Pragnąc obrazu, szykuj się na aukcję

Weronika Kosmala
opublikowano: 2015-03-16 00:00

Wieczory spędzone na licytacjach postrzegane są czasem jako domena nudziarzy, a czasem jako dzika walka — jedno i drugie to pozory

Chociaż żywiołowe i przebiegające w kilku walutach naraz aukcje mogą sprawiać wrażenie chaosu, taka forma sprzedaży jest jedną z najbardziej uporządkowanych. Na ten porządek składają się jednak nie tylko wysiłki prowadzącego aukcjonera, ale również rozbudowane regulaminy, różne prowizje, warunki i terminy, których trzeba dotrzymać. Zanim wejdziemy więc na pole walki, dobrze jest uzbroić się też w garść informacji.

Walka z systemem…

Jak każda forma przetargu, aukcja dzieł sztuki musi mieć jakiś formalnie określony model przebiegu. Krajowe licytacje najczęściej odbywają się w odrobinę zmienionym systemie anglosaskim, chociaż niektóre inne porządki też się czasem zdarzają. Anglicy, jako prekursorzy tej tradycji, wypracowali schemat licytacji w górę, która rozpoczyna się od ceny wywoławczej i kończy na cenie młotkowej, a ta z kolei najczęściej mieści się w przedziale estymacji. Istotnym elementem jest ustalana z komitentem cena rezerwowa, która przewyższa zazwyczaj cenę wywoławczą, ale nie dochodzi do dolnej granicy estymacji. Określana też jako cena gwarantowana nie jest podawana do wiadomości licytujących, którzy w związku z tym mogą zakończyć rywalizację, nawet się do tego poziomu nie zbliżając. Dochodzi do sprzedaży warunkowej, czyli takiej, w której niezbędne będą negocjacje z mniej lub bardziej ustępliwym właścicielem obrazu.

Ciekawszy od tego może być scenariusz, w którym obiektem zainteresowana jest tylko jedna osoba na sali. W Polsce raczej nie dochodziwtedy do żadnej licytacji, dojrzalsze rynki znalazły już jednak skuteczne rozwiązanie. Aukcjoner podbija w takiej sytuacji cenę przed jednym oferentem, do momentu, w którym przekroczona zostanie stawka gwarantowana. W teorii brzmi to bardzo zrozumiale, w rzeczywistości taki udział organizatora bywa różnie postrzegany, a mniej zaznajomieni z tym systemem czują się nawet oszukiwani. Wystarczy się jednak niewiele od Anglii oddalić, a postąpienia zmierzać zaczną w przeciwnym kierunku.

System holenderski, sporadycznie stosowany też w kraju, zakłada takie obniżanie ceny wywoławczej, aż zrówna się ona z kwotą, którą ktoś będzie w stanie zaoferować. Chociaż tak licytuje się zazwyczaj kwiaty i inne towary niedużej trwałości, na rynku sztuki system pojawia się jako okoliczność mająca przyciągnąć uwagę. Pod względem popularności jeszcze rzadszy jest kojarzony z tajemniczym nastrojem system Vickreya, w którym oferty składa się w zamkniętych kopertach, a zwycięzca płaci drugą w kolejności cenę.

…a na koniec rachunek

Koszty transakcyjne na rodzimym rynku relatywnie nie są odstraszająco wysokie, ale planując inwestycję, dobrze się z nimi liczyć. Domy aukcyjne, jako pośrednicy, zarabiają na każdym wylicytowanym dziele dwa razy — naliczając prowizję nabywcy i odliczając prowizję od wypłaty dla komitenta. Stawki nieznacznie się od siebie różnią.

W Polsce Agra-Art pomniejsza należność komitenta o 18 proc., a Rempex o ok. 24 proc. Nabywcy płacą zwyczajowo o 15 proc. więcej, niż przybito młotkiem, chociaż w Sopockim Domu Aukcyjnym stawka wynosi 18 proc., a w Desie Unicum naliczana jest degresywnie, do 100 tys. zł dopłacamy 18 proc., a powyżej tej kwoty, 15 proc. Ta druga stawka to również wysokość prowizji w Agra-Art, w Rempeksie i w kilku innych domach, chociaż na rynku działają już nowe podmioty, jak na przykład Bohema, które rozpoczęły konkurencję od opłaty w wysokości 10 proc.

Porównywanie transakcyjnych kosztów nie stanowi jednak częstego kryterium wyboru pośrednika. Zazwyczaj przecież kupujemy tam, gdzie pojawia się kolekcjonowany przez nas artysta, a sprzedając coś naprawdę drogiego, negocjujemy. Takie ustalenia trudniej przeprowadzić za granicą, szczególnie jeśli licytujemy przez internet obiekt z katalogu jednego z największych londyńskich graczy. Po wprowadzonych w lutym podwyżkach, za zakupy w Sotheby’s zapłacimy dodatkowo 25 proc., jeśli wynik licytacji zmieści się w granicach 200 tys. USD. Dla klientów zdecydowanych przeznaczyć więcej, dom aukcyjny przewiduje 20 proc., ale żeby podjeść do tematu oszczędniej i dopłacać już tylko 12 proc., wydać musimy powyżej 3 mln USD.

Warto więc zawsze przejrzeć regulamin, żeby wraz z inwestycją w obrazy, nie pogłębił się na koncie debet.