Rolls-Royce jest jedną z najbardziej konserwatywnych marek samochodowych na świecie. Konserwatywnych w definiowaniu luksusu. Przepych? Tak. Pokazówka? Nie. Powściągliwość ponad wszystko. Rolls-Royce nigdy nie chce być w centrum życia swego właściciela. Jest jego cieniem. Jak obsługa w dobrej restauracji. Nie angażuje, ale w sposób kojący jest obecna i pomocna. Dolce vita właściciela, nie pojazdu. Pojazd tylko pomaga osiągnąć ten stan.
Siła powściągliwości
Oczywiście Rolls-Royce nie pozostaje obojętny na zmiany przetaczające się przez motoryzację. Poza tym, tak samo jak innych, wiążą go regulacje i przepisy. Dostosuje się do nich, jednak w swoim własnym stylu. Zgodnie z dyplomatycznym protokołem, znaczy. Zmiany? Oczywiście. Ale na swój wystarczający sposób. Jak pewnie wiecie, słowo wystarczający jest kluczem w tej marce. Moc – wystarczająca, przyspieszenie? Wystarczające. Komfort? Wystarczający. Rolls-Royce nie licytuje się na niutonometry, konie mechaniczne czy przyspieszenie. Powód? Wartości te są wystarczające.
Przejście na napęd elektryczny? Proszę bardzo. Powoli, z godnością i tak, żeby nikt nie miał wątpliwości, że to nie oni musieli się dostosować do świata, tylko świat wreszcie dorósł do nich.
Historia elektryfikacji Rolls-Royce’a zaczyna się ponad dekadę temu. Już w 2011 r. marka pokazała 102EX – elektrycznego Phantoma, który bardziej przypominał eksperyment akademicki niż plan sprzedażowy.
– Chcieliśmy sprawdzić, czy nasi klienci zaakceptują ciszę i brak spalin, zanim wejdziemy na rynek – mówił wówczas Frank Tiemann, szef PR Rolls-Royce’a w Europie Środkowej i Azji.
102EX pokazał kierunek: Rolls nie boi się elektryczności, ale nie podda się presji rynku. W 2021 r. firma ogłosiła strategiczną decyzję: do 2030 r. wszystkie modele mają być elektryczne. Pierwszym krokiem w tym kierunku stał się Spectre – luksusowe coupé, które zachowało wszystkie cechy legendarnego Rollsa, jednocześnie wchodząc w nową epokę motoryzacji. Testy trwały trzy lata, a inżynierowie przejechali 2,5 mln km, by się upewnić, że auto spełnia standardy marki.
– Spectre ma wszystkie cechy, które stanowią o legendzie marki. Jest cichy, potężny i pokazuje, jak doskonale Rolls-Royce jest przygotowany do elektrycznej motoryzacji – mówił Torsten Müller-Ötvös, ówczesny prezes Rolls-Royce’a, podczas pierwszej prezentacji samochodu w 2022 r.
Wystarczyły trzy godziny, które w 2023 r. spędziłem za kierownicą tego auta, by stwierdzić, że nie rzucał słów na wiatr. To arystokracja elektrycznej strony motoryzacji. Ma wszystko, co Rolls mieć powinien, i do tego napęd, który powinien mieć od dawna. Czyż inżynierowie nie walczyli jak lwy, by V12 pracowało tak bezszelestnie, jak się tylko da? Elektryk ma to w standardzie. A poza tym, jak to u Rollsa, ma wszystkiego innego… wystarczająco. Ma też tę cechę, za którą bardzo szanuję markę z RR w logo. Nic na pokaz – tak nie wypada. Normalnie królewski protokół.
Niekonieczne ładowanie
Tym razem zabrałem Spectre tam, gdzie pewnie niewielu właścicieli zabierze to auto – w trasę. Długą. I na stację ładowania. Publiczną. 750 km z Rygi do Warszawy z przerwą na noc (mieszkam po drodze). Ruszam naładowanym autem z centrum Rygi. Do domu 470 kilometrów przez Łotwę i Litwę. Zasięg? Wystarczający. I rzeczywiście – bez problemu (z zapasem 7 proc. energii) dojechałbym do celu. Zatem: wystarczająco.
Litwa i Łotwa mają drogi sprzyjające elektrykom – większość czasu ograniczenie do 90 km/h, a liczne fotoradary skutecznie gaszą ułańską fantazję. Gasi ją też auto, którym jadę. Bo choć to wystarczająca moc (600 KM), Rolls-Royce’owi nie wypada łamać przepisów. To coś jak bekanie w towarzystwie królowej. No nie! Jeden stop na stacji ładowania był w zasadzie tylko po to, by zrobić mu zdjęcie. I posłuchać tekstów w stylu: „Patrz! Elektryczny Rolls-Royce!”. Fakt – to nie będzie częsty widok na stacji ładowania. Wszak prawdziwi właściciele ładują swoje Spectre raczej w zaciszu domowych lub zimowych garaży. A w zasadzie to mają od tego ludzi.
Potem nocna przerwa w domu. Samodzielne podłączenie do domowego wallboxa i z ogromnym zapasem docieram do celu.
Wystarczający pean
Rolls-Royce od zawsze powinien być elektryczny. Cisza. Nie taka folderowa, tylko absolutna. Auto waży prawie 2,9 tony, ma 5,5 metra długości, ponad 2,1 metra szerokości i prawie 1,6 metra wysokości. A mimo to płynie po drodze jak baletnica. Jest precyzyjne i spokojne. Pośpiech? Niewłaściwe słowo w tym samochodzie. Właściciel Spectre nie się spieszy, bo nie musi. Świat może biec dalej, on już dotarł. I to się kierowcy tego auta udziela.
Jako elektryk spisuje się doskonale. Spectre pasuje do idei elektromobilności jak smoking do opery. Cisza? Jest. Komfort? Jest. Moc? Oczywiście. Ale ona nie jest po to, by wykorzystać ją całą. Jest jak majątek miliardera, który nigdy nie wyda go na raz. Wystarczy poczucie posiadanego potencjału.
Spectre pokazuje, że elektryczność w motoryzacji luksusowej nie musi być rewolucją w złym znaczeniu. Nie potrzebuje V12, żeby emanować prestiżem. Nie potrzebuje nawet marketingowego hałasu, żeby być pożądanym. W Spectre liczy się atmosfera. Cisza, spokój, brak pośpiechu, poczucie, że nie musisz się spieszyć.
Prawdziwa magia Spectre polega na tym, na czym polegają czary innych modeli Rolls-Royce’a. Układ napędowy? Niewyczuwalny. Zawieszenie? Nie czuć masy niemal 3 ton. Wyposażenie? Tak dopasowane, że nie rozprasza uwagi, ale pozwala skupić się na tym, co ważne: na komforcie. Cisza jest DNA Rolls-Royce’a – to zdanie mogłoby równie dobrze znajdować się w instrukcji obsługi Spectre. I rzeczywiście, w świecie, w którym każdy producent elektryków chwali się cyfrowymi wskaźnikami, mapami, wykresami i decybelami, Rolls po prostu… płynie.
Spectre nie jest samochodem dla wszystkich. Jest dla tych, którzy nie pytają o cenę. Bo wiedzą, że jest… wystarczająca. Drogo? Może. Ale jeśli potrzebujesz przeliczać, poznawać osiągi, szczegóły techniczne – Spectre nie jest dla ciebie… wystarczający.





