Powrót gospodarczy na Wschód jest iluzją

Wojciech Surmacz
opublikowano: 2002-08-23 00:00

Kraje byłego ZSRR należą dzisiaj do najbardziej opóźnionych w naszym regionie pod względem transformacji ustrojowej i gospodarczej — uważa Dariusz Rosati, członek Rady Polityki Pieniężnej i były minister spraw zagranicznych. Jego zdaniem, są to niewielkie gospodarki, mało atrakcyjne pod względem technologicznym i kapitałowym. Mimo to Polska powinna z nimi utrzymywać stosunki gospodarcze, szczególnie — z Ukrainą.

- „Puls Biznesu”: Na tegorocznym Krynickim Forum Ekonomicznym wygłosi Pan referat na temat transformacji ustrojowej w naszym regionie w ciągu ostatnich 10 lat...

Dariusz Rosati: Na ten temat powstał specjalny raport. Pracowałem nad nim wraz z grupą ekspertów. Zostanie opublikowany w postaci książki. Natomiast w Krynicy przedstawię główne wnioski w nim zawarte.

- Jakie one będą?

— Przede wszystkim nie można jednoznacznie oceniać transformacji w całym regionie — to 27 państw z Europy Środkowej i Wschodniej i byłego Związku Radzieckiego. Znajdują się wśród nich kraje, którym udało się zakończyć proces przemian sukcesem, czyli Polska, Węgry, Czechy, Słowacja, Słowenia i kraje bałtyckie. Ale są też kraje, które wciąż znajdują się w bardzo różnych fazach tej transformacji — raz robią krok do przodu, raz do tyłu. To jest właściwie największa grupa. I wreszcie są trzy kraje, które na dobrą sprawę w ogóle nie rozpoczęły jeszcze transformacji i starają się utrzymywać stary system — Białoruś, Turkmenistan i Uzbekistan.

- Dlaczego państwa, które miały mniej więcej jeden cel i wszystkie startowały z tego samego obozu socjalistycznego, mają tak zróżnicowane rezultaty w transformacji ustrojowej?

— Po pierwsze, liczył się sposób reformowania, czyli polityka reform. Kraje, które reformowały szybko, radykalnie i kompleksowo — odniosły sukces. Te, które próbowały to robić powoli i stopniowo, na ogół poniosły porażkę. Po drugie, szybciej i łatwiej reformowały się kraje, które były bliżej Europy Zachodniej i nawiązały stosunki handlowe z krajami stamtąd, a poza tym miały historycznie zakorzenioną tradycję gospodarki rynkowej. Wreszcie po trzecie — kraje, które przeżyły wstrząsy, np. wojnę domową czy gwałtowny rozpad państwa, mają dzisiaj ogromne trudności. Sukces transformacji zależy od tego, czy reformom gospodarczym towarzyszą reformy polityczne. Jeżeli jakiś kraj wybrał demokrację, to na ogół decydował się również na konsekwentne reformy rynkowe. Jeśli jednak nie zdecydował się na demokrację, tylko na formę autokratyczną, przeżywał gospodarczą stagnację. I ostatnia rzecz — wszystkie kraje, które reformowały się bardzo szybko i przyjęły systemy demokratyczne, od razu zmieniły orientację swojej polityki zagranicznej. Postawiły na Zachód. Chcą wejść do Unii, do NATO. Pozostałe państwa wciąż nie mają jasnej wizji polityki zagranicznej. Albo chcą się wiązać z Rosją, albo zachować jakąś formę niezależności.

- Może Pan wskazać na Wschodzie kraje, które są dzisiaj najbardziej atrakcyjne dla polskich inwestorów?

— Ze Wschodem wiązane są w Polsce ogromne nadzieje. Niestety, nie zawsze uzasadnione. To wynika jeszcze z tradycji naszego handlu ze Związkiem Radzieckim. W czasach PRL był to nasz największy partner gospodarczy. W kraju nadal pokutuje myślenie, że być może jest jeszcze szansa na odbudowę tamtej sytuacji.

- A jest?

— To jest iluzja. Trzeba pamiętać, że nawet największy kraj tego regionu — Rosja — jest obecnie gospodarką średniej wielkości, o PKB rzędu 300 mld USD. W porównaniu z polskim (170 mld USD) to nic nadzwyczajnego. Gospodarka rosyjska jest mniejsza od holenderskiej. Ukrainę, ze względu na 10 lat permanentnej recesji, szacuje się na 40 mld USD siły nabywczej. Słowem — to niewielkie gospodarki. Poza tym są to kraje mniej atrakcyjne pod względem technologicznym, kapitałowym i bezpieczeństwa prowadzenia biznesu.

