
Prezes i współzałożyciel Emplocity od lat jest związany z biznesem. Obecnie prowadzi firmę, która tworzy oprogramowanie dla przedsiębiorstw automatyzujące procesy biznesowe z wykorzystaniem sztucznej inteligencji – spółka wykorzystuje metody głębokiego uczenia maszynowego i przetwarzania języka naturalnego. Wcześniej, w początkach rozwoju platformy Siepomaga, był członkiem jej zarządu. Zajmował się inwestowaniem i planowaniem. W 2013 r. postanowił połączyć w szczytnym celu pasję do sportu i chęć niesienia pomocy.
– Wybrałem Jungle Marathon przez przypadek. Po prostu wpisałem w przeglądarkę hasło „najtrudniejszy bieg świata” i pokazał mi się maraton w amazońskiej dżungli. Niewiele kalkulując, zapisałem się. Wspólnie z portalem Siepomaga i firmą, która była moim sponsorem, zaczęliśmy przygotowania strategiczne do tego wydarzenia. Startując, chciałem zgromadzić pieniądze na leczenie dwóch chłopców – mówi Krzysztof Sobczak.
Walka z samym sobą

Jungle Marathon odbywa się w Amazonii, w chronionym Lesie Narodowym Tapajos w Brazylii. Wyścig jest samowystarczalny, co oznacza, że cały ekwipunek uczestnicy niosą w plecakach. Trasa obejmuje bagna, przeprawy przez rzeki, strome podejścia i zejścia, wiejskie szlaki i rzeczne plaże. Połączenie wysiłku z wilgocią i palącymi temperaturami sprawia, że dla wielu jest to wyścig zniechęcający i ekscytujący zarazem.
Organizatorzy informują, że Jungle Marathon powstał w odpowiedzi na ogromne pragnienie wielu biegaczy ultra, by zmierzyć się z nowym wyzwaniem w ekstremalnym środowisku. Bieg został uznany przez CNN za najtrudniejszy wyścig długodystansowy na świecie. Oferuje trzy dystanse: maraton na 42 km, cztery etapy na 127 km i sześć etapów na 254 km. Krzysztof Sobczak wziął udział w najdłuższym.
– To doświadczenie zapamiętam na zawsze. Pięć dni w amazońskiej dżungli w temperaturze około 40 st. C i wilgotności prawie 97 proc. Teren był mocno naszpikowany zagrożeniami zarówno ze strony fauny, jak i flory. Organizator zapewniał jedynie dostęp do wody pitnej. Wszystkie niezbędne rzeczy, np. ubrania, środki higieniczne, leki, latarki czy hamak musieliśmy mieć ze sobą. Przed biegiem mieliśmy też szkolenie, jak sobie radzić w różnych sytuacjach, np. przy spotkaniach ze zwierzętami. Należało też podpisać oświadczenie, że zrzeka się roszczeń, gdyby zdarzył się wypadek na trasie, a nawet pokrywa koszty transportu zwłok. Brzmi to trochę makabrycznie, ale zważając na warunki, logiczne było, że organizator nie może wziąć odpowiedzialności za to, co się wydarzy na trasie. Trudno koordynować wszystko, co się dzieje na szlaku – nie ma tam telefonu, zasięgu i możliwości wezwania pomocy – wyjaśnia Krzysztof Sobczak.

Przedsiębiorca wspomina, że na bieg w 2013 r. zapisało się około 100 osób, a ukończyło go tylko 40. Dobiegł do mety jako szósty i był pierwszym Polakiem, który pokonał ten maraton. Na trasie spotykał niebezpieczne zwierzęta – pająki, skorpiony, aligatory, ale na szczęście nie miał z nimi bezpośredniego kontaktu. Słyszał jednak o takich przypadkach od innych uczestników. Podczas biegu stracił prawie wszystkie paznokcie, które odpadły z uwagi na ciągły kontakt z wilgocią. Trasa, którą przemierzał, była wyznaczona przez wstążki wiszące na drzewie, a w nocy przez świetliki fluorescencyjne.
– Jeden odcinek wyścigu odbywał się w nocy. W pewnym momencie zgubiłem ciągłość światełek, nie wiem, czy spadły, czy się wypaliły, czy ktoś je zabrał. Nie byłem jednak sam, bo kilku innych uczestników też zgubiło drogę. Szukając jej, trafiliśmy do lokalnej wioski, z której busem udało nam się dostać do innej, trochę większej. W tę noc przemierzyliśmy około 140 km, a ten odcinek wynosił 80 km. Później zorientowaliśmy, że jesteśmy w okolicach mety, ale dołożyliśmy do tego odcinka 5-6 godzin. To było bardzo oniryczne doświadczenie, na granicy jawy i snu, zmęczenia i wycieńczenia. Całe szczęście wszystko dobrze się skończyło – opowiada Krzysztof Sobczak.
Doświadczenie zwrotne

