W dziejach III Rzeczypospolitej szoków powyborczych było już kilka. Największy przeżyła oczywiście komuna, dowiadując się w nocy 4/5 czerwca 1989 r. o wynikach wyborów, które otworzyły nową epokę.
Niedługo po odzyskaniu niepodległości dramatem było w 1990 r. wysadzenie z drugiej tury prezydenckiej Tadeusza Mazowieckiego przez niejakiego Stana Tymińskiego. Szokowe emocje wywołał powrót władców PRL do steru rządowego w 1993 r., a także — ale tylko na początku — zdobycie prezydentury w 1995 r. przez Aleksandra Kwaśniewskiego. W XXI wieku mieliśmy do czynienia już tylko z niespodziankami czy zwrotami. I właśnie w takich kategoriach wypada oceniać odniesione 10 maja w pierwszej turze zwycięstwo Andrzeja Dudy nad Bronisławem Komorowskim.
W notowaniach urzędującego prezydenta tuż przed wyborami wystąpił efekt kuli śnieżnej. W mojej ocenie gwałtownie przyspieszyła ona podczas… sobotniej ciszy wyborczej. Poniżej przypominam tytuł komentarza z czwartku 7 maja, w którym ostrzegałem przed skutkami bezmyślnego uderzenia propagandowego. Prezydencki patriotyczny tydzień od narodowej majówki do 8 maja włącznie stał się dla statystycznego oglądacza telewizji po prostu nie do przyjęcia. Praprzyczyną klęski owej koncepcji było wyznaczenie przez marszałka Radosława Sikorskiego wyborów celowo na 10 maja (z dogrywką 24 maja), chociaż możliwa była bardziej neutralna niedziela 17 maja (w parze z 31 maja).
Jak dla wszystkich, w tym dla samego Andrzeja Dudy, niedzielny wynik był dla mnie ogromną niespodzianką.
Ale już wręcz zaszokowało mnie ogłoszenie w poniedziałek rano przez Bronisława Komorowskiego zarządzenia ogólnopolskiego referendum z trzema pytaniami: o jednomandatowe okręgi wyborcze do Sejmu; o likwidację finansowania partii z budżetu; o wprowadzenie zasady rozstrzygania wątpliwości podatkowych na korzyść podatnika.
Obietnice starań o wprowadzenia jednomandatowych okręgów w całym samorządzie, czyli także w radach wielkich miast i powiatów oraz w sejmikach województw, słyszałem z bliskiego otoczenia prezydenta od początku jego kadencji, a miało to obowiązywać od wyborów samorządowych w 2014 r. Przez tyle lat głowie państwa nie wystarczyło jakoś politycznej odwagi, by choćby skierować w tej sprawie, niewymagającej tykania Konstytucji RP, projektu zmiany kodeksu wyborczego. Nagłe olśnienie, w odniesieniu do Sejmu, przyszło w straszną noc z niedzieli na poniedziałek.
Uchwała Senatu, opanowanego przez PO, o zgodzie na referendum zostanie usłużnie podjęta 20 maja. Na trzy doby przed drugą turą sztab Bronisława Komorowskiego rzuci na front walki o reelekcję ową czysto propagandową Wunderwaffe. Może jednak trafić nie w stopę, gdzie trafiły polityczne środki bojowe używane tuż przed 10 maja, lecz prosto w głowę. Państwa.