Niezależnie kto ma rację i tak zarabia prawnik — to amerykańskie powiedzenie dość dobrze opisuje spór między bankami i frankowiczami. Szala w rękach Temidy przechyla się na korzyść drugich, przynajmniej w sądach pierwszej instancji, gdzie około 90 proc. wyroków jest korzystnych dla kredytobiorców. W apelacjach orzeczeń jest jeszcze niewiele. Nie można więc jednoznaczne wskazać, w jakim kierunku pójdzie orzecznictwo, i powiedzieć, kto ostatecznie wygrał spór. Na razie wygrani są prawnicy.
— Kredyty walutowe dały zarobić dwa razy: 10-12 lat temu doradcom finansowym, którzy pobierali wysokie wynagrodzenie prowizyjne od udzielonych kredytów hipotecznych, a teraz prawnikom — mówi Adrian Sejdak, współzarządzający polskim oddziałem Raiffeisen Bank International.
840 mln zł płacą banki
Zarabiają adwokaci obu stron: reprezentujący frankowiczów i banki. Na podstawie danych jednego z banków z dużym portfelem frankowym spróbowaliśmy oszacować wartość rynku usług prawnych związanych z obsługą sporów frankowych. Na poczet kosztów ponad 4 tys. spraw została utworzona rezerwa w wysokości 76 mln zł. Jest to łączna faktura za rozprawy w dwóch instancjach. Zgodnie z przewidywaniami w tym roku z tytułu spraw zakończonych w pierwszej instancji rachunek dla prawników wyniesie ponad 30 mln zł.
Nie jest łatwo ustalić, jakie są gaże na tym rynku, gdyż w sprawozdaniach finansowych nie ma osobnej pozycji dotyczącej usług prawnych. Biorąc pod uwagę wielkość portfela frankowego banku, można oszacować koszt całego sektora na ponad 840 mln zł. Przy założeniu, że kancelarie obsługujące pozostałe banki wynegocjowały podobnej wielkości wynagrodzenie. Z rozmów przeprowadzonych z bankowcami i prawnikami wynika, że stawki na rynku są różne, jednak nie odbiegają znacząco od kosztów wspomnianego banku.
1 mld zł od frankowiczów
Ze względu na rozbudowany system obliczania wynagrodzenia dla kancelarii trudno oszacować wielkość gaży po drugiej stronie frankowego sporu. Składa się ona z wynagrodzenia stałego oraz prowizji liczonej od wartości sporu — czyli kredytu — płatnej po zakończeniu sprawy. W internecie można znaleźć ogłoszenia „pozew frankowy od 0 zł”, „unieważnienie umów bez opłat”. Standardowo jednak koszt opłaty stałej wynosi w granicach 4-19 tys. zł. Prawnicy reprezentujący banki twierdzą, że średnia na rynku wynosi 25 tys. zł za jedną instancję. Szacuje się, że liczba pozwów, jakie w tym roku adwokaci frankowiczów złożą w sądach, może wynieść nawet 40 tys. Przy takim założeniu łączny rachunek za pełną obsługę prawną mógłby wynieść 1 mld zł, nie licząc prowizji.
— Według mojej oceny przeciętny koszt prawnika dla kredytobiorcy to około 10-15 tys. zł za I instancję. Nie znam dokładnej liczby wszystkich spraw frankowych, ale szacuję, że może ich być w Polsce około 50 tys. Oznacza to, że koszt obsługi prawnej dla kredytobiorców to 500- 750 mln zł w I instancji — większość spraw frankowych jest na tym etapie. Wyliczenie dotyczy wszystkich spraw w toku, a więc tych, które zostały wytoczone w ciągu ostatnich lat — mówi dr Jacek Czabański z kancelarii adwokackiej dr Jacek Czabański i Partnerzy.
Jego zdaniem banki płacą większe faktury, gdyż często korzystają z usług dużych kancelarii, których ceny są znacząco wyższe.
— Oceniam koszty obsługi prawnej spraw frankowych na około 1,5 mld zł — stwierdza Jacek Czabański.
Rynek nie znosi próżni. Dotyczy to także kwestii frankowej. Wyzwoliła powstanie i rozwój modeli biznesowych kancelarii prawnych, które są przeznaczone tej właśnie kwestii. Skoro pojawił się popyt na usługi sądowego unieważniania umów walutowych kredytów mieszkaniowych [ale też z drugiej strony na usługi obrony banków w takich sprawach — red.], to kancelarie prawne zbudowały i rozwijają takie usługi. I jak inni przedsiębiorcy znajdują dozwolone prawem ścieżki ich promowania i reklamy, by popyt na takie usługi wzmacniać. Tak działa rynek.
Postulowane przez przewodniczącego KNF dobrowolne ugody są dla takich modeli biznesowych zagrożeniem. Dlatego nie dziwi, że kancelarie frankowe nie będą zachęcać swoich klientów do ugód. Z drugiej strony jednak to właśnie dzięki takim modelom powstaje przestrzeń negocjacyjna dla banków do dogadania się z kredytobiorcami bez udziału kancelarii prawnych i z pominięciem procesu sądowego. W czystym wymiarze finansowym kredytobiorca unika wówczas kosztów procesu, które mogą wynosić przeciętnie nawet około 50 tys. zł — modele kancelarii frankowych przewidują bowiem zwykle niemałe wynagrodzenie za sukces, którym jest unieważnienie umowy kredytowej, a bank unika kosztów obsługi prawnej, które mogą sięgnąć 20-30 tys. zł. Jest przestrzeń negocjacyjna, można działać.
