Światowe rynki akcji w mieszanych nastrojach przyjęły rozpoczęcie działań wojennych w Iraku. Inwestorzy zaczynają obawiać się, że wojna potrwa dłużej niż oczekiwano.
Nastroje na giełdach zmieniały się z godziny na godzinę. Pierwszą reakcją na wybuch wojny była ulga. Jednak optymizm inwestorów stopniowo słabł.
Gdy zaczynał się atak na Irak, pracowały giełdy w Tokio, Hong- kongu i Sydney. Inwestorzy spodziewali się wojny, więc nie doszło do żadnych gwałtownych zmian indeksów. Komentarze specjalistów były bardzo optymistyczne. Nic więc dziwnego, że azjatyckie giełdy zakończyły dzień na dużym plusie. Główny wskaźnik giełdy tokijskiej praktycznie przez całą sesję znajdował się na poziomie 2 proc. wyższym niż w środę.
Znacznie mniej entuzjazmu wykazały już rynki europejskie. Po serii wzrostów w przededniu wybuchu wojny, giełdy zaczęły obawiać się, że zwycięstwo nie przyjdzie tak łatwo, jak oczekiwano tego jeszcze kilka dni temu. Te obawy potwierdziło wystąpienie prezydenta USA i taktyka wybrana przez wojska aliantów.
Po początkowych zwyżkach przewagę zdobyli sprzedający. Sesje za oceanem rozpoczęły się wyraźnymi spadkami. Warszawska giełda jeszcze zdołała uchronić się przed przeceną. Indeks WIG20 zyskał 0,3 proc.
Europejscy analitycy ostrzegali, że teraz największy wpływ na ceny akcji będą miały informacje z rejonu Zatoki Perskiej. Wszelkie trudności, jakie napotkają wojska koalicyjne w Iraku, powinny negatywnie wpływać na koniunkturę giełdową.
Na polskim rynek akcji znów panował marazm. Niewielkim zwyżkom towarzyszyły symboliczne obroty. Głównym wydarzeniem na warszawskiej giełdzie w pierwszych godzinach handlu wcale nie była wojna. Rynek żył raczej wstępnymi wynikami przetargu na informatyzację Grupy PZU. W centrum zainteresowania graczy był Prokom, którego szanse na kontrakt znacznie wzrosły. Mocno rósł także kurs współpracującego z Prokomem Softbanku.
Poważne obawy o losy konfliktu zdominowały otwarcie sesji w Stanach Zjednoczonych. Spadki za oceanem pociągnęły w dół indeksy europejskie.