200 mln zł, które Pesa dostała od konsorcjum banków na przetrwanie do czasu wejścia inwestora, nie wystarczy na finansowanie produkcji w nieskończoność. Bydgoski producent taboru potrzebuje więc szybkiego podpisania umowy w sprawie linii kredytowych i gwarancji oraz doinwestowania przez Polski Fundusz Rozwoju (PFR). Bez zastrzyku pieniędzy Pesa nie będzie mogła podpisywać kontraktów, które wygrała. Niedawno musiała gotówką opłacić gwarancję na dostawę pojazdów dla stołecznej SKM. Gdyby tego nie zrobiła, jej oferta nie byłaby ważna i kontrakt trafiłby do Newagu.

Uchylony szlaban
Spółce groziła także utrata kontraktu na dostawy dla Tramwajów Śląskich (TŚ), w których przetargu Pesa pokonała Stadlera i Solarisa. Termin podpisania umowy mija dziś, ale spółka ma problem ze zdobyciem gwarancji. Maciej Grześkowiak, rzecznik prasowy bydgoskiej spółki, zapewnia jednak, że kontrakt dziś zostanie podpisany. Z informacji „PB” wynika, że podobnie jak w stolicy Pesa może, przynajmniej częściowo, zabezpieczyć realizację umowy gotówką.
Rada i bilans
Dziś rozpoczęło się także walne zgromadzenie akcjonariuszy bydgoskiego producenta. Zgodnie z zapowiedziami „PB”, zostało przerwane na 30 dni. Nie wybrano na razie nowej rady nadzorczej i nie zatwierdzono sprawozdania finansowego za 2017 r.
Do czasu wznowienia obrad powinna zostać uzgodniona umowa finansowa z bankami i ubezpieczycielami oraz PFR. Instytucje od kilku miesięcy nie mogą jednak ustalić, czy zamierzają wesprzeć restrukturyzację Pesy, czy też przeprowadzić kontrolowaną upadłość albo poszukać jeszcze innej opcji rozwiązania problemów bydgoskiej spółki. Na opracowanie i wdrożenie alternatywnych scenariuszy nie ma już jednak czasu.