Procenty mogą zaszkodzić producentom wódki

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2013-10-30 00:00

Podatki: Utopimy się w akcyzie — przekonują producenci wódki. Resort finansów pozostaje niewzruszony. A Polak rezygnuje z legalnych procentów

Polska butelka z wódką, choć rocznie warta 16 mld zł, jest do połowy pusta. O tym od miesięcy przekonuje branża i pokazuje dane — w ciągu dwóch lat upadło osiem Polmosów, a najwięksi producenci mają problemy ze spłatą zadłużenia. CEDC, producent m.in. Żubrówki, zniknął z polskiej giełdy, zostawiając inwestorów z akcjami (które zostały anulowane bez rekompensaty). Z kolei Sobieski (Belvedere) musiał zamienić dług w wysokości 580 mln EUR na akcje. We wrześniu wytwórcom procentów dołożył resort finansów. Dołożył 15 proc., bo o tyle ma wzrosnąć od stycznia akcyza od wyrobów spirytusowych (ostatnio podnoszona była w 2009 r.) Decyzja ta, jak tłumaczy resort Jacka Rostowskiego, to „urealnienie” stawki o inflację. To gwóźdź do trumny — odpowiadają przedstawiciele branży.

FOT. Bloomberg
FOT. Bloomberg
None
None

W kraju kiepsko

Początek problemów finansowych to już historia. Jak wspomina Leszek Wiwała, prezes Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego (ZP PPS), zaczęły się od opcji walutowych w 2008 r. Rok później doszła do tego podwyżka akcyzy. — Wówczas producenci obciążyli tymi kosztami konsumentów, a ci odwrócili się od wódki. I chociaż później ceny wróciły do poprzedniego poziomu, to rynek nie przestał się kurczyć. Tegoroczne prognozy to 3-procentowy spadek całego rynku — mówi Leszek Wiwała.

W przyszłym roku z wyższą akcyzą ma być, zdaniem przedstawicieli branży, znacznie gorzej. Według najbardziej optymistycznego scenariusza sprzedaż ma spaść o 7 proc. Czarna wersja mówi o 25-procentowymspadku, ale najbardziej realny wariant to, według ZP PPS, 15-procentowy spadek sprzedaży. Każdy z nich stoi w sprzeczności z założeniami Ministerstwa Finansów (MF). Zdaniem urzędników wyższa akcyza może doprowadzić do 3-procentowego spadku sprzedaży, który zaowocuje jednak dodatkowymi 780 mln zł w budżetowej kasie. Tymczasem Leszek Wiwała radzi wyciągać wnioski z dotychczasowych doświadczeń.

— Podwyżka akcyzy na napoje spirytusowe w 2005 r. o 3,4 proc. spowodowała skurczenie się rynku o 3,35 proc., a wpływy akcyzowe zmalały o 2,9 proc. Podwyżka akcyzy w 2009 r. o 9 proc. spowodowała spadek sprzedaży o 6 proc., chociaż wpływy kasowe wzrosły o 8,75 proc., to przy uwzględnieniu miesięcznego przesunięcia terminu płatności akcyzy, wpływy w skali roku wzrosły jedynie o 3,2 proc. — wylicza prezes ZP PPS. Zdaniem Grzegorza Ślaka, prezesa Bartimpeksu (właściciela Akwawitu-Polmos), rynek mocnych trunków będzie się kurczył nie o kilka czy kilkanaście, ale o kilkadziesiąt procent. Jak tłumaczy, bardzo rośnie sprzedaż najtańszych trunków dzięki ich cenie, a najdroższe są w odwrocie z dokładnie tego samego powodu.

— 20 proc. rynku wódki to wódki ekonomiczne, na których producent nie ma żadnego zysku, sprzedaje po kosztach, żeby wzięli jego produkty premium. Mainstream stanowi 60 proc. Oznacza to, że 80 proc. rynku jest bardzo wrażliwe cenowo — dodaje prezes ZP PPS. Poza tym, jak wskazuje Leszek Wiwała, Departament Polityki Finansowej, Analiz i Statystyk MF co roku przeszacowuje poziom prognozowanych wpływów akcyzowych od napojów spirytusowych.

