie z tym bywa — powiedział jeden z naszych rozmówców.

Zdaniem Jacka Dzierwy z Salomon Smith Barney, dla tych zachodnich inwestorów, którzy dobrze znają polski rynek, nie ma różnicy, czy kupują akcje czy też ADR-y.

Dla spółki notowanie w postaci kwitów depozytowych ma dwie podstawowe zalety: łatwiej jej jest sprzedać swoje akcje, gdyż ADR-y znacznie zwiększają popyt.

— Spółka notowana za pośrednictwem kwitów depozytowych może liczyć na to, że stanie się bardziej znana — uważa Jacek Dzierwa.

Nic za darmo

Emisja kwitów depozytowych wiąże się z kosztami, które wynoszą od 3 do 5 proc. wartości emisji.

— Dla spółek emisja kwitów depozytowych to głównie poszerzenie kręgu odbiorców. Jednak decyzję o emisji tego typu papierów należy starannie przemyśleć, przeliczyć, czy się to po prostu opłaca — ostrzega Marcin Sadlej, analityk Societe Generale.

— Moim zdaniem, jeśli emisja przekracza pułap 100 mln zł, należałoby pomyśleć o kwitach depozytowych. Natomiast przy emisji rzędu 120-150 mln zł ADR są już konieczne — wyjaśnia Paweł Tamborski, dyrektor rynku pierwotnego CAIB Securities.

W kwitach przyszłość

W obecnej sytuacji, jakakolwiek emisja akcji czy też ADR-ów mogłaby napotkać brak popytu.

Przykładem małego zainteresowania kwitami są GDR-y Stalexportu. Zgromadzenie akcjonariuszy ustaliło, że do 25 proc. akcji może być notowane w postaci kwitów, jednak mały popyt spowodował, że zaledwie poniżej 5 proc. kapitału akcyjnego znajduje się w GDR-ach.

Ale np. GDR-y Prokomu miały na początku notowań spółki na GPW większe obroty niż akcje w Warszawie.

— Kiedy minie dekoniunktura, program kwitów depozytowych stanie się znowu popularny. Na giełdę będą trafiać spółki o kapitale akcyjnym przekraczającym 100 mln dolarów, a więc będą bardziej zainteresowane emisją tych instrumentów — uważa Paweł Lubecki.