„Chcemy kultury, a nie kontentu", „Mamy dość czekania!", „Nie będziemy orać pól eksploatacji na pańszczyźnie zachodnich korporacji" – takie hasła nieśli we wtorek na transparentach przedstawiciele branż kreatywnych, głównie młodzi filmowcy. Zebrali się pod Sejmem, w którym na posiedzeniu komisji kultury doszło do pierwszego czytania projektu nowelizacji ustawy o prawach autorskich, wdrażającej unijne przepisy.
Unijną dyrektywę w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym przyjęto jeszcze w 2019 r. Polsce nie udało się jej wdrożyć w ciągu wymaganych dwóch lat, a przygotowany przez resort kultury projekt ustawy, przewidujący obowiązek zapewniania twórcom wynagrodzenia za udostępnianie ich utworów w internecie, po przejściu konsultacji publicznych w kontrowersyjnych okolicznościach utknął w rządowej zamrażarce aż do końca poprzedniej kadencji.
W tej kadencji po branżowych naciskach dość szybko wrócił w formule nieznacznie odbiegającej od tego, co proponowało ministerstwo kultury jeszcze pod wodzą Piotra Glińskiego.
- W obecnym kształcie ten projekt stanowi dość wierną i pełną implementację dwóch dyrektyw unijnych bez dokładania nowych rozwiązań. Jedyną wywołującą kontrowersje kwestią jest artykuł 70 i gwarancje tantiem dla twórców audiowizualnych za eksploatację utworów w internecie. Podobne rozwiązanie tej kwestii wprowadzono w Hiszpanii, Włoszech, Słowenii i krajach bałtyckich. Rozwiązania proponowane przez nas sprawią, że polska regulacja będzie należeć do najbardziej korzystnych w UE pod względem zabezpieczenia interesów świata kultury. Apelujemy o możliwie szybkie procedowanie tego projektu ze względu na kary grożące Polsce za to, że jesteśmy ostatnim krajem, który nie wdrożył dyrektyw - mówił Andrzej Wyrobiec, wiceminister kultury.
Artykuł 70 w obecnym brzmieniu przewiduje, że współtwórcy utworu audiowizualnego oraz artyści wykonawcy są uprawnieni do wynagrodzeń m.in. za wyświetlanie w kinach, telewizji i innych środkach publicznego udostępniania utworów oraz za reprodukowanie utworów na nośnikach.
Nowelizacja przewiduje dodanie zapisu o wynagrodzeniu za „publiczne udostępnianie utworu w taki sposób, aby każdy mógł mieć do niego dostęp w miejscu i czasie przez siebie wybranym". Chodzi po prostu o platformy streamingowe takie jak Netflix.
Przedstawiciele SFP-ZAPA, jednej z największych organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, szacowali na łamach PB, że tantiemy od serwisów streamingowych dałyby polskim filmowcom ok. 30-40 mln zł.
- Jako środowisko filmowe jednym głosem postulujemy, by przyjąć bez poprawek proponowane brzmienie artykułu 70. To jest coś, o co walczymy od lat. Uzasadnienie naszego postulatu jest oczywiste - tantiemy gwarantują nam należne wynagrodzenie za wykonaną pracę i wolność artystyczną. Nie jesteśmy tylko dostawcami kontentu, ale też twórcami kultury – mówiła w Sejmie Agnieszka Smoczyńska-Konopka z Gildii Reżyserów Polskich.
Posiedzenie komisji przeniesiono do większej sali, niż wcześniej planowano, i znacznie wydłużono (trwało ponad cztery godziny), bo o zabranie głosu poprosiło aż 40 gości, głównie reprezentantów rozmaitych stowarzyszeń i organizacji twórczych. Pojawili się też przedstawiciele biznesu, którzy proponowali poprawki, choć zastrzegali, że nie występują przeciw wynagrodzeniom dla twórców. Podczas obrad sugerowano m.in. doprecyzowanie przepisów w taki sposób, by o tantiemy nie mogli ubiegać się np. internetowi patostreamerzy.
- Podnoszenie kwestii patostreamingu jest odwracaniem uwagi od problemu, którym jest brak tantiem. Po pierwsze patostreaming jest dewiacją i w ogóle nie powinno być go na platformach Po drugie stanowi transmisję na żywo, w związku z nie podlega tantiemizacji, podobnie jak np. transmisje sportowe - mówiła Magdalena Boczarska, aktorka i członki Związku Zawodowego Aktorów Polskich.
W trakcie posiedzenia głosy poparcia dla rządowego projektu wyrażali przedstawiciele m.in. PiS (Piotr Gliński) i Lewicy (Daria Gosek-Popiołek).