Publikacja półrocznych wyników finansowych to dobra okazja, by ogłosić zmiany w taktyce gry na rynku. Skorzystał z tego lider polskiego rynku ubezpieczeniowego — PZU, który po wielu miesiącach nawoływania konkurentów do zakończenia niszczącej branżę wojny cenowej, ogłosił, że jednostronnie się z niej wycofuje.

— Podjęliśmy decyzję o tym, że od trzeciego kwartału nie bierzemy w niej udziału na rynku korporacyjnym. Od tego momentu najważniejsza będzie dla nas rentowność — mówi Przemysław Dąbrowski, wieceprezes PZU, odpowiadający za finanse. PZU zastanawia się nad pojęciem takiego samego kroku na rynku masowym, którego najważniejszą składową jest segment polis komunikacyjnych.
Cierpi cały rynek
Ta decyzja to efekt pogarszającej się rentowności biznesu ubezpieczyciela, w którą nie tylko uderzyła słaba kondycja warszawskiej giełdy czy spadek cen obligacji, ale także negatywne skutki wojny cenowej. W pierwszej połowie tego roku ubezpieczyciel miał 1,3 mld zł zysku netto, czyli o 23 proc. mniej niż rok temu, i wypłacił prawie 600 mln zł więcej odszkodowań. To efekt szybkiego wzrostu wartości średniej szkody w komunikacji. — Jest on wywołany wzrostem cen części samochodowych.
Ruch w górę rozpoczął się już pod koniec 2014 r. i odpowiada za niego kilku importerów. Nie ma on dla nas żadnego uzasadnienia ekonomicznego — wyjaśnia Przemysław Dąbrowski. Z tego powodu cierpi nie tylko PZU, ale także cały rynek. Dlatego ma on nadzieję, że w trzecim kwartale wojna cenowa wygaśnie, a od czwartego ceny ubezpieczeń zaczną iść w górę. Nie chciał ujawnić, o ile do tej pory PZU obniżył stawki w komunikacji, stwierdził jedynie, że PZU szedł w tej kwestii za rynkiem. Zmiana nastawienia PZU do wojny cenowej cieszy konkurentów lidera. Wbrew temu, co twierdzą przedstawiciele giganta, to on ma decydujący wpływ na poziom cen ubezpieczeń w Polsce.
— Walka o udziały w rynku korporacyjnym, którą od ponad roku prowadzi PZU, pogłębiła wojnę cenową w tym segmencie. Jeśli lider podniesie ceny, to inni ubezpieczyciele dostaną wyraźny sygnał, że trzeba zrobić to samo. Mało kogo już stać na utrzymywanie stawek na tak niskich poziomach, a nikt nie chce wyjść przed szereg — mówi prezes jednego z ubezpieczycieli majątkowych.
Branża ubezpieczeniowa stara się podnosić ceny w segmencie klientów indywidualnych od lutego, ale efekty na razie są mizerne. Stawki wzrosły symbolicznie.
To tylko korekta
Marcin Broda, analityk firmy Ogma, nie wierzy w koniec wojny cenowej. Według niego, będzie to korekta, która pozwoli ubezpieczycielom złapać oddech.
— Jedynym kryterium, którym kierują się klienci przy zakupie polisy, jest cena. Nic nie wskazuje na to, by na rynku zaczęło dominować kryterium jakości — mówi Marcin Broda. To, co cieszy Przemysława Dąbrowskiego, to wzrost przypisu składki. Ubezpieczyciel zebrał w pierwszej połowie roku ponad 9,1 mld zł, czyli o 8,2 proc. więcej niż przed rokiem.
— Tylko zwiększając udziały w rynku, będziemy w stanie skompensować wpływ niskich stóp procentowych na wynik finansowy — podkreśla wiceprezes PZU.