Szanse na to, że rząd wróci do liberalnych gospodarczych koncepcji, ekonomiści oceniają na 25 proc.
Czy teraz, gdy udało się uzyskać wotum zaufania, rząd Kazimierza Marcinkiewicza może odwrócić się w stronę wolnorynkowych rozwiązań PO i pokazać plecy Samoobronie, LPR i PSL? Ekonomiści uważają, że raczej nie. Raczej...
Rozwód? Separacja!
— Taki scenariusz wymagałby zmiany programu PiS, o którym opowiadał premier w exposé, o 180 stopni. A to wydaje się mało realne. Poza tym PiS musiałoby tańczyć do melodii, jaką zagrałaby PO i zgodzić się na jej postulaty. W świetle wydarzeń, które miały miejsce w ostatnich tygodniach, jest to niemal niemożliwe — uważa Richard Mbewe.
Katarzyna Zajdel-Kurowska widzi jednak taką możliwość.
— PiS i PO nie wyglądają, jakby były po rozwodzie. To raczej separacja — na razie nie chcą na siebie patrzeć — uważa ekonomistka BH.
Gdyby doszło do nowego sojuszu największych w parlamencie partii, które forsowałyby korzystne dla gospodarki rozwiązania (PO zapewnia tu wsparcie), gospodarka mogłaby złapać silniejszy wiatr w żagle.
Byłoby spokojniej
— Utrzymaniu dyscypliny finansów towarzyszyłoby ustabilizowanie kursu złotego, jak też stóp procentowych (a nie ich podnoszenie, co byłoby nieuniknione w pierwszym scenariuszu). Możliwe jest też obniżenie podatków, o ile zaniechano by prób obarczenia budżetu nowymi wydatkami — uważa Jacek Wiśniewski.
Według ekonomisty WGI DM, taka sytuacja byłaby dobra i dla budżetu, i dla firm.
— Jeśli PiS i PO dogadałyby się, skorzystaliby na tym przede wszystkim przedsiębiorcy. Niższe podatki i eliminacja zbędnej biurokracji zachęciłyby firmy do wychodzenia z szarej strefy, co pozwoliłoby pozyskać dodatkowe dochody budżetowe — uważa Richard Mbewe.