Prezydentura wczorajsza

Jacek Zalewski
opublikowano: 2007-12-24 00:00

Wczoraj upłynęły dwa lata od zaprzysiężenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Po wyborczym szoku głowa państwa znajdowała się w głębokiej defensywie, ale z okazji rocznicy prezydent uaktywnił się telewizyjnie (oczywiście w TVP). W piątek skorzystał z ustawowego zapisu, że media publiczne „umożliwiają naczelnym organom państwowym bezpośrednią prezentację oraz wyjaśnianie polityki państwa”, w sobotę udzielił okolicznościowego wywiadu. Zagości na publicznym ekranie również w święta, wygłosi orędzie w wieczór sylwestrowy…

Ku utrapieniu Lecha Kaczyńskiego, społeczne oceny jego prezydentury dołują z każdym kolejnym badaniem. Według rocznicowego sondażu OBOP, 55 proc. respondentów ocenia ją źle (w tym 19 proc. zdecydowanie źle, a 36 proc. raczej źle), 33 proc. dobrze (zaledwie 4 proc. zdecydowanie dobrze, 29 proc. raczej dobrze), 12 proc. zaś nie wie. Gdyby przyczynę spróbować zdefiniować jednym słowem, to idealne jest określenie tytułowe — prezydentura wczorajsza, ze wszystkimi konsekwencjami. Niekwestionowanym osiągnięciem Lecha Kaczyńskiego jest polityka historyczna, ale powodzenia w tym obszarze można się było spodziewać, skoro trampoliną wynoszącą prezydenta stolicy na szczyt państwa stało się Muzeum Powstania Warszawskiego. Ale dla młodszych pokoleń spoglądanie tylko w tył nie jest żadną perspektywą, dlatego nieuchronne przemiany demograficzne elektoratu (w uproszczeniu — pięć roczników 18-latków zajmie w kolejnych wyborach miejsce pięciu roczników 80-latków) przesądzają, że marzenia Lecha Kaczyńskiego o reelekcji w 2010 r. jawią się mrzonką.

Prezydent ostatnio ciężko przeżył dwie porażki z nowym premierem. Po pierwsze — przestał uczestniczyć w szczytach Unii Europejskiej, a przecież przewodniczenie delegacji Polski przez szefa rządu to powrót do konstytucyjnej normalności. Po drugie — nie miał wiele do powiedzenia w sprawie terminu wycofania polskich wojsk z Iraku, ponieważ ustawa przymuszała głowę państwa do podpisania postanowienia zgodnie z wnioskiem rządu, w którym umieszczono datę 31 października 2008 r. Ale mam dla prezydenta uspokajającą wiadomość — podczas opłatkowego spotkania Donalda Tuska z mediami wyciągnąłem z premiera deklarację, którą szeroko upowszechniam: otóż prezes Rady Ministrów uznaje za niepodważalne reprezentowanie Polski na szczytach NATO przez prezydenta RP.

Generalnie największym pechem honorowego prezesa Prawa i Sprawiedliwości stało się kalendarzowe pokrycie się dwóch lat prezydentury z rządami jego partii. Wszystko, łącznie z propagowaniem moralnych założeń IV RP, przebiegałoby inaczej, lepiej, gdyby nie podporządkowanie się przez Lecha Kaczyńskiego starszemu o 45 minut bratu Jarosławowi. Urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej świadczył usługi polityczne na zapotrzebowanie jedynie słusznej partii.

Z punktu widzenia środowisk gospodarczych obecna kadencja to wielki odwrót. Odcinając się od epoki Aleksandra Kwaśniewskiego, Lech Kaczyński zarzucił przyznawanie Nagród Gospodarczych Prezydenta RP. Taki symbol można zrozumieć, ale obiecano jakąś inicjatywę w zamian — i obietnica ta pozostała pusta. Prezydent postrzegał gospodarkę przez pryzmat stanowisk w spółkach skarbu państwa do obsadzania przez zaufanych funkcjonariuszy. Przykładem ekstremalnym stało się wskazanie prezesa Narodowego Banku Polskiego — Lech Kaczyński wielokrotnie obiecywał publicznie znalezienie wybitnego ekonomisty, reprezentującego inną szkołę niż Leszek Balcerowicz. Gdy nic z tego nie wyszło, a termin upływał — za pięć dwunasta wyjął z kapelusza wiernego Sławomira Skrzypka…

cytat

podpis