Przedsiębiorca twierdzi, że maraton zmienił dużo w jego życiu. Bywały odcinki, na których myślał, że ciężej być nie może, np. gdy biegł podczas tropikalnej burzy. Wspomina, że podczas wyścigu miewał uczucie, że walczy o życie. Jedynie dotarcie do mety mogło mu dać możliwość bezpiecznego odpoczynku.
– Maraton pobudził we mnie determinację, nieustępliwość i wytrwałość. Te cechy pomogły mi zbudować firmę i dały poczucie, że jestem gotów zrobić coś samodzielnie. To wydarzenie przypominam sobie w trudnych sytuacjach, gdy pojawia się myśl, że już nie dam rady – mówi Krzysztof Sobczak.

Dzięki udziałowi w wyścigu zebrał przez portal Siepomaga ponad 119 tys. zł, które zostały przeznaczone na leczenie chłopców. Swoje postępy relacjonował na Facebooku i na stronie platformy.
– Kuba i Filip niestety odeszli w 2014 r., ale pomogliśmy tak, jak mogliśmy. Zrobiliśmy, ile się dało – mówi prezes Emplocity.
Przyznaje, że doświadczenia wyniesione z tego ekstremalnego biegu nosi w sobie do dziś.
– Ta przygoda mnie ukształtowała i zmotywowała do kroczenia własną ścieżką mimo lęku i trudu, w oparciu o to, co jest dla mnie ważne. Pokazała, żeby nie rezygnować z siebie i z tego, w co się wierzy – podkreśla biznesmen.
Pomoc w innym wydaniu

Krzysztof Sobczak wciąż angażuje się w działania pomocowe, ale w aspekcie rozwojowo-terapeutycznym. Chcąc zostać psychoterapeutą, uczy się w Instytucie Integralnej Psychoterapii Gestalt w Krakowie. Zamiłowanie do psychologii łączy z pracą i prowadzeniem warsztatów.
– Od ponad trzech lat prowadzę kręgi dla mężczyzn. Mają charakter rozmowy o tym, co nas dotyka i z czym borykamy się każdego dnia. Odbywają się co trzy tygodnie w bezpiecznej przestrzeni Naturalnego Centrum Zdrowia w Warszawie. Mam poczucie, że tego typu inicjatyw jest za mało. Mężczyźni w dzisiejszym świecie nie mają łatwo – otaczają nas stereotypy typu: faceci nie płaczą, bo to oznaka słabości, albo że nie powinni okazywać emocji. Według mnie płacz i wyrażanie uczuć to atrybut dojrzałości i odwagi. Moja działalność Męskie rozmowy ma zasiać taką świadomość – wskazuje przedsiębiorca.

Firma Emplocity wprowadza do psychoterapii elementy sztucznej inteligencji. Od 2021 r. spółka współpracuje z zespołem z Uniwersytetu SWPS w zakresie realizacji chatbota terapeutycznego o nazwie Fido. Chatbot m.in. identyfikuje zniekształcenia poznawcze i myśli rezygnacyjne, realizuje dialog terapeutyczny i wciąż rozszerza techniki terapeutyczne. Adresowany jest przede wszystkim do młodzieży i młodych dorosłych. W ubiegłym roku współpraca została rozszerzona o opracowanie wirtualnego asystenta dla terapeutów, wykorzystującego technologię Fido do wspierania procesu psychoterapii. To rozwiązanie przede wszystkim pomoże pacjentom w systematycznej realizacji zadań zgodnie z zaleceniami terapeuty i zwizualizuje postępy i statystyki dotyczące ich stanu psychicznego. Firma pracuje też dla kolejnej organizacji nad wykorzystaniem sztucznej inteligencji do działań związanych z coachingiem.

– W sztucznej inteligencji widzę duży potencjał do wykorzystania w pracy rozwojowej. Problemów natury psychicznej jest coraz więcej, a osób wykształconych w tym kierunku nie przybywa równie szybko. Każde narzędzie, które będzie w stanie pomagać walczyć z depresją, nałogami, samotnością, będzie na wagę złota – uważa Krzysztof Sobczak.