Rekomendacje nie dają zarobić

Tadeusz Stasiuk
opublikowano: 1998-12-09 00:00

REKOMENDACJE NIE DAJĄ ZAROBIĆ

Giełdowi inwestorzy nie mają równego dostępu do wartościowych informacji

Inwestorzy prowadzący grę na giełdzie najczęściej zdani są jedynie na własną wiedzę. Choć na rynku pojawia się sporo publikacji radzących, co zrobić z papierami danej spółki, trudno jednak jedynie na nich opierać swoją strategię inwestycyjną. Zwłaszcza że wiele z nich bywa całkowicie nietrafionych.

Problem z rekomendacjami tkwi w tym, że przeznaczone są przede wszystkim dla zaufanych klientów (często są to grupy inwestycyjne) biur maklerskich, którzy generują dla nich największe obroty. Dopiero później takie opracowanie trafia do prasy i mogą je otrzymać pozostali klienci biura.

Czas to pieniądz

Każda rekomendacja sporządzana jest przy określonych założeniach czasowych i na dany moment. Brane są też pod uwagę występujące w danej chwili czynniki, które wraz z upływem czasu mogą tracić na znaczeniu. Dlatego ci, co mają szybszy dostęp do informacji, mogą je z zyskiem wykorzystać.

— Uzyskując opracowanie zaraz po jego sporządzeniu, wybrani klienci mają przewagę czasową nad pozostałymi inwestorami. Znając bieżącą sytuację w danej spółce, mogą zastosować odpowiednią taktykę. Dużo jednak zależy także od reszty giełdowych graczy. Jeśli ci nie zachowają się tak, jak chcieliby tego korzystający z rekomendacji, to raczej nie da się w tym wypadku zarobić — tłumaczy Paweł Tarnowski, były analityk Raiffeisen Centrobank.

Co na topie

Choć trafiające do drobnych inwestorów rekomendacje nie mają praktycznie żadnego znaczenia, dają jednak ogólny pogląd na rynek kapitałowy.

Dzięki nim można łatwo się zorientować, jakie spółki znajdują się w kręgu zainteresowań analityków, tak z krajowych, jak i zagranicznych biur maklerskich.

— Publikowane w prasie rekomendacje mają jedynie charakter informacyjny. Można je traktować w pewnym sensie tylko jako reklamę danego biura. Problemem nie jest też to, czy rekomendujący zaleca kupno czy sprzedaż. Brak jest często odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego? Nie znając tego wyjaśnienia ani czynników, które wpłynęły na podjęcie takiej, a nie innej decyzji, trudno porównywać spółki w różnych okresach. Dlatego w dłuższym czasie rekomendacje są często nieprzydatne — twierdzi Sławomir Gajewski, doradca inwestycyjny Credit Suisse Asset Management.

Niecelne strzały

Biorąc pod uwagę niektóre listopadowe publikacje rekomendacji w prasie, można stwierdzić, że nie był to udany miesiąc dla wystawiających te opinie. Za największą gafę można chyba uznać zalecenie kupna papierów Elektrimu wystawione przez HSBC Securities. W momencie ukazania się rekomendacji w prasie (4 listopada) kurs Elektrimu wynosił 44,40 zł, by w ciągu miesiąca spaść do 29,10 zł, czyli prawie o 35 proc. Było to jednak zdarzenie czysto losowe i nie do przewidzenia przy tworzeniu analizy.

Nietrafione też były, jak się okazało, rekomendacje Raiffeisena w stosunku do niektórych banków. Zalecane przez to biuro kupno, w perspektywie niecałego miesiąca mogło przynieść inwestorom spore straty. Niedocenione natomiast zostały akcje Grajewa. Jeśliby posiadacze tych walorów zdecydowali się je sprzedać, tak jak rekomendowali analitycy BIG BG w gazetach 25 listopada, nie zarobiliby na nich w ten sposób ponad 21 proc.

OSTROŻNOŚĆ W CENIE: Do rekomendacji należy podchodzić z dużą dozą sceptycyzmu. Giełda rządzi się bowiem swoimi prawami, które nierzadko stoją w sprzeczności z teorią — mówi Sławomir Gajewski, doradca inwestycyjny Credit Suisse Asset Management. fot. ARC

SPORY ROZRZUT: Z zestawień, jakie przygotowują biura maklerskie, wynika, że większość rekomendacji ma wątpliwą wartość. Nie zawsze jednak można winić za to biuro sporządzające analizę — twierdzi Paweł Tarnowski, były analityk Raiffeisen Centrobank. fot. Marcin Wegner