Spadek eksportu jest dużym zagrożeniem
GORSZA STRUKTURA: Mimo poprawy koniunktury w krajach rozwiniętych nasze obroty handlowe z nimi nadal się obniżają.
Ekonomiczne preferencje rozwijających się gospodarek, a do takich należy polska, ulegają ciągłym zmianom — choć nie następują one z dnia na dzień. Od pewnego czasu za najważniejszy element mający doprowadzić do harmonijnego rozwoju gospodarczego eksperci (także niezależni analitycy w instytutach badawczych i publicyści) uznają eksport, a ściślej — jego gruntowną aktywizację. Taki punkt widzenia wydaje się słuszny. Bo choć polską gospodarkę gnębi jeszcze kilka problemów — na pierwszy rzut oka równorzędnych — to jednak umiejętność zaistnienia na zewnątrz, skutecznego oferowania konkurencyjnych pod względem jakościowym i cenowym towarów zagranicznym odbiorcom jest warunkiem sine qua non nie tylko poprawy naszego bilansu handlowego, lecz również jedyną w zasadzie racjonalną przesłanką odrobienia gospodarczego, a w pewnym stopniu także społecznego dystansu w stosunku do rozwiniętych krajów Europy Zachodniej.
ZAKŁADAJĄC, że trzeba będzie ograniczyć nadmiernie rozbudzony popyt wewnętrzny (a jest to niezbędne, jeśli się zważy, iż Polacy kupują na kredyt różne towary, przede wszystkim zaś samochody, bardzo często bez odpowiedniego zabezpieczenia finansowego), głównym czynnikiem nakręcającym dalszy wzrost gospodarczy będzie właśnie eksport. Doświadczenie ostatnich miesięcy uczy jednak (wcześniej zresztą też przerabialiśmy to co najmniej kilka razy), że określenie takich preferencji może w fazie realizacyjnej znacznie odbiegać od założeń.
W BUDŻECIE na miniony rok znalazł się zapis mówiący o wzroście eksportu w omawianym okresie o 8,9 proc. Tymczasem po jedenastu miesiącach — jak wynika z wyliczeń GUS, który podsumowuje obroty towarowe polskiego handlu zagranicznego rejestrowane w dokumentach SAD (czyli towarów rzeczywiście przekraczających naszą granicę) — wpływy z eksportu wyniosły 97 mld zł, zaś wydatki eksportowe 162,7 mld zł. W porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku eksport zwiększył się zatem tylko o 6,9 proc., podczas gdy import — o 8,7 proc. Tym samym ujemne saldo obrotów wyniosło 65,7 mld zł i — niestety — było o 6,7 mld zł większe niż przed rokiem.
ZESTAWIENIE TO, choć i tak wydaje się niepokojące, nie w pełni oddaje rangę i gospodarczą wagę tego problemu. Wewnętrzne statystyki są bowiem mało miarodajne w sytuacji, gdy w handlu zagranicznym stosuje się rozliczenia w licznych walutach, w stosunku do których złoty raczej traci na wartości. Gdy zatem przyjmie się wyliczenia w walucie porównywalnej — w dolarach amerykańskich — uzyskane wyniki są nieporównywalnie gorsze.
I TAK eksport wyniósł 24,6 mld USD, a import 41,2 mld USD. W obu przypadkach oznacza to spadek w porównaniu z jedenastoma miesiącami roku poprzedniego — analogicznie o 5,2 i 4,7 proc. Jedynym pocieszeniem — jeśli w ogóle można to poważnie rozpatrywać w takich kategoriach — jest fakt, iż wyrażony w dolarach deficyt handlowy obniżył się z 17,3 do 16,6 mld USD.
ISTNIEJĄ czynniki obiektywne, w pewnej mierze tłumaczące taki stan rzeczy. Przede wszystkim należy do nich generalne osłabienie światowej koniunktury, w tym także w krajach Europy Zachodniej, które są naszymi głównymi partnerami handlowymi. Nałożyły się na to — co miało zresztą znaczenie decydujące — skutki kryzysu rosyjskiego, który przeniósł się na kraje ościenne. Rosja, która od wielu lat znajdowała się na drugim, trzecim miejscu w dziesiątce największych odbiorców polskich towarów, zajmuje dziś jedenaste miejsce. W nieco mniejszym stopniu dotyczy to także Ukrainy. W porównaniu z analogicznym okresem 1998 roku eksport do Rosji obniżył się o 53,5 proc., zaś na Ukrainę — o 30,9 proc. To musiało się odbić na ogólnych obrotach.
BYĆ MOŻE uda się odwrócić te tendencje. Z jednej bowiem strony wyraźnie poprawiła się koniunktura na świecie, z drugiej obserwuje się oznaki wyraźnego ożywienia naszej gospodarki. Wzrost produkcji powinien więc zaowocować zwiększeniem eksportu.