Wiara w to, że współpraca z Rosją może stanowić dla Polski alternatywę w stosunku do Unii Europejskiej czy w ogóle do Zachodu, nie ma podstaw. Ale z drugiej strony, poziom wymiany handlowej i inwestycji na Wschodzie, który mamy obecnie, znajduje się zdecydowanie poniżej naszego potencjału. Dlatego na pewno trzeba rozwijać stosunki z Rosją, Ukrainą i Białorusią. Tym bardziej że eksport do tych państw znajduje się w zupełnym zaniku.

- Co, Pańskim zdaniem, stanowi największą przeszkodę w rozwoju tych stosunków?

— Brak kapitału po naszej stronie. Handel z tymi krajami wymaga obudowy instytucjonalnej. Przede wszystkim marketingu, ubezpieczeń kredytów, poręczeń, gwarancji i sprawnego systemu rewindykowania należności. Tego nasz rząd nie daje, bo nie ma na to pieniędzy. Na handlu ze Wschodem korzystają więc kraje Unii Europejskiej, bo albo sprzedają dotowaną żywność, albo mają bardzo silne — tak jak Niemcy — systemy wsparcia finansowego eksportu. Ponadto Rosja wciąż odmawia podpisania z nami umowy o ochronie inwestycji wzajemnych.

- Dlaczego Rosjanie nie chcą jej podpisać?

— Częściowo z powodów politycznych. Częściowo dlatego, że jedna i druga strona chcą przy tej okazji załatwić parę spraw z przeszłości.

- Czyli?

— Czyli rozliczenie majątku i należności z okresu RWPG. Polska ma w Moskwie majątek, do którego nie może się dobić. Rosjanie z kolei mają w Warszawie budynki z niejasnym systemem własności, który też powinniśmy w jakiś sposób uregulować. Jednak wydaje mi się, że przede wszystkim nie było woli politycznej, żeby te problemy rozwiązać. To blokuje podpisanie umowy. Mam nadzieję, że może w końcu zapadną konkretne decyzje w tej sprawie, bo atmosfera polityczna w naszych stosunkach trochę się zmieniła.

- Ciągle nawiązuje Pan do Rosji, a o Białorusi i Ukrainie tylko wspomina. To znaczy, że te kraje nie wchodzą w grę?

— Skoncentrowałem się na Rosji, bo do pewnego stopnia problemy rosyjskie są wspólne dla wszystkich krajów byłego Związku Radzieckiego. Ukraina jest przedmiotem naszej ogromnej uwagi, ale bardziej politycznej niż gospodarczej. Trzeba ją wspierać, bo nadal jest krajem, który waha się między wyborem drogi zachodniej i wschodniej.

Moim zdaniem, powinniśmy działać na rzecz tego, żeby Ukraina znajdowała się zawsze po naszej stronie. Ten kraj, chociaż dzisiaj bardzo ubogi, ma duży potencjał. Tam jest przyszłość dla inwestycji w nowoczesne dziedziny gospodarki, np. usługi i zaawansowany przemysł przetwórczy. One muszą być tam rozwijane, ale do tego Ukraińcom potrzebne są pieniądze. Mogą one przyjść z Polski. Ponieważ jest ich u nas niewiele, to przyszłość tego rozwoju widzę we wspólnych przedsięwzięciach z Niemcami, Amerykanami czy Francuzami. Polacy powinni oferować im swoje kontakty, rozeznanie rynku i znajomość poruszania się w tamtych realiach, a partnerzy zachodni powinni wchodzić kapitałowo.

- A Białoruś?

— Białoruś jest szczególnym przypadkiem. Dopóki nie zmieni się prezydent, trudno oczekiwać jakiegoś otwarcia politycznego i gospodarczego. Białoruś wyraźnie dąży do integracji gospodarczej z Rosją. To jest jedyny kraj w naszym regionie, który ma znacznie mniejsze obroty z Unią Europejską niż z pozostałymi państwami WNP. W takiej sytuacji politycznej bardzo trudno rozwijać kontakty gospodarcze. Ale to jest sytuacja przejściowa, bo, moim zdaniem, Białoruś po zmianie prezydenta dołączy do innych krajów, rozwijających się w kierunku rynkowym.