PRAWO TOLERUJE NIEUCZCIWE FIMY

Jarosław Sroka
opublikowano: 1999-10-13 00:00

PRAWO TOLERUJE NIEUCZCIWE FIRMY

Aż 12 towarzystw może stracić licencję na sprzedaż niektórych grup produktów

Danuta Wałcerz, szefowa PUNU, nie zgadza się z zarzutami, że zbyt opieszale reaguje na pogarszającą się kondycję finansową niektórych towarzystw. Twierdzi, że wszystkiemu winne jest zbyt liberalne prawo ubezpieczeniowe oraz mało restrykcyjna polityka licencyjna Ministerstwa Finansów. Dlatego domaga się ściślejszej współpracy na tym polu właśnie z ministerstwem.

„Puls Biznesu”: Jak ocenia Pani kondycję polskiego nadzoru ubezpieczeniowego?

Danuta Wałcerz: Bardzo dobrze. Oczywiście, pojawiły się oczekiwania, byśmy robili więcej, ale mamy niewielkie możliwości, bo prawo ubezpieczeniowe jest bardzo liberalne. Nie przewiduje ono bezpośredniej ingerencji PUNU w działalność towarzystw. Obecne przepisy nie są jednak dziełem przypadku, bo ustawodawcy zależało na szybkim stworzeniu konkurencyjnego rynku. Nie doceniono faktu, że ubezpieczenia nie miały w Polsce długiej historii. Uczymy się tej dziedziny w biegu. Liberalne przepisy prowokują jednak do nadużyć. A jak z nimi walczyć? Moim zdaniem, niektóre z nich ujawniają się już w trakcie procesu licencyjnego. Zawartość wielu wniosków stanowiły bardzo ogólne opisy działalności przyszłego towarzystwa. Najgorsze jest jednak to, że tych planów nikt potem nie realizował. Nadzór napotykał na całkowicie odmiennie prowadzoną działalność i jej efekty.

— Czyli Ministerstwo Finansów niezbyt szczegółowo weryfikuje zaplecze finansowe akcjonariuszy towarzystwa oraz kwalifikacje zarządów?

— Analiza wniosków odbywa się w sposób bardzo ogólny. W konsekwencji na rynku pojawiły się towarzystwa, w których w krótkim czasie zaczęły pojawiać się kłopoty. Ambicją większości akcjonariuszy i zarządów jest szybkie zdobycie możliwie największej części rynku, i to za wszelką cenę. Dzieje się to jednak bez wystarczającego zaplecza finansowego i dlatego zaczynają się problemy, które doskonale widać w bilansach niektórych firm majątkowych. Szczególnie dużo negatywnych zjawisk obserwujemy w segmencie ubezpieczeń komunikacyjnych, gdzie otwarcie wojuje się dumpingowymi taryfami. Prawo nie zezwala zaś na ingerowanie w wysokość minimalnej składki czy treść umów.

— Czy rzeczywiście resortowi finansów nie wystarcza wyobraźni, żeby już w procesie licencyjnym eliminować takie zagrożenia? Czy nie możecie ze sobą współpracować na tym polu?

— Tu nie chodzi o wyobraźnię, raczej o praktyczne możliwości podmiotu występującego o zezwolenie, jak: środki na organizację firmy, pozyskanie przeszkolonej kadry, przygotowanie infrastruktury i produktów. Polityka licencyjna powinna być bardziej związana z aktualną sytuacją na rynku. Kiedyś potrafiliśmy przecież nakłaniać zagraniczne firmy do inwestowania w słabe polskie towarzystwa. W ten sposób uratowano katowickiego Fenixa, którego zobowiązania przejął niemiecki Allianz. Proces upadłościowy jest tam praktycznie zamknięty.

— Trudno jednak nakłaniać kogokolwiek do inwestycji w bankrutujące towarzystwa, bo rynek jest już otwarty dla zachodnich ubezpieczycieli. A poza tym, przykład mariażu Allianzu z Fenixem dowodzi, że Niemcy wcale na tym nie skorzystali. Trudno więc chyba liczyć na naśladowców.

— To prawda, ale Allianz zachował się bardzo dojrzale. Zresztą specyfiką rynku niemieckiego jest duża gotowość ubezpieczycieli do pomocy słabnącym konkurentom, żeby nie doprowadzić do obniżenia wiarygodności branży w oczach klientów. U nas jednak towarzystwa nie garną się do takich inicjatyw. Tak było w przypadku Polisy. Nikt nie wykazał zainteresowania powołaniem funduszu pomocowego dla tego towarzystwa.

— Jakich kompetencji potrzeba, żeby PUNU mogło efektywniej przeciwdziałać bankructwom?

— Należy jak najszybciej powiązać proces licencjonowania z nadzorem. Chodzi o to, żeby ten, kto wydaje licencję, ponosił potem za to odpowiedzialność. A obecny podział kompetencji między PUNU a MF na pewno tego nie ułatwia.

— Czy to wystarczy, żeby nie powtórzyła się historia Polisy?

