Niecałe 10 lat temu krajowy rynek żył wiadomością, że obraz polskiego malarza z Tarnowa wylicytowany został w nowojorskim Christie’s do 330 tys. USD (1,3 mln zł) — mimo że właściwie nie przedstawiał zbyt wiele, a z daleka wyglądał, jakby miał tylko dwa kolory. Wbrew pozorom, „Samoloty” z końca lat 90. to chyba najlepszy i najbardziej klarowny model, jaki początkujący inwestor mógłby analizować, bo na ich przykładzie można pokazać niejeden rynkowy mechanizm, dochodząc przy okazji do tego, że zwykły czarny z niebieskim czasem po prostu wystarczą.

Arkusz Sasnala
Dla inwestora zmienną o najwyższej wadze jest zwykle rynkowa wartość, więc warto wyjść od tego, że do sasnalowego modelu podstawić możemy i rekordowe stawki w dolarach, i stosunkowo niskie w złotych. Rozpalająca analityków sprzedaż „Samolotów” przypadła na moment, w którym międzynarodowa pozycja artysty umacniała się przy wszystkich możliwych okazjach, a ceny wykazywały najwyższe tempo wzrostu — dwa lata wcześniej 15 prac malarza zaprezentowanych zostało w galerii wpływowego gracza Charlesa Saatchiego, a rok wcześniej opiniotwórczy magazyn opublikował ranking najważniejszych młodych artystów świata, w którym tak krytycy, jak i marszandzi na samym szczycie umieścili właśnie Wilhelma Sasnala. Uznanie brytyjskiego kolekcjonera, który wypromował najlepiej zarabiających współczesnych twórców, ewidentnie zalicza się do ważnych impulsów na rynku prac Sasnala, ale trzeba przy tym wyraźnie zaznaczyć, że nie był to czynnik jedyny. Postać Saatchiego kojarzona jest z prężną machiną spekulacji na brytyjskim rynku współczesnej sztuki, a twórczość Sasnala i tak wyróżniono całym zbiorem prestiżowych zagranicznych nagród i eksponowano w ramach głośnych indywidualnych wystaw — co w efekcie podrożyło jego olejne malarstwo do takiego stopnia, że na lokalnych aukcjach prawie przestało się pojawiać. Nie jest jednak prawdą, że pracy autora nie można mieć wcale — wystarczy za zmienną „cena” podstawić „cena na rynku grafik”.
Dobre, bo polskie
„Namaluj mnie” pochodzi z sygnowanej edycji 100 grafik, które Sasnal zaprojektował w ramach serii tzw. plakatów z przeszłości i przyszłości, odnoszących się do jego zrealizowanych i planowanychwystaw. Podpisany przez artystę ołówkiem egzemplarz 46 licytowany będzie w warszawskiej Artissimie we wtorek 12 lipca, ale nie od progu kilkuset tysięcy dolarów, tylko od 1,5 tys. zł. Spodziewana cena to natomiast 3-4 tys. zł — a na tle prezentowanych w tym samym katalogu dzieł XX-wiecznej awangardy to dosyć tanio. Inwestor, który planowałby rozpocząć kolekcję takim obiektem, nie zarobi prawdopodobnie w krótkim terminie, bo grafiki Sasnala jeszcze sporadycznie pojawiają się w obiegu, ale tych konkretnych nie jest przecież więcej niż sto, czyli w skali międzynarodowego rynku autora — mało.
Niewiele jest też kolorystycznych niuansów — znowu jakieś czarne sylwetki na tle niebieskiego nieba, zupełnie jak w rekordowych „Samolotach”. Tym razem jednak wstawienie do modelu parametru „trudne”czy „proste” zależy wyłącznie od krótkiego przygotowania odbiorcy. Sztuka Sasnala prawie w całości jest dokładnie taka, bo twórca posługuje się wyjątkowo syntetycznymi skrótami — jakby robił urywkowe ujęcia bieżącej rzeczywistości, do których załapałyby się i ważne historyczne wątki, i epizody z codzienności, dokumentujące, że „Anka nie chodzi głosować”, a „Patrycja przestała jeść mięso”. Bez informacji, że cały dorobek autora układa się właśnie w taki zbiór znaków naszych czasów, rzeczywiście można odnieść wrażenie, że nie do końca wiadomo, o co chodzi — w każdym innym przypadku nie ma mowy o żadnych wydumanych zawiłościach. Skróty są więc proste, ale w przypadku ostatniej zmiennej model zupełnie przestanie działać, jeśli wstawimy do niego zaściankowo pojmowanąnarodowość. „Samoloty” to — owszem — czarne zarysy samolotów z II wojny światowej, za którymi ciągną się kłęby ciemnego dymu, jednak porządkowanie ich w jakiejkolwiek ciasnej szufladce twórczości rozliczającej się z przeszłością zwyczajnie rozmija się z zamysłem autora. Zarówno obrazy, które wyglądają jak stop-klatki ze zwyczajnego osiedlowego życia Polaków, jak i te, które przestawiają sprawy istotne w dziejach narodu, mają stanowić neutralną panoramę, a nie jakiś manifest zamykający horyzonty. W związku z tym, że średnia aukcyjna cena pracy Sasnala — razem z wszystkimi tańszymi grafikami — od 8 lat utrzymuje się na poziomie 120 tys. zł, inwestor zawdzięcza mu płynny i stabilny rynek z popytem w wielu krajach. Zaściankowe interpretacje będą go więc tylko obrażać.