Lekceważenie zagrożeń to jedna z głównych i najczęstszych przyczyn wypadków przy pracy. Również brak lub niewłaściwe urządzenia zabezpieczające oraz niedostateczny nadzór nad pracującymi. Pod tym względem w zasadzie od lat nie ma przełomu — wynika z najnowszego raportu Państwowej Inspekcji Pracy (PIP). Zmienia się natomiast struktura statusu zatrudnienia osób, które ulegają wypadkom w zakładach pracy, co nie pozwala m.in. dokładnie określić skali problemu.



Nie tylko etatowcy
W ubiegłorocznych wypadkach zbadanych przez PIP osoby świadczące pracę na innej podstawie niż stosunek pracy, ale objęte ubezpieczeniem z tytułu wypadków przy pracy, stanowiły ok. 13 proc. ogółu poszkodowanych w takich zdarzeniach. Jednocześnie inspekcja odnotowała ponad 90 zdarzeń, które mogły mieć charakter wypadku przy pracy, ale nie można było ich tak zakwalifikować z uwagi na brak wspomnianego ubezpieczenia.
— Były to głównie osoby zatrudnione na podstawie umowy o dzieło — wyjaśnia Danuta Rutkowska, rzecznik prasowy głównego inspektora pracy. Jej zdaniem, niejednoznacznie sformułowane przepisy zobowiązujące pracodawców do zgłaszania wypadków, a także ograniczone uprawnienia PIP do badania zdarzeń z udziałem osób, których z zakładem nie łączy stosunek pracy, utrudniają ocenę rzeczywistego zagrożenia wypadkami przy pracy.
Statystyka pokazuje, że stopień wypadkowości przy zatrudnieniu od lat utrzymuje się na podobnym poziomie. W ubiegłym roku PIP zbadała okoliczności i przyczyny 2002 wypadków przy pracy, w których poszkodowanych zostało ponad 2,3 tys. osób. Takich zdarzeń było niewiele mniej niż rok wcześniej.
Stale pod lupą
Do zdecydowanej większości wypadków doszło w przetwórstwie przemysłowym (721 wypadków), budownictwie (534), transporcie (114) i górnictwie (54). Branże te, zaliczone do gałęzi tzw. wysokiego ryzyka, znajdują się na liście sektorów gospodarki szczególnie kontrolowanych przez inspekcję, czasami kilkakrotnie w tych samych zakładach. Tak np. było w ubiegłym roku na budowach. Na ponad 2,7 tys. budów przeprowadzono ponad 5 tys. kontroli, z czego najwięcej w mikroprzedsiębiorstwach (73 proc. zbadanych firm) i zakładach zatrudniających od 10 do 49 osób (24 proc.), bo tam w poprzednich latach PIP stwierdzała najwięcej nieprawidłowości w przestrzeganiu norm bezpieczeństwa i higieny pracy (BHP). Pod lupę wzięto też firmy, w których wykorzystywane są wózki jezdniowe z napędem silnikowym, bo w latach 2011-13 w wypadkach przy pracy z udziałem tych pojazdów zginęło 27 osób, a 77 odniosło ciężkie obrażenia ciała. W 2014 r. przeprowadzono 877 kontroli w 846 podmiotach i nie przyniosły one lepszego obrazu. O 12 więcej było wypadków, śmierć poniosło mniej osób (o 18), ale więcej doznało ciężkich obrażeń ciała (o 3). Kontrolujący mieli wiele różnych zastrzeżeń — m.in. do niewłaściwego dostosowania dróg transportowych do natężenia ruchu, braku porządku czy pozostawiania sprzętu bez zabezpieczenia przed uruchomieniem. Podobnie niepokojące wyniki przyniosły np. kontrole warunków pracy przy użyciu maszyn i urządzeń do obróbki drewna. Przeprowadzono ich 374 w 372 zakładach, zatrudniających ponad 9,5 tys. osób, głównie mikro-, małych i średnich. Tylko do 15 proc. z tych pracodawców inspektorzy nie mieli zastrzeżeń. U pozostałych stwierdzano brak niezbędnych osłon bezpieczeństwa, przeglądów technicznych, instrukcji obsługi maszyn.
— Pracodawcy nie wywiązują się z obowiązku dostosowania maszyn i urządzeń do norm określonych przepisami. W dużej części dotyczy to małych i średnich zakładów zatrudniających do 49 osób, co jest spowodowane brakiem własnej służby BHP oraz wykwalifikowanych osób do remontów. Obowiązki te z reguły zlecano firmom zewnętrznym — wyjaśnia Danuta Rutkowska.
Przymykanie oka
— Wiele badań pokazuje, że Polacy mają dość luźny stosunek do bezpieczeństwa — dotyczy to zarówno bezpieczeństwa materialnego, jak i fizycznego. Najczęściej myślą w kategoriach „tu i teraz”, nie są skłonni do planowania i zabezpieczenia się przed potencjalnymi przyszłymi zdarzeniami i zagrożeniami — uważa Grzegorz Kowalczyk, senior consultant instytutu badawczego Millward Brown, który przeprowadził ogólnopolskie badanie „Bezpieczeństwo pracy w Polsce 2014” wśród Polaków pracujących zawodowo. Badanie wykonano na zlecenie Koalicji Bezpieczni w Pracy, zawiązanej w ubiegłym roku przez CWS-boco Polska, PW Krystian, Lafarge oraz TenCate Protective Fabrics. Grzegorz Kowalczyk zwraca uwagę, że według badania aż 37 proc. pracowników było w ciągu ostatnich dwóch lat świadkiem wypadku w miejscu pracy, z czego 7 proc.
— wypadku śmiertelnego. — Sytuacja taka jest dodatkowo niebezpieczna z powodu ograniczonej gotowości pracowników do powiadomienia stosownych służb o naruszeniu przepisów BHP przez pracodawcę — podkreśla przedstawiciel Millward Brown.
Co piąty z respondentów przyznał też, że był świadkiem rażących naruszeń, dokonywanych zarówno przez pracowników, jak i pracodawców. Zdecydowana większość badanych zwróciłaby uwagę współpracownikowi, gdyby nie dopełniał procedur bezpieczeństwa, ale tylko dwie trzecie powiadomiłoby PIP o ich łamaniu przez pracodawcę.
— Ryzyko istnieje wszędzie — stwierdza w komentarzu do raportu Ewa Gawrysiak, menedżer ds. klientów końcowych na Europę Wschodnią i Azję Centralną TenCate Protective Fabrics. Podkreśla, że zależy ono w dużej mierze od wdrożenia przepisów przez pracodawców oraz od ich respektowania przez pracowników. Bo, jak wynika z fachowej literatury i badań, w 70-90 proc. wypadków ich przyczyną jest tzw. czynnik ludzki.
1EUR Każda taka kwota zainwestowana w bhp zwraca się przedsiębiorcom w postaci 2,2 EUR — podaje Europejska Agencja Bezpieczeństwa i Zdrowia w Pracy.
4 tys. Tyle wypadków śmiertelnych każdego roku odnotowuje się w Unii Europejskiej, a ponad 3 mln poważnych.