"To pomysł niewiele lepszy od przekazania pieniędzy do ZUS. Dlatego, że z punktu widzenia przyszłego emeryta nie ma wielkiej różnicy, czy on będzie miał zapis na koncie w ZUS, który będzie rewaloryzowany zgodnie z jakąś formułą, czy będzie miał sztuczne instrumenty finansowe, obligacje emerytalne, które OFE będą zmuszone trzymać i będą one na przykład oprocentowane zgodnie z nominalnym (wzrostem - PAP) PKB. Dla przyszłego emeryta oznacza to tylko tyle, że przyszła emerytura będzie niska.
"Jeżeli obligacje emerytalne mają być oprocentowane zgodnie z tempem PKB, to zgodnie z prognozami Komisji Europejskiej, OECD i całego Ministerstwa Finansów, już za klika lat tempo wzrostu PKB w Polsce silnie spowolni, a po 2020 roku przewidywane tempo wzrostu PKB to jest niewiele ponad 1 proc. Czyli w takim tempie będą rosły emerytury.
"Ta propozycja nie zatrzyma narastania długu publicznego, który rośnie
niezależnie od tego, jakie rozwiązanie przyjmiemy - dlatego, że narasta z
powodów demograficznych. Pytanie tylko o to, jak to będziemy liczyć. Możemy go w
ogóle nie liczyć i on będzie narastał schowany pod dywanem. Być może wtedy
będzie łatwiej przekonać Komisję Europejską do tego, żeby te obligacje
emerytalne miały ulgowe traktowanie przy liczeniu długu publicznego. Będziemy
mieli z tego jednak tylko korzyści księgowe, a nie będzie korzyści z tytułu
inwestycji OFE na rynkach finansowych, które przynosiłyby wyższe stopy zwrotu, a
co za tym idzie - wyższe emerytury".