Wraz z nieuchronnym zbliżaniem się końca drugiej (i ostatniej) kadencji prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, nie bez niejakiego zasmucenia, obserwujemy spadek jego skuteczności działania na każdym niemal polu (przecież to chyba nie sprawa wieku, gdzieżby — pan prezydent jest młodym, pełnym energii człowiekiem). Pamiętamy jego zwycięskie potyczki z Sejmem poprzedniej kadencji, np. w sprawie wetowanych ustaw. Pojedynek zakończył się pogromem na korzyść pana prezydenta.
W obecnej kadencji nie było już tak dobrze. Czy to czujność urzędników „wielkiego pałacu” osłabła, czy też osłabł wzrok pana prezydenta, popadał on w rutynę? W każdym razie coraz częściej zdarzały się potknięcia, porażki z parlamentem czy trybunałem, czy wręcz klęski, jak kompromitująca ustawa o biopaliwach. Prezydent, po zawetowaniu pierwszej ustawy, podpisał następną, poprawioną, która była... identyczna jak pierwsza, odrzucona. Takie „numery” robiło się nauczycielom w szkole, ale żeby głowa państwa łapała się na coś takiego...
Teraz prezydentowi grozi kolejna spektakularna klęska. Powołanie na urząd premiera jego pomazańca profesora Marka Belki, wobec okoliczności i postawy Socjaldemokracji Polskiej, jest coraz bardziej problematyczne. No cóż, Aleksander Kwaśniewski rzeczywiście nie jest podobny do Borysa Jelcyna: pomazaniec słabnie w oczach, spadkobierca urzędu nie jest znany, przyszłość niepewna.