Przy dźwiękach mazurka

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2010-10-29 00:00

Byliśmy bardzo zaskoczeni, że nową restaurację na Tamce miło wspominał monsieur Maurice Hennessy w przerwie skomplikowanej dysputy z nami o tym, który z koniaków tej firmy najlepiej smakuje z krwistym befsztykiem.

Nie było wyjścia, poszliśmy za ciosem i wpadliśmy na Tamkę 43. Z początku byliśmy lekko spłoszeni,bo znaleźliśmy się w Instytucie Fryderyka Chopina. Wdaliśmy się, jak to mamy w zwyczaju, w rozmowy z obsługą. Zaintrygowały nas inspiracje dań w menu epoką Chopina. A co jadał sam Fryderyk Chopin? Są nieliczne ślady, że do mało wybrednych, zwłaszcza w bardzo wczesnej młodości, nie należał. Później, ze względu na postępującą chorobę, były to już bardzo trudne tematy. Lekarze zakazali mu praktycznie wszystkich tłustych potraw. Także wina i uwielbianej przez niego czekolady. Wiemy natomiast, że ryby jadał.

None
None

Może właśnie dlatego zamówiliśmy na przystawkę orientalną sałatkę z tuńczyka. W paryskich czasach Chopina chyba nie do zdobycia. Ze względu na osiągalną dopiero przy współczesnej technice możliwość podawania świeżej ryby nawet z dala od łowiska. Chociaż na Majorce mogło być już lepiej. Zwłaszcza, że George Sand wyśmienicie gotowała.

Tuńczyk na Tamce był wyraźnie wcześniej obsmażony i delikatnie marynowany z soją. Pojawił się w miłych powiewach czosnku, miodu, imbiru, a także limonki. A kiedy nalano nam w kieliszki Sauvignon Blanc, Domaine du Haut Perron, 2009, Touraine, Guy Albion, po prostu zaniemówiliśmy z zachwytu. I dobrze, bo w tle było słychać już tylko muzykę Chopina. Delektując się tuńczykiem z kieliszkiem wina, cichutko wzlatywaliśmy w uniesieniu pod sam sufit.

Z zainteresowaniem czekaliśmy na propozycje dań z mięs. Przed przyjściem tu wiedzieliśmy, że prawie wszystkich lekarze Chopinowi zakazali. Za wyjątkiem tych bardzo lekkich. Na Tamce podano coś z epoki. Wariacje na temat delikatnej cielęciny marengo z subtelnym puree z borowików. Była przybrana szalem z aromatem pomidorów. Może też tymianku? Gdzieś daleko przebijały się do naszych nosów powiewy orzecha. A do uszu mazurki. W sumie niezapomniane wrażenie. Przymknęliśmy oczy, oczekując na pojawienie się wina w kieliszkach, spodziewając się w głębi duszy dobrego burgunda. A tu przypłynął Pinot Noir — ale aż z Antypodów. W tamtej epoce niewyobrażalny nawet w marzeniach sennych (Hunky Dory, 2009, Marlborough, Nowa Zelandia). Traf w dziesiątkę

— cielęcina radośnie zatupała raciczkami, a borowiki uchyliły kapeluszy.

Na deser podano nam

… figę. Ale z pieczywem migdałowym. Wcześniej gotowaną w porto, chyba z pomarańczą i imbirem. Wszystko polane sosem waniliowym. Zachęcano, by spróbować jej z kieliszkiem wódki. Spróbowaliśmy. Było mało przyjemnie. Sytuację zdecydowanie zmienił Chambard.

Jego jeżynowy posmak w kombinacji z figą i migdałami to już zupełnie inna bajka. Zdecydowanie warto spróbować.

Hunky Dory, 2009, Marlborough do cielęciny

z borowikami — strzał

w dziesiątkę!

Restauracja Tamka 43 mieści się w miejscu szczególnym — w budynku Centrum Chopinowskiego.