Od minionego piątku rząd PiS pozostaje w szoku po zastopowaniu przez Andrzeja Dudę ustawy sądowej, od której uzależnione ma być unijne finansowanie Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO).
Wielotygodniowa propaganda PiS forsująca tezę, że wynegocjowany przez rząd z Komisją Europejską tzw. kamień milowy jest prawną doskonałością – starła się z opinią wychowanka PiS, iż to niekonstytucyjny bubel. Notabene dopiero z pisemnego wniosku prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego (TK) będzie konkretnie wiadomo, co mu się nie podoba. Z orędzia wygłoszonego 10 lutego można wywnioskować, że macierzysta partia prezydenta dokonała zamachu na jego uprawnienia do powoływania sędziów. Bezradny minister poseł Szymon Szynkowski vel Sęk jako petent sonduje Julię Przyłębską, za ile miesięcy można spodziewać się oceniającej ustawę rozprawy przed TK. W tegorocznym budżecie zapisane zostało finansowanie KPO przez UE w części grantowej w kwocie 26,83 mld zł, ale rząd tę dziurę zamiata pod dywan.
Do czarnego dla budżetowych miliardów piątku doszła równie złowroga środa. To stały dzień posiedzeń Komisji Europejskiