Proponują warszawiakom jednoślady własnej koncepcji, przy których zapomina się o poczciwych „holendrach”. Antymateria to nie tylko osprzęt, ale i styl życia.





— Działam w tym biznesie krócej niż moi wspólnicy, być może dlatego jestem większym optymistą co do tego, że na rowerowej pasji da się zarobić więcej niż tylko na czynsz i skromne pensje — mówi ze śmiechem Janusz Żebrowski.
Niedawno jego nazwisko pojawiało się w kontekście giełdowej spółki K2 Internet, agencji interaktywnej, której był twórcą i prezesem. Teraz zasiada w jej radzie nadzorczej jako jeden z głównych akcjonariuszy. To jednak Antymateria jest przedsięwzięciem, przy którym serce bije mu szybciej. Nie tylko z powodu emocji, ale i dlatego, że na Powiśle, gdzie Antymateria się materializuje, Janusz Żebrowski podjeżdża rowerem.
Byle nie (tylko) zarabiać
Pierwszy na spotkanie w Antymaterii przy ul. Tamka w Warszawie dopedałował jednak Krzysztof Najder. To współtwórca Stratosfery, spółki z branży marketingowej, jeden z trzech właścicieli Antymaterii. Puls mu nie skoczył, stromizny Tamki mu niestraszne, bo jechał z górki — mieszka kilkadziesiąt metrów wyżej, w kamienicy na wiślanej skarpie. Ten 60-latek, doktor psychologii, znany jest warszawskim cyklistom m.in. z tego, że w przejażdżkach towarzyszy mu zwykle suka Chałwa.
— Skąd nazwa firmy? Stąd, że koncepcja miejsca, w którym powstają i są serwisowane rowery miejskie, nie opierała się jedynie na chęci zysku, ale też stworzeniu wyjątkowego punktu na mapie Warszawy. Jeśli pan pyta o zyski, to tak, są — mówi Krzysztof Najder. Potakuje mu Sebastian Smyl — trzeci wspólnik rowerowego biznesu. Człowiek, który złożył, naprawił, poprawił setki, jeśli nie tysiące jednośladów. To on, pracując jeszcze w poprzedniej firmie, złożył bicykl Krzysztofowi Najderowi. A ten, zadowolony z rezultatu, zaczął snuć plany wspólnego przedsięwzięcia, do którego potem dołączył Janusz Żebrowski. Antymateria w obecnym kształcie działa niecały rok i każdego miesiąca sprzedaje kilkanaście rowerów własnego pomysłu. Działa sklep internetowy i serwis. Klientów nie brakuje.
Wiedza kuriera
— W życiu miałem pewnie ze 20 rowerów, jeżdżę na nich od 45 lat. Zawsze marzyło mi się miejsce takie jak to — mówi Krzysztof Najder, rozglądając się po siedzibie Antymaterii. Dwupoziomowy niewielki lokal wynajmowany od miasta jest zawalony ramami, osprzętem i gotowymi rowerami. Wdychając aromat oleju do łańcuchów, można też podziwiać część zbiorów Sebastiana Smyla, m.in. archiwalny plakat z Lechem Piaseckim (kolarski mistrz świata amatorów z 1985 r.) i 44-letni proporzec z wyścigu kolarskiego na trasie Sierpc — Siedlce — Sochaczew. Ale przede wszystkim można kupować. Na dole. Bo na górze, gdzie wchodzi się po drabinie, wre praca, trwa skręcanie kolejnych rowerów.
— Okazuje się, że wbrew założeniom nie każdy podziela nasz entuzjazm, by na robiony na zamówienie rower wyłącznie do jazdy po mieście wydać ponad 3 tys. zł. Oczywiście są i tacy, którzy składają u nas rowery za 10- -15 tys. zł. Ale hipsterski dodatek do sojowej latte musi mieć ceny mniej więcej od 1,5 tys. zł — mówi Janusz Żebrowski. Rowery z Antymaterii zaskakują. Robione na ramach autorskiego projektu (w droższej wersji z włoskiej stali składanej przez znaną manufakturę Rychtarski), przypominają raczej pojazdy, na jakich przez miasto śmigają kurierzy.
— A kurierzy co nieco o rowerach wiedzą, prawda? Tak popularne w Polsce „holendry” są o 5-15 kilogramów za ciężkie, za to są tanie. Inne zaś, tzw. rowery górskie, mają tony niepotrzebnego osprzętu. W Warszawie wystarczą dwa, trzy biegi zamiast kilkunastu — ocenia Krzysztof Najder.
Tempo pod górę
Łączna waga miejskich rowerów trzech właścicieli Antymaterii to jakieś 25 kg. Czyli tyle, ile waży jedna wypasiona holenderka, pchana przez biedne spocone dziewczę w górę Tamki. Tymczasem można inaczej, także pod krawatem.
— Od dawna jeżdżę na rowerze przez cały rok i wiem, że można taki sposób przemieszczania się pogodzić ze spotkaniami biznesowymi. Wystarczy nie forsować tempa i kupić dobry sprzęt. Ostatni raz spociłem się na rowerze ze 25 lat temu — śmieje się Krzysztof Najder. Janusz Żebrowski woli nieco większą prędkość, nie tylko na siodełku. Były szef K2 jest gotowy na dalsze inwestycje w dwa kółka.
— Chcemy być częścią rewolucji społecznej, w której rower pojawi się jako normalny środek transportu. Ten moment się zbliża, mój ulubiony Sztokholm ma mniej przyjazny klimat, ale rowerzystów jest tam cała masa — mówi Janusz Żebrowski.
Do rowerów zamierza dołożyć sporą dawkę lifestyle’u. Raz, że jednoślady mają być wyjątkowe, pasujące do butów, sukienek i kapeluszy. Dwa, to nowa odnoga Anytmaterii, już na górze wiślanej skarpy — na Mokotowie. Janusz Żebrowski zbiera więc fotografie klimatycznych warsztatów rowerowych z całego świata, sam też — z racji zawodu — świetnie czuje trendy.
— Planujemy miejsce nieopodal pl. Unii Lubelskiej, gdzie będą nie tylko rowery, ale też kawa. Liczymy, że rozkwitnie tam życie towarzyskie — zapowiada Janusz Żebrowski i wsiada na swój bicykl z różowymi owijkami na kierownicy.
— Odlotowe, nie? — rzuca na pożegnanie. &
To nie koniec. Planujemy otwarcie kolejnego warsztatu rowerowego nieopodal pl. Unii Lubelskiej. Będą tam nie tylko rowery, ale też kawa. Liczymy na rozkwit życia towarzyskiego w tym miejscu — zapowiada Janusz Żebrowski, jeden z trzech właścicieli Antymaterii.