Wszystko wskazuje na to, że rozmowy z UE dotyczące swobodnego przepływu pracowników zakończą się dopiero pod koniec przyszłego roku. Antagonizmy w postrzeganiu problemu wśród zgromadzonych w Warszawie przedstawicieli związków zawodowych Polski i Niemiec oraz krajowych negocjatorów są nie do przezwyciężenia.
- Niemcy mają poważny problem z bezrobociem. Tymczasem Polska nie jest w stanie przedstawić konkretnej liczby osób, jaka mogłaby się u nas pojawić. Nam dane szacunkowe nie wystarczają - uważa Karl Feldengut z związkowej organizacji DGB z Berlina.
Dodaje, że największym zagrożeniem dla niemieckiego rynku pracy ze strony pracowników z Polski jest tzw. dumping socjalny, przez co wielu Niemców albo traci pracę, albo nie może jej znaleźć. Innym problemem jest to, że na rynek niemiecki trafiają głównie niewykwalifikowani, mniej wydajni pracownicy.
- Dlatego właśnie chcemy wprowadzić także ograniczenia w dziedzinie świadczenia usług przez firmy z Polski, głównie z sektora budowlanego i transportu - dodaje Karl Feldengut.
- Jeżeli nie znajdziemy wspólnego stanowiska w tej sprawie, to nie wykluczam, że problem pracowników będzie odłożony do jednego z pakietów, które będą negocjowane w końcowej fazie. Być może połączymy go z rozmowami o rolnictwie czy polityce regionalnej - mówi Jan Kułakowski, pełnomocnik rządu o członkostwo RP w UE.
MIR.