„Puls Biznesu” pomaga mi w interesach

Bogdan Tychowski
opublikowano: 2000-04-14 00:00

„Puls Biznesu” pomaga mi w interesach

Już jutro na ringu w Hanowerze odbędzie się od dawna zapowiadana walka Dariusza Michalczewskiego — popularnego Tigera, z mniej znanym, ale dążącym do szczytów sławy Graciano Rocchigianim. W ostatnich godzinach przed pojedynkiem Tygrys opowiedział nam o przygotowaniach do walki, a także planach wydawniczych i biznesowych.

„PB”: Jak wyglądały Pana przygotowania do walki z Rockym?

Dariusz Michalczewski: Przygotowania trwały 12 tygodni, a więc dłużej niż zwykle. Najpierw na Wyspach Kanaryjskich poprawiałem kondycję, następnie w Zakopanem ulepszałem technikę i taktykę. Miałem trzech sparingpartnerów, w tym dwóch świetnych bokserów amerykańskich i Węgra. Wszyscy kopiują styl mojego przeciwnika.

— Czy po pamiętnej walce z Rockym w 1995 r. nadal ma Pan do niego osobisty uraz?

— Tego pojedynku nie zapomnę do końca życia. Rocky uderzył mnie po gongu, zachował się kompromitująco. Sportowiec nie powinien tak postąpić. Sędziowie uznali walkę za techniczny remis, co było totalną bzdurą. Dopiero po kilku tygodniach postanowili zdyskwalifikować mojego przeciwnika. W ten sposób wygrałem.

— Nie boi się Pan, że przeciwnik powtórzy ten manewr?

— Człowiek nie do końca wie, jaką sztuczkę antybokserską może przygotować rywal. Zrobię wszystko, żeby ten pojedynek wygrać i nie dopuszczam do siebie myśli o porażce. Tak na marginesie, ta walka nie będzie należała do moich życiowych. Dla mnie godnymi konkurentami są bokserzy z pierwszych stron gazet, z którymi udało mi się wygrać, np. V. Hill, M. Gryfin czy M. Prince.

— Jak będą wyglądały ostatnie godziny przed walką z Rockym?

— Mam za sobą około 30 sparingów, czas więc na psychiczny i fizyczny odpoczynek. Trenuję, ale już nie z takim obciążeniem. Więcej czasu przeznaczam na relaks.

— Czym w wolnych chwilach zajmuje się Dariusz Michalczewski?

— Przede wszystkim piszę książkę. Rozpoczyna się ona dedykacją, którą napisał dla mnie sam prezydent Aleksander Kwaśniewski. Książka mówi o moim życiu — latach młodzieńczych, pierwszych krokach na ringu, o przeprowadzkach z miasta do miasta i z Polski do Niemiec. Staram się w niej być bardzo szczery, czasami nawet za bardzo. Adresuję ją do młodych ludzi, którym pragnę wskazać drogę do podbijania świata. Zaczynałem od zera, a dziś mam czym się pochwalić. Myślę, że wielu młodych może pójść w moje ślady, jednak niekoniecznie bokserskie. Ważne jest, aby się nie poddawali, szli na całość, walczyli z przeciwnościami — tak jak ja. Taka była moja droga, gdzieś w dali majaczyły sukces i sława. Aby pomóc podobnym do mnie, założyłem w Szczecinie pierwszą w Polsce szkółkę bokserską.

— Czy ta książka nie jest przy okazji scenariuszem do filmu o Pańskiej karierze zawodowej i osobistej?

— Rzeczywiście, mam plany związane ze zrobieniem takiego filmu. W jednaj z ról wystąpi mój syn Nikolas, który również przejawia zamiłowanie do boksu. Znalazłem już także aktorkę, która zagra moją żonę. Więcej szczegółów nie ujawnię.

— Nie od dziś wiadomo, że zajmuje się Pan biznesem...

— Nie ukrywam, że w tej materii pomaga mi również wasz dziennik — „Puls Biznesu”, którego czytelników serdecznie pozdrawiam. Reprezentuję dwa kraje — Polskę i Niemcy. Uważam, że oba kraje powinny ze sobą ściśle współpracować. Żyjemy we wspólnej Europie, musimy zatem ze sobą współdziałać. Poza tym otwieram puby w Gdańsku, Warszawie oraz w Szczecinie. Mam w zanadrzu kilka niespodzianek. Jest jednak jeszcze za wcześnie na ujawnianie jakichkolwiek szczegółów.

NA RINGU I W BIZNESIE: Dariusz Michalczewski z jednakową pasją podchodzi do boksu i działalności gospodarczej. Jako biznesmen chciałby stworzyć pomost umożliwiający intensyfikację kontaktów gospodarczych między Polską i Niemcami, ponieważ jego zdaniem te kraje skazane są na współpracę.