Przechodnie półroczne przewodnictwo Rady Unii Europejskiej to instytucja obecnie służąca głównie zaspokajaniu ambicji polityków państwa aktualnie je sprawującego.
Kiedyś było naprawdę ważne, ponieważ premier/prezydent przewodzącego państwa organizował u siebie wszystkie szczyty Rady Europejskiej (RE) oraz nimi kierował. Czasami miewało to znaczenie ogromne, na przykład 12-13 grudnia 2002 r. w Kopenhadze duński premier Anders Fogh Rasmussen na pełnym napięcia szczycie RE miał wielki osobisty wpływ na sfinalizowanie warunków akcesji Polski do UE. Od wejścia w 2009 r. w życie reformatorskiego traktatu z Lizbony i ustanowienia urzędu stałego przewodniczącego RE znaczenie rotacyjnych prezydencji radykalnie zjechało. Traktat na otarcie łez pozostawił państwom półroczne przewodzenie ministerialnej Radzie UE, która jest drugą izbą legislacyjną, współtworzącą przepisy razem z Parlamentem Europejskim (PE). Prezydencja oczywiście może przyspieszać lub taktycznie… spowalniać prace legislacyjne, ale niewiele więcej. Chociaż np. Czesi tuż przed Bożym Narodzeniem ambicjonalnie chcieli koniecznie sfinalizować ich prezydencję uzgodnieniem przez RUE pułapu cen gazu – i to im się udało.
1 stycznia 2023 r. pałeczkę z rąk Republiki Czeskiej przejęło Królestwo Szwecji. Na razie czysto kalendarzowo, faktycznym startem politycznym będzie dopiero prezentacja tzw. priorytetów prezydencji, które premier Ulf Kristersson przedstawi 17 stycznia na sesji PE. Ta powtarzająca się w Strasburgu co pół roku procedura tak naprawdę jest zbiorem pobożnych życzeń, deklaracji i ogólników. Szwecja zaakcentuje szczególne znaczenie takich kwestii, jak bezpieczeństwo, zielona transformacja oraz demokratyczne wartości w UE. Premier objął stanowisko 17 października 2022 r., po wyborczym zwycięstwie centroprawicy, ale przejął priorytety od dawna przygotowywane przez pokonaną socjaldemokratyczną premier Magdalenę Andersson. Trzeba pamiętać, że Ulf Kristersson przewodzi Umiarkowanej Partii Koalicyjnej, należącej do dominującej w PE międzynarodówki chadeckiej – Europejskiej Partii Ludowej. W wielu posunięciach jest jednak uzależniony od skrajnie prawicowej partii Szwedzkich Demokratów. To przedziwna konstrukcja – nie weszli oni do rządu, chociaż zdobyli w Riksdagu więcej mandatów niż partia premiera, ale jako koalicjanci realnie współrządzą spoza gabinetu.

Na starcie prezydencji Szwecja ma niesfinalizowaną sprawę znacznie ważniejszą – członkostwo w Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO). Epokowa decyzja o odejściu od neutralności ma poparcie nie tylko większości sił politycznych, lecz szwedzkiego społeczeństwa. W związku z tym nie odegrała żadnej roli we wrześniowych wyborach parlamentarnych. Na szczycie NATO w Madrycie akcesję Szwecji i Finlandii zaakceptowali wszyscy prezydenci/premierzy dotychczasowych państw członkowskich, ale do tej pory dwa jeszcze rozszerzenia nie ratyfikowały – Węgry i Turcja. Premier Viktor Orbán kluczy, chociaż deklaruje, że opóźnienie ma charakter jedynie techniczny, najnowszy obiecany termin ratyfikacji to luty. Prezydent Recep Tayyip Erdoğan natomiast wcale nie ukrywa, że Turcja ratyfikuje dopiero gdy Szwecja „spełni warunki” – czyli po prostu wyda działaczy kurdyjskich, uważanych przez Ankarę za terrorystów. Rozwiązanie tego problemu będzie rzeczywistym sprawdzianem umiejętności premiera Ulfa Kristerssona, znacznie ważniejszym od dość ulotnych efektów przewodzenia Radzie UE. Notabene przy okazji cierpi za niewinność Finlandia, wobec której Turcja nic nie ma, ale oba nadbałtyckie państwa od początku idą do NATO w akcesyjnym duecie…