Resort finansów powiedział: nie

Katarzyna Jaźwińska
opublikowano: 2004-08-23 00:00

Ministerstwo nie chce dopłacać do stoczni, bo to obciąży budżet. Nic dziwnego: firmy liczą na niemal 300 mln zł.

Stocznie, Agencja Rozwoju Przemysłu i resort gospodarki przygotowały projekt wprowadzenia dla sektora dopłat bezpośrednich do produkcji statków. W najbliższych dniach ma trafić pod obrady Rady Ministrów. Już dziś jednak wiadomo, że pomysł wspierany przez wiceministra gospodarki Jacka Piechotę nie spodoba się ministrowi finansów, bo to przecież on musiałby wyłożyć pieniądze podatników.

Czy dopłaty to pomoc

Przedstawiciele resortu podkreślają, że zgodnie z polskim prawem stocznie korzystają z gwarancji i poręczeń budżetowych.

— Obecnie brak jest regulacji prawnych stanowiących podstawę do przyznania dopłat bezpośrednich do kontraktów krajowych stoczni. W szczególności ustawa budżetowa na 2004 r. nie zawiera pozycji mogących stanowić podstawę do przyznania dopłat — uważa Anna Adamkiewicz z biura prasowego Ministerstwa Finansów.

Warto jednak podkreślić, że stocznie zabiegają o dopłaty dopiero od przyszłego roku. W sumie w latach 2005-07 liczą na 300 mln zł. Arkadiusz Krężel, prezes ARP, podkreśla też, że na dopłaty pozwala unijna dyrektywa.

— Dopłaty nie stanowiłyby nawet pomocy publicznej i stocznie nie musiałyby z tego tytułu ograniczać zdolności produkcyjnych — dodaje prezes Krężel.

Janosik puka do hut

MF ma jednak jeszcze jeden, tradycyjny argument przeciwko dopłatom.

— Ewentualne zastosowanie dopłat wiązałoby się ze znacznymi obciążeniami dla budżetu państwa — dodaje Anna Adamkiewicz.

Przedstawiciele stoczni podkreślają jednak, że ich problemy wynikają między innymi ze znacznego wzrostu cen wyrobów stalowych. Chcą więc, by rząd oddał im wpływy z podatku CIT, które ma zapłacić Ispat Polska Stal. Przeciwnicy dopłacania do stoczni podkreślają jednak, że hutniczy koncern nie produkuje blach okrętowych, więc stocznie nie mają żadnego prawa odbierać jego podatków.