— W przypadku Polisy nikt nie może nam zarzucić, że nie zachowaliśmy należytej staranności. Zrobiliśmy wszystko, co można, oczywiście w świetle obowiązującego prawa ubezpieczeniowego. Podobnie było w przypadku Gwaranta. To jest zresztą przykład, który doskonale ilustruje niedociągnięcia w procesie licencyjnym. Licencję na uruchomienie towarzystwa otrzymał człowiek, który wcześniej miał już na koncie bankructwo banku. I co nam pozostało w takim przypadku? Monitorowaliśmy i słuchaliśmy obietnic poprawy.

— Zarząd Polisy był chyba wyjątkowo przekonujący w swoich obietnicach, skoro PUNU tak długo nie reagowało na stale pogarszającą się sytuację towarzystwa?

— Półtora roku temu poprosiłam radę nadzorczą tej spółki, żeby odwołała prezesa Stanisława Gutka. Już wtedy nie miałam wątpliwości, że ten zarząd jest niekompetentny. Spotkałam się jednak z zarzutem, że działam na niekorzyść spółki. Dowiedziałam się, że tylko Stanisław Gutek potrafi rozmawiać z inwestorami i rozwiązać problemy spółki. Zlekceważono naszą opinię na temat kondycji finansowej towarzystwa. Okazało się także, że spółka publiczna ma audytora, który nie ma pojęcia o konstrukcji reasekuracyjnej umowy finansowej, a jednak był akceptowany zarówno przez akcjonariuszy, jak i organy przyjmujące sprawozdania finansowe o sytuacji ubezpieczyciela. Opinia PUNU nie miała wielkiego znaczenia.

— Czyli KPWiG także nie chce współpracować z PUNU?

— W ustawie o działalności ubezpieczeniowej nie ma zapisu przewidującego możliwość wymiany informacji między PUNU a KPWiG oraz między PUNU i KNB, co utrudnia współpracę. W 1998 roku sygnalizowaliśmy, że Polisie brakuje 150 mln zł, ale spółka opublikowała informację w prospekcie emisyjnym, że nie jest to prawda i zapowiadała zyski. KPWiG nie reagowała. I jeszcze jedno. O rezygnacji inwestorów z wejścia do Polisy nie zdecydowały jej fatalne wyniki finansowe i potrzeby kapitałowe, ale brak kompetencji zarządu oraz kadry średniego szczebla tego towarzystwa. Kolejna sprawa. Po wycofaniu się niemieckiej Victorii i po ujawnieniu przez spółkę informacji, że negocjuje jeszcze z trzema kandydatami, ponownie odebrano mi możliwość ostrzejszej interwencji. Zarząd znowu miał argument, że nie można spółki krzywdzić, bo prowadzi negocjacje z inwestorami.

— Jak ocenia więc Pani decyzję Warty, która chyba od początku nie miała ochoty na mariaż z Polisą? Warta podobnie zachowywała się kiedyś w przypadku Westy. Czy to zbieg okoliczności? Wtedy także nic z tego wyszło?

— To kolejna bulwersująca sprawa, która świadczy o niedojrzałości rynku ubezpieczeniowego. Zarząd Polisy znów miał pretekst, który chronił go przed utratą licencji. Warta mogła jednak nie zdawać sobie sprawy z ogromnych zaniedbań w Polisie. Tylko dlaczego trwało to tak długo? Co ja mogłam zrobić w przypadku, gdy dwie spółki giełdowe rozmawiają ze sobą na temat fuzji?

— Czy oprócz Polisy są jeszcze towarzystwa, których kondycja upoważnia MF do odebrania im licencji?

— W kilku towarzystwach obserwujemy podobny scenariusz wypadków, ale na mniejszą skalę. Dlatego będziemy próbować kojarzyć te firmy z inwestorami zagranicznymi, którzy zainteresowani są wejściem na polski rynek. Jeśli się nie uda, będziemy działać bardziej radykalnie. Jeśli w określonej grupie produktów firma przez dwa lata ponosi straty, to wystąpię do ministra finansów o cofnięcie licencji na prowadzenie działalności w jednej lub kilku grupach ubezpieczeń. Wysłałam już do zarządów 12 towarzystw, także z kapitałem zagranicznym, listy z pytaniem, czy właściciele gotowi są do podniesienia kapitałów. Ich straty są niepokojące.

— Czy komuś grozi utrata licencji?

— Licencji na prowadzenie działalności — nie, ale utrata prawa do sprzedaży określonych produktów — tak.

— Kto zapłaci za upadek Polisy?

— Za odszkodowania z tytułu polis obowiązkowych w przypadku ogłoszenia upadłości — Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny. Jest jednak inny problem. Docierają do nas sygnały, że Polisa nie wypłaca już odszkodowań i w związku z tym zarząd popełnia kolejne wykroczenie. Z niecierpliwością czekam więc na działania zarządu Polisy, bo należy zakończyć tę sprawę upadłością.