Raki świsnęły na różanej

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2014-03-28 00:00

Różaną przez lata odwiedziliśmy dobrych parę razy. Zawsze wychodziliśmy stamtąd z przyjemnymi wrażeniami. Uwiła sobie gniazdko w willi, a właściwie w miejskim pałacyku z uroczym, latem pełnym życia ogródkiem przy ulicy Chocimskiej na warszawskim górnym Mokotowie.

Pałacyk zaprojektowany przez Jana Koszyca-Witkiewicza (kuzyn Witkacego) wybudowano na początku lat trzydziestych ubiegłego stulecia. Udało mu się przetrwać okupację może dzięki temu, że znalazł się na terenie dzielnicy niemieckiej (nur fur Deutsche). Jakoś też przetrwał wczesne lata PRL-u, kiedy towarzysze eksperymentowali sobie w budownictwie.

Postanowili wówczas (z bliżej niezrozumiałych dzisiaj względów) rozebrać kilka cudem zachowanych z wojennej pożogi willi na Chocimskiej. Ta przy Chocimskiej 7 jakoś ostała. Kiedy wchodzi się dziś do restauracji Różanej, uderza nastrój międzywojnia. Wszędzie pełno kwiatów, białe obrusy, dyskretne dźwięki pianina, no i świetna obsługa. Rozglądając się wkoło, mieliśmy wrażenie, że nawet restauracyjni goście bezwiednie chłoną atmosferę, stając się aktorami tamtej epoki.

ZIMNE NÓŻKI

Karta win nie za duża (około 40 pozycji), ale widać, że ktoś nad nią popracował — są tam też wina dobrane pod kątem podawanych potraw. Może za wyjątkiem deserów.

A co w menu? Króluje kuchnia polska w eleganckim wydaniu, w tym sporo unikatowych już dzisiaj specjałów.

Są placki z kawiorem i łososiem, nóżki wieprzowe skropione octem, a dla amatorów nawet legendarna grzanka z móżdżkiem cielęcym. My na początek wybraliśmy klasyka Różanej: naleśniki z rakami w pomidorowych oparach. Warto spróbować. Zwłaszcza w towarzystwie Pouilly Fume, 2011, Pascal Jolivet, Francja. Było tak dobrze, że raki ze szczęścia zaczęły świstać.

PRZYSTAWKI GRZECHU WARTE

Zamówiliśmy także nerki cielęce pieczone na maśle. To raczej rzadkość w warszawskich restauracjach. Były jędrne i chrupkie w oparach czosnku. Krzyczały tylko o wino. Poprosiliśmy o radę — zaproponowano kieliszek Prosecco. Trochę się zdziwiliśmy, ale przez grzeczność przystaliśmy. Niestety nerkom Prosecco wyraźnie nie podeszło.

Zaczęły głośno protestować. Grożąc nawet, że podejmą okupacyjny strajk na talerzu (i nieprzyjemnie zaczną stygnąć). Sytuacja stawała się napięta. Wypatrzyliśmy w karcie Tavel, 2012, F. Perrin, Francja (rose) i szybko je zamówiliśmy. Francuz przybył stosownie schłodzony (zmierzyliśmy) i śmiało ruszył na nerki, zwyciężając je z marszu. Świadczyła o tym nagła cisza, wszystkim zapewne zrobiło się miło. Nam na pewno. Z przystawek sprawdziliśmy jeszcze (z łakomstwa) pierogi z cielęciną i grzybami. Zdecydowanie grzechu warte (także w duecie z różowym Francuzem).

DESEROWY ZAWRÓT GŁOWY

Z dań głównych rozważaliśmy suma. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na pierś perliczki w winogronach i truskawkach. Przybyła smukła i soczysta, w oparach polskiego krupniku (nie mylić z zupą). Zachwycająca smakowo.

A po kieliszku białego (Riesling Les Prices Abbes, 2009, Schlumberger, Alzacja) miała ze szczęścia łzy w oczach. Desery w Różanej też mają z najwyższej półki. Spróbowaliśmy bezę migdałową i tort biszkoptowy — były zjawiskowe. Na pewno wrócimy tam kiedyś.

 

Restauracja Polska Różana
Warszawa, ul. Chocimska 7
Ogólne wrażenie 5,5
Karta win 5,0
Potrawy 5,5
Wystrój wnętrza 5,5
Obsługa 5,0
Na biznes lunch 5,0
Na obiad z rodziną 4,0