Wykonanie w zeszłym roku było o 178 mln zł niższe od zakładanego, a rok wcześniej o 158 mln zł. Takie argumenty nie przekonują jednak szefa państwowej kasy i MF jak mantrę powtarza zapisy ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, która „zobowiązuje organy administracji rządowej i jednostki samorządu terytorialnego do podejmowania działań zmierzających do ograniczania spożycia napojów alkoholowych oraz przeciwdziałania powstawaniu i usuwania następstw nadużywania alkoholu, a także wspierania działalności w tym zakresie organizacji społecznych i zakładów pracy” — informuje biuro prasowe MF.

Jednocześnie, jak tłumaczy MF, na tworzących akty prawne nakłada ona obowiązek konstruowania ich tak, „aby służyły ograniczaniu ich spożycia oraz zmianie struktury spożycia na rzecz napojów o niskiej zawartości procentowej alkoholu”. W efekcie podwyżki doczekała się wódka, a nie wino i piwo. I tego też nie mogą ministrowi darować producenci, bo — jak przekonują — skoro jest to podwyżka inflacyjna, to powinna też dotyczyć innych alkoholi. Droższa wódka może doprowadzić, ich zdaniem, do rozrostu szarej strefy. Obecnie budżet państwa tracić ma na niej 1,2 mld zł rocznie — wynika z danych ZP PPS.

— Dla przestępców droższy legalny alkohol to zachęta ekonomiczna. Na Litwie po podwyżce akcyzy szara strefa powiększyła się trzykrotnie w ciągu czterech lat — twierdzi Leszek Wiwała.

Na tym bolączki branży wódczanej się jednak nie kończą. W rozwoju, jak przekonuje Grzegorz Ślak, przeszkadza jej także nadmierny fiskalizm w postaci tzw. wpłat dziennych czyli codziennego rozliczania się z fiskusem za wyprodukowany alkohol. Zarządzany przez niego Akwawit-Polmos wyliczył nawet, że wpłacałby 30 proc. więcej do budżetu, gdyby mógł rozliczyć się z akcyzy w 25 dni. Zatrzymane na dłużej pieniądze mógłby przeznaczyć na większe jednorazowe zakupy zakrętek i butelek, uzyskując lepszą cenę. Część akcyzy zainwestowałby w sam spirytus i instrumenty finansowe. Ostatecznie takie „kredytowanie” zobowiązaniem podatkowym pozwoliłoby mu na większą produkcję. Tyle jednak wizje. Jak zaplanować najbliższe miesiące?

Zagranica nie pomoże

— Szczególnie, gdy rynek krajowy może okazać się trudny, powinniśmy poszukiwać rynków zagranicznych dla polskich wódek. Ważna jest budowa kategorii polskiej wódki jako wódki z oznaczeniem geograficznym. Wielu producentów jeszcze sobie nie uświadomiło jak silnym i pomocnym narzędziem jest ustawa określająca jej definicję.

Promujemy ją, biorąc udział w misjach gospodarczych, targach czy wystawach. Teraz odbywają się w Czarnogórze, a w listopadzie będzie misja promująca oznaczenia geograficzne produktów całej UE w Japonii i Korei Południowej — mówi Andrzej Szumowski, prezes Stowarzyszenia Polska Wódka. W zeszłym roku wyeksportowaliśmy napoje spirytusowe za 139,7 mln EUR (według danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej).

— Kto ma pieniądze, ten może budować eksport. Jednak najwięksi światowi gracze, którzy odnieśli sukces na obcych rynkach i czerpią z nich zyski, inwestują je w działania promocyjne i logistykę. Większość naszych producentów ścięła wydatki na promocję dwa lata temu, gdy nadszedł czas spłaty niektórych długoterminowych zobowiązań — dodaje Leszek Wiwała. Zdaniem Grzegorza Ślaka, nasza wódka nie będzie w stanie konkurować nie tylko za granicą, ale i z zagraniczną wódką w kraju.

— Skoro podatek akcyzowy będziemy mieli najwyższy w regionie, to w dzisiejszych warunkach otwartości rynku i granic UE nie mamy biznesowych szans — podsumowuje prezes Bartimpeksu.

Jabłkowy alkohol zaczyna poić budżet

Cydr mógłby być kolejnym źródłem budżetowych wpływów. Tym bardziej, że Polska jako kraj sadowników i jeden z największych producentów jabłek, doświadczony w produkcji win owocowych, ma wszelkie warunki do uruchomienia produkcji tego niskoalkoholowego napoju. Budowanie rynku cydru ruszyło tak naprawdę dopiero od stycznia 2013 r. dzięki obniżeniu akcyzy. Producenci wskazują jednak na jeszcze dwie bariery — obowiązek banderolowania (co znacznie podwyższa koszty produkcji, bo zakup maszyny do banderolowania to dla mniejszych firm zbyt duży wydatek) i zakaz reklamy. Eksperci są przekonani, że polski rynek byłby w stanie urosnąć w dwa lata do 5-6 mln litrów, a za kolejne pięć wchłaniać 70 mln litrów rocznie... czyli 2 proc. obecnego rynku piwa. Światowa produkcja cydru przekracza 1,8 mld litrów (dane Doehler Polska za Canadean). Największymi wielbicielami alkoholu na bazie fermentowanego soku jabłkowego są Brytyjczycy, którzy produkują 1 mld litrów, Francuzi — 85 mln litrów, a Hiszpanie i Irlandczycy po 70 mln litrów. W ostatnich latach cydr zaczęto intensywnie promować w krajach Europy Wschodniej — Chorwacji, Rosji, ale też na Węgrzech. W Polsce produkują go winiarze i piwowarzy.

Amatorzy wina piją inaczej

Winiarze pewni są wzrostów, choć ich tempo jest niewielkie. Polak pije wciąż 10 razy mniej wina niż przeciętny Europejczyk i wydaje na nie 1,8 mld zł. Budżetowe oczekiwania w tym roku wino wyjątkowo zawodzi — po pierwszym półroczu dołożyło do budżetu 172 mln zł, wobec 188,3 mln zł rok wcześniej. Producenci są przekonani, że druga część roku przyniesie jednak odbicie i mówią o 5-7 proc. wzrostu sprzedaży. Spadki wpływów tłumaczą — podobnie jak mali piwowarzy — sporą liczbą negatywnych informacji o gospodarce, które przełożyły się na obawę o uratę pracy, a więc mniejsze wydatki. Wzrosty spożycia napędzane są m.in. aktywnością sieci handlowych, w tym dyskontów, które przyciągają odpowiednio niskimi cenami. Mocno zmienia się struktura spożycia. Jak wynika z danych firmy Jantoń, cały czas kurczy się rynek win owocowych, których jeszcze 10 lat temu sprzedawano 200 mln litrów. Dzisiaj wypijamy połowę tego, a kolejna dekada przynieść ma spadek do 20 mln litrów. W tym czasie wzrósł popyt na wina gronowe z 60 mln litrów do 100 mln litrów.

Piwosze nigdy nie zawodzą

99,4 litra rocznie — taki wynik musi robić wrażenie, a tyle piwa spożywa przeciętny Polak. Jest to piąty wynik w Europie. W produkcji bursztynowego trunku zajmujemy natomiast 10. miejsce na świecie. Jeśli zaś chodzi o budżetowe wpływy, to piwosze są czwartym pod względem wielkości płatnikiem (piwo wyprzedzają tylko paliwa, papierosy i wódka) i co roku wpłacają więcej niż wynika to z założeń resortu finansów. Tegoroczne nastroje piwoszy na wartym 19 mld zł rynku są jednak mało optymistyczne, bo procenty mają być „ujemne”. Najwięksi producenci spodziewają się, że skurczy się on o około 2 proc. Zawiniła głównie pogoda — długa zima, która trwała do kwietnia, oraz chłodny i deszczowy maj. Należy jednak pamiętać, że zeszłoroczna sprzedaż wspierana przez Euro 2012 sprawiła, że baza do wzrostów była wysoka. Na rynku piwa wiele zamieszania przez ostatnie lata wywołały małe, regionalne browary, które wypracowały sobie w nim (według różnych szacunków) udziały rzędu 6-8 proc., a ich sprzedaż rosła w tempie dwucyfrowym. W 2013 r. mniejsi również nie są zadowoleni. Narzekają jednak nie na pogodę, ale na kryzys, w który mogli w końcu uwierzyć konsumenci i ograniczyć wydatki.