Biała jedwabna sukienka zdobiona ręcznie robionymi koronkami. Opleciona aksamitną wstążką w biało-czarne paski, którą wieńczy duża kokarda. Do tego imponujących rozmiarów biało-czarny kapelusz ze strusimi piórami i całym bukietem kwiatów.




Tak aktorka Audrey Hepburn wystąpiła wśród brytyjskiej śmietanki towarzyskiej na wyścigach konnych w Ascot w musicalu „My Fair Lady”. Wartość kreacji: 3,7 mln USD, przynajmniej dla kolekcjonera, który rok temu za tę właśnie sumę nabył ją na aukcji.
Kwota, jaką za stroje zapłaciło ponad 280 tys. gości, którzy przez pięć dni podziwiali tegoroczne wyścigi jest zapewne dużo wyższa. Nim jednak udali się do projektantów, sklepów bądź wypożyczalni (wypożyczenie samego cylindra w dniu wyścigów to wydatek minimum 30-40 funtów) przyszło im się zapoznać z zaostrzonymi w tym roku zasadami ubioru obowiązującego podczas wyścigów.
Organizatorzy Royal Ascot pokusili się nawet o zdefiniowanie czym jest kapelusz i określenie minimalnej szerokości ramiączek sukienki. Śpieszymy więc wyjaśnić, że kapelusz to nakrycie głowy złożone z ronda i główki, która nie może mieć średnicy mniejszej niż 10 cm.
Jeśli ma — to mamy do czynienia z toczkiem, fascynatorem bądź opaską, a w czymś takim nie przystoi obserwować gonitwy wespół z królową Elżbietą II. Nie wypada również, a właściwie nie wolno, pokazać się w sukience krótszej niż tuż przed kolano i z ramiączkami węższymi niż 2,5 cm (bez względu na to, czy narzucimy na ramiona żakiet, czy nie).
Panowie w tym zacnym towarzystwie powinni przywdziać tzw. dzienny garnitur, co wedle brytyjskiego kanonu ubioru oznacza szare spodnie w prążek, koszulę, kamizelkę, krawat, marynarkę i cylinder szary bądź czarny oraz koniecznie czarne buty. Każdy element tego stroju jest obowiązkowy. Ci, którzy nie podporządkowaliby się zasadom, musieliby skorzystać z pomocy asystentów, czekających z zapasem kamizelek i krawatów. W przeciwnym razie przyszłoby im oglądać wyścigi w innym niż królewskie towarzystwie.
Opisany kanon obowiązywał gości tzw. Royal Enclosure, do którego — rzecz oczywista — nie można się dostać z ulicy. Zaprasza się tam wyłącznie osoby wysoko urodzone lub mające na koncie wybitne dokonania.
Reszta, aby przyglądać się na najbardziej arystokratycznym wyścigom konnym po prostu kupuje bilety. Do wyboru jest opcja droższa — Grandstand Admission za 70 funtów z możliwością podwyższenia ceny do 2000 funtów za stolik w wydzielonej części trawnika i opcja tańsza — Silver Ring za 30 funtów od osoby za wejście z możliwością zarezerwowania stolika za 1000 funtów.
Kwota, jaką za stroje zapłaciło ponad 280 tys. gości, którzy przez pięć dni podziwiali tegoroczne wyścigi jest zapewne dużo wyższa. Nim jednak udali się do projektantów, sklepów bądź wypożyczalni (wypożyczenie samego cylindra w dniu wyścigów to wydatek minimum 30-40 funtów) przyszło im się zapoznać z zaostrzonymi w tym roku zasadami ubioru obowiązującego podczas wyścigów.
Organizatorzy Royal Ascot pokusili się nawet o zdefiniowanie czym jest kapelusz i określenie minimalnej szerokości ramiączek sukienki. Śpieszymy więc wyjaśnić, że kapelusz to nakrycie głowy złożone z ronda i główki, która nie może mieć średnicy mniejszej niż 10 cm.
Jeśli ma — to mamy do czynienia z toczkiem, fascynatorem bądź opaską, a w czymś takim nie przystoi obserwować gonitwy wespół z królową Elżbietą II. Nie wypada również, a właściwie nie wolno, pokazać się w sukience krótszej niż tuż przed kolano i z ramiączkami węższymi niż 2,5 cm (bez względu na to, czy narzucimy na ramiona żakiet, czy nie).
Panowie w tym zacnym towarzystwie powinni przywdziać tzw. dzienny garnitur, co wedle brytyjskiego kanonu ubioru oznacza szare spodnie w prążek, koszulę, kamizelkę, krawat, marynarkę i cylinder szary bądź czarny oraz koniecznie czarne buty. Każdy element tego stroju jest obowiązkowy. Ci, którzy nie podporządkowaliby się zasadom, musieliby skorzystać z pomocy asystentów, czekających z zapasem kamizelek i krawatów. W przeciwnym razie przyszłoby im oglądać wyścigi w innym niż królewskie towarzystwie.
Opisany kanon obowiązywał gości tzw. Royal Enclosure, do którego — rzecz oczywista — nie można się dostać z ulicy. Zaprasza się tam wyłącznie osoby wysoko urodzone lub mające na koncie wybitne dokonania.
Reszta, aby przyglądać się na najbardziej arystokratycznym wyścigom konnym po prostu kupuje bilety. Do wyboru jest opcja droższa — Grandstand Admission za 70 funtów z możliwością podwyższenia ceny do 2000 funtów za stolik w wydzielonej części trawnika i opcja tańsza — Silver Ring za 30 funtów od osoby za wejście z możliwością zarezerwowania stolika za 1000 funtów.
(...)
Koń a sprawa polska
Ascot to miejscowość w hrabstwie Berkshire. Leży 50 km od Londynu i 11 km od zamku królewskiegow Windsorze. Tor w 1711 r. założyła tam królowa Anna. Przed niespełna rokiem 11 sierpnia minęła trzechsetna rocznica rozegrania na nim pierwszego wyścigu. Dzisiejszy wygląd hipodrom zawdzięcza niemal dwuletniej przebudowie, która zakończyła się w 2006 r. i pochłonęła 200 mln funtów.
W Polsce wyścigi mają o ponad wiek krótszą tradycję. — Pierwsza gonitwa odbyła się w 1841 r. kiedy powstało Towarzystwo Wyścigów Konnych i Wystawy Zwierząt Gospodarskich — mówi Andrzej Szydlik, komentator wyścigów konnych na Służewcu.
Znacznie wcześniej jednak, bo już w 1777 r., na drodze z Woli do Ujazdowa klacz Kazimierza Rzewuskiego miała pokonać w walce konia angielskiego posła sir Charlesa Whitwortha. Toru wyścigowego wtedy w Warszawie nie było. Później, już oficjalnie, gonitwy rozgrywano na Polu Mokotowskim, a od 1939 r. (z przerwą podczas wojny) odbywają się na Służewcu.
(...)
Koń a sprawa polska
Ascot to miejscowość w hrabstwie Berkshire. Leży 50 km od Londynu i 11 km od zamku królewskiegow Windsorze. Tor w 1711 r. założyła tam królowa Anna. Przed niespełna rokiem 11 sierpnia minęła trzechsetna rocznica rozegrania na nim pierwszego wyścigu. Dzisiejszy wygląd hipodrom zawdzięcza niemal dwuletniej przebudowie, która zakończyła się w 2006 r. i pochłonęła 200 mln funtów.
W Polsce wyścigi mają o ponad wiek krótszą tradycję. — Pierwsza gonitwa odbyła się w 1841 r. kiedy powstało Towarzystwo Wyścigów Konnych i Wystawy Zwierząt Gospodarskich — mówi Andrzej Szydlik, komentator wyścigów konnych na Służewcu.
Znacznie wcześniej jednak, bo już w 1777 r., na drodze z Woli do Ujazdowa klacz Kazimierza Rzewuskiego miała pokonać w walce konia angielskiego posła sir Charlesa Whitwortha. Toru wyścigowego wtedy w Warszawie nie było. Później, już oficjalnie, gonitwy rozgrywano na Polu Mokotowskim, a od 1939 r. (z przerwą podczas wojny) odbywają się na Służewcu.
(...)
Royal Ascot w liczbach
4,5 mln funtów (prawie 24 mln zł) — taka jest pula nagród w Royal Ascot
170 tys. — tyle butelek szampana wypito podczas tegorocznych wyścigów
92,3 tys. — tyle litrów piwa z beczki spożyli bywalcy wyścigów
3 tony — tyle limonek i cytryn zużyto do przygotowania im drinków i posiłków
1,5 tys. — tylu kelnerów spełniało kulinarne zachcianki obserwujących wyścigi
(...)
Royal Ascot w liczbach
4,5 mln funtów (prawie 24 mln zł) — taka jest pula nagród w Royal Ascot
170 tys. — tyle butelek szampana wypito podczas tegorocznych wyścigów
92,3 tys. — tyle litrów piwa z beczki spożyli bywalcy wyścigów
3 tony — tyle limonek i cytryn zużyto do przygotowania im drinków i posiłków
1,5 tys. — tylu kelnerów spełniało kulinarne zachcianki obserwujących wyścigi