Prezydent może wycofać się z błędu

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-03-25 20:00

Formalna kampania prezydencka jest najdłuższa (ze względu na wczesne wydanie przez marszałka Sejmu postanowienia wyborczego) w całych dziejach III RP i zaczyna już nużyć, a przecież jeszcze tyle czasu pozostaje do tury eliminacyjnej 18 maja, nie mówiąc już o finale 1 czerwca.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Znużenie naturalnie potęguje wcześniejszy wielomiesięczny okres nieformalnej prekampanii. Dla krążących po kraju kandydatów bardzo ważne jest przekazywanie wyborcom ich prawd na żywo, ale gdy się obejrzy relację trzecią, piątą, dziesiątą – każdy odtwarza swoją płytę, co w sumie jest całkiem naturalne. Spośród argumentów kandydatów wyjątkowo denerwujące są zapowiedzi ich przyszłych dokonań, które absolutnie nie należą do kompetencji głowy państwa, lecz do rządu. Oszczędnie jednak gospodarują prawdą, nawet odnosząc się do faktycznych uprawnień prezydenta, skrywając pod dywan niewygodne szczegóły.

Na przykład Karol Nawrocki z lubością powtarza „zarządzę referendum”, w rozmaitych sprawach. A przecież referendalna decyzyjność prezydenta ogranicza się do złożenia wniosku do Senatu, który jego pomysł może odrzucić. Aż dwa razy odbił się boleśnie od senackiej ściany Andrzej Duda. Przy czym w 2015 r. trzy fatalne pytania wyrzucił mu do kosza jeszcze odchodzący Senat pod przewodem PO/KO. Natomiast w 2018 r. dostał polityczny cios od partyjnych swojaków, ponieważ to Jarosław Kaczyński rozkazał – na szczęście dla Polski! – senatorom PiS zablokowanie rekordowo absurdalnego projektu przeprowadzenia referendum… 11 listopada 2018 r., które przecież zniszczyłoby nam obchody 100. rocznicy odzyskania niepodległości.

Z kolei Rafał Trzaskowski częściowo nieprawdziwie zapowiada podpisanie ustaw zatrzymanych przez Andrzeja Dudę. Odchodzący prezydent zawetował rządzącej koalicji 15 października – czyli zwrócił do Sejmu w celu ponownego uchwalenia większością trzech piątych głosów – zaledwie cztery ustawy. Kilka innych ważnych politycznie skierował prewencyjnie do Trybunału Konstytucyjnego (TK), obecnie pod wodzą Bogdana Święczkowskiego. O możliwości hipotetycznego podpisania przez nowego prezydenta ustaw zatrzymanych w obu trybach decyduje wyłącznie prozaiczna okoliczność kalendarzowa, czy Andrzej Duda wykorzystał na namysł całą konstytucyjną pulę 21 dni. Na przykład wobec dwóch ustaw o TK jest już po ptokach, albowiem otrzymał je 16 września 2024 r., a posłał 7 października, zatem nowy prezydent nie może nic zrobić. Te ustawy muszą szybko przejść w parlamencie całą ścieżkę legislacyjną od zera, choćby nawet nie została zmieniona w nich żadna litera. Lepsza jest sytuacja podobnie ostro spornej nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Tę prezydent otrzymał 15 lipca, skierował 2 sierpnia – czyli zostawił (sobie lub następcy) jeszcze trzy dni na dodatkowy namysł podpisowy po możliwym wycofaniu wniosku z TK.

Poligonem postępowania wobec ustawy, która może zostać cofnięta do podpisania, staje się ustawa o sporcie. Do prezydenta wpłynął apel środowiska sportowego, aby jednak podpisał tę bardzo potrzebną nowelizację. Sygnatariusze proponują, by została podpisana i weszła w życie, zaś zapisy budzące wątpliwości Andrzeja Dudy zostały skierowane do TK w trybie tzw. kontroli następczej. Uwzględniając paraliż organu Bogdana Święczkowskiego, oznaczałoby to realnie, że ustawa weszłaby – i to w całości – w życie. Andrzej Duda otrzymał ją 6 grudnia 2024 r., zaś odmówił podpisu i skierował do TK 23 grudnia, czyli po wykorzystaniu 17 z 21 dni na namysł. Zachowuje jeszcze czterodniową rezerwę, w każdym momencie może się nowelizacji jeszcze raz przyjrzeć. Niestety, ma ona proceduralny feler – wejście głównej części w życie zapisano sztywno 1 stycznia 2025 r., chociaż niektóre przepisy wejdą później. Wsteczność daty może być dla lokatora Pałacu Prezydenckiego wygodnym pretekstem, by przed błaganiami zwłaszcza zawodniczek jednak się nie ugiąć…