Ropa może i będzie, ale po ile?

Jacek Zalewski
opublikowano: 2005-04-12 00:00

Pierwsza państwowa wizyta prezydenta Wiktora Juszczenki w Polsce przebiega w atmosferze zrozumiałej serdeczności. Z biznesowego punktu widzenia najważniejsze są rozmowy na temat ropociągu Brody–Płock. Ta legendarna inwestycja od samego początku jest tworem bardziej politycznym niż gospodarczym. Zapalane było dla niej światło raz zielone, raz czerwone. Na razie konkretnie wiemy o niej tyle, że Ukraińcy mówią, że ropa będzie.

A tymczasem dla sporządzenia (wreszcie!) biznesplanu ropociągu najważniejszym parametrem jest cena kaspijskiego surowca na wejściu do Polski. Naprawdę trudno sobie wyobrazić, aby mogła ona być niższa (lub równa) cenie na bramce Adamowo rurociągu Przyjaźń. Już choćby konieczność dwukrotnego przeła- dowywania surowca (ropociąg–tankowiec–ropociąg) musi radykalnie podnieść koszty transportu. Jeśli zatem azerska czy kazachska (konkretnie nie wiadomo) ropa via Odessa–Brody okaże się dla nas za droga, to ropociąg do Płocka nie będzie miał sensu ekonomicznego i nie pomogą mu najbardziej gorące uściski polityków.