Profesjonalny przeciwnik
Rachunek banków obciążają ponadto koszty sądowe przeciwnej strony, standardowo zasądzane przez sądy w przypadku wygranych frankowiczów. Jeśli fala pozwów będzie narastać w takim tempie jak obecnie, a linia orzecznicza się nie zmieni, wydatki banków z tytułu obsługi prawnej pójdą w miliardy. Tym bardziej że na salach sądowych czekają na nich coraz lepiej przygotowani prawnicy strony przeciwnej. Grupa Votum Robin Lawyers zatrudnia 280 osób wyspecjalizowanych w sprawach frankowych. W celu ograniczenia kosztów projektu, w szczególności osobowych, i usprawnienia procesu procedowania otwiera regionalne biura.
— Przyjęliśmy do obsługi 22 tys. spraw, z czego 15 tys. jest już w sądzie — mówi Paweł Wójcik z Votum Robin Lawyers.
To największa kancelaria na rynku, ale firm prawniczych, które prowadzą po tysiąc spraw frankowych, jest przynajmniej kilka. To dr Jacek Czabański i Partnerzy czy Barbara Garłacz. Mniejszych firm i firemek są dziesiątki. W serwisie Frankomat, porównywarce wzorowanej na Rankomcie, jest ich kilkanaście, uszeregowanych według wysokości opłaty stałej i succes fee. Nie jest to jeszcze narzędzie w pełni sprawne, niemniej serwis ma własny call center, gdzie frankowicz może zasięgnąć porady. Na pytanie, czy składać pozew, czy iść na ugodę z bankiem, pracownica tłumaczy, że „skoro banki wychodzą z ugodami, to coś musi być na rzeczy i nie będą one do końca uczciwe. Banki chcą przewalutować kredyt po kursie, jaki same zaproponują. W sądzie kredyt jest przewalutowywany po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu”.
Wokół spraw frankowych powstaje rozbudowany rynek usług marketingowych i PR-owych. Nie są to już podejmowane przez różne stowarzyszenia frankowiczów partyzanckie akcje sprzed kilku lat, łatwo szufladkowane pod etykietą „oszołomy”, ale profesjonalne działania,
„Przeciętny frankowicz, przystając na ofertę banku dotyczącą ugody, może liczyć na oszczędności od 13 do 25 proc., porównując do aktualnych kosztów i wielkości kapitału pozostającego do spłaty. To szokująco mało, zważywszy na obecne orzecznictwo sądów” — to fragment informacji prasowej wysłanej do mediów przez agencję PR obsługującą jedną z kancelarii prawnych.
Dziennikarz zajmujący się sprawami frankowymi tygodniowo dostaje kilka takich wiadomości.
Poznaj program “XIV Forum Dyrektorów Działów Prawnych”, 23 - 24 września 2021 >>
Omijaj prawnika, idź na ugodę
Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowy, podkreśla, że wydatki na obsługę prawną zaczynają być widoczne w pozycji kwartalne koszty banków. Mimo rosnących kosztów, coraz klarowniejszej linii orzeczniczej nie ma jednak spójnej strategii w sprawie franków ani na poziomie sektora bankowego, ani pojedynczych banków.
Działania części zarządów wpisują się w powiedzenie, że „większość prawników gotowa jest pójść z tobą do sądu i wydać twoją ostatnią złotówkę, żeby udowodnić, że masz rację”.
— Problem był niezauważany i niedoceniany przez lata. Teraz banki zachowują się jak inwestor, który drogo kupił akcje i cały czas liczy, że może trend się odwróci. Jeśli 90 proc. spraw kończy się niekorzystnie, to pojawia się pytanie, czy jest sens płacić prawnikom? — pyta Andrzej Powierża.
— Jeżeli nie można zmienić linii orzeczniczej i batalia sądowa prowadzi do powolnego wykrwawiania się, to trzeba poszukać innych rozwiązań, np. ugodowych. Zamiast przegrywać sprawy sądowe i de facto opłacać wszystkich prawników zaangażowanym w spór, przeznaczyć pieniądze na badanie gotowości ugodowej kredytobiorców, mające na celu znalezienie rynkowej wyceny kosztu ustępstw na rzecz klientów. Dobrym przykładem jest Millennium, które nie czeka na wyrok Sądu Najwyższego ani nie ogląda się na ryzyko potencjalnych pozwów w przyszłości ze strony klientów, z którymi zawrze ugody — mówi Andrzej Powierża.
Sędziowie nie czekają na SN
Temat ugód po gwałtownym wzmożeniu na początku roku obecnie niemal zupełnie zniknął z agendy banków. Sektor czeka na orzeczenie Izby Cywilnej Sądu Najwyższego w sprawie frankowego orzecznictwa. W oczekiwaniu na wykładnie zamarł na chwilę również system sądowniczy. Ale już się otrząsnął.
Paweł Wójcik podaje statystykę wyroków frankowych: do kwietnia tego roku średnia miesięczna wynosiła 25 orzeczeń. W maju, kiedy już było wiadomo, że uchwały Sądu Najwyższego rychło nie będzie, zapadły 43 wyroki, w czerwcu 76.
— Do 13 lipca uzyskaliśmy już 30 orzeczeń i wiele wskazuje na to na to, że będziemy mieli rekordowy miesiąc — mówi Paweł Wójcik.