Żądania związkowców z Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW), którzy w ramach sporu z zarządem i właścicielem wstrzymali wczoraj na dobę wydobycie węgla, to wspólny mianownik dla wzmożonej aktywności związków zawodowych, jaką można zaobserwować w ostatnich tygodniach. W większości objętych konfliktami społecznymi spółek - a spory trwają w wielu, choć nie o wszystkich jest głośno - organizacje związkowe domagają się podwyżek. Tak jest między innymi w Orlenie czy Enei - w obu firmach rozpoczęły się spory zbiorowe dotyczące wzrostu wynagrodzeń. W niektórych, np. SPEC, trwa protest przeciwko prywatyzacji. Związkowcy z JSW postanowili upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - walczą o wyższe o 10 proc. zarobki i sprzeciwiają się posłaniu spółki na warszawską giełdę.
Ekonomiści nie są zgodni, czy wzmożona aktywność związkowców to skutek tego, że duże prywatyzacje zbiegły się w czasie z sezonowymi negocjacjami płacowymi, czy też jest to już początek gry o wybory parlamentarne 2011 r.
- Oczywiście, że to gra obliczona na wybory - nie ma wątpliwości Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha (CAS).
- Skoro mamy rok wyborczy, mamy też podwyższoną aktywność polityków, związkowców - wszystkich, którzy pasożytują na gospodarce - dodaje ekonomista z CAS.
Jego zdaniem, związkowcy liczą, że przed wyborami politycy będą bardziej skłonni do ustępstw.
- Mam nadzieję, że nie będą. Widać, że powtarza się sytuacja z 2006 r. Związki wykorzystują dobrą koniunkturę gospodarczą, żeby wywalczyć wzrost płac - dodaje Robert Gwiazdowski.
Najgorzej w monopolach
Również zdaniem Tadeusza Aziewicza, posła PO i szefa sejmowej komisji, rok wyborczy sprzyja wzmożonej aktywności związkowców.
- Związki zawodowe politykują jak mało kto. Doskonale wiedzą, że nadchodzą wybory. Dlatego liczą na większą wrażliwość rządzących. Mam nadzieję, że się przeliczą, bo takie żądania zaspokajane są kosztem państwa. Drożeją paliwa, żywność, surowce. Wzrost płac będzie kolejnym impulsem inflacyjnym - mówi Tadeusz Aziewicz.
Parlamentarzysta dodaje, że roszczeniową postawę organizacji związkowych najmocniej odczuwają zmonopolizowane gałęzie gospodarki.
- W tych branżach najłatwiej przerzucić koszty podwyżek bezpośrednio na odbiorców. Dobrym przykładem jest energetyka. Załogi spółek tego sektora mają wysokie średnie płace, umowy społeczne i nadal im mało. Silnej konkurencji nie ma też w górnictwie - prawdopodobnie stąd opór związkowców wobec prywatyzacji.
Wolą, żeby wszystko zostało po staremu - komentuje poseł.
- Ciekawe, że nierzadko związkowcy walczą o prywatyzację, a nie przeciw niej. Ale tak dzieje się tylko w tych sektorach, które posmakowały kryzysu - zauważa Robert Gwiazdowski.
Najlepiej u prywatnych
Dr Jacek Męcina z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego i ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, nie dostrzega związku między podwyższoną aktywnością związkowców a tegorocznymi wyborami.
- Oczywiście rok wyborczy stwarza takie zagrożenie, ale - moim zdaniem - jest na to jeszcze za wcześnie. Na razie mamy do czynienia z normalną sezonową aktywnością organizacji związkowych. Wiosna to tradycyjny okres negocjacji płacowych. W dodatku ostatnie lata były kryzysowe i związkowcy poskromili nieco apetyty. Teraz odreagowują, choć żądanie 10-procentowej podwyżki to, na tle całej gospodarki, zdecydowana przesada - uważa ekspert Lewiatana.
Jego zdaniem, największe apetyty płacowe mają związkowcy ze spółek kontrolowanych przez państwo. Dlatego prywatyzacja jest najlepszym lekarstwem na takie konflikty.
- Najlepiej jest tam, gdzie jest prywatny właściciel, który wie, na co może sobie pozwolić. A jeśli skarb państwa jest zdecydowany, by zachować kontrolę nad niektórymi spółkami, powinien zadbać o nadzór właścicielski z prawdziwego zdarzenia. Najlepszym rozwiązaniem jest uzależnienie wzrostu płac od podniesienia efektywności. Wtedy podwyżki odbywają się nie kosztem gospodarki czy firmy, lecz z korzyścią dla niej, bo pracownicy partycypują w dodatkowo wypracowanym zysku - dodaje Jacek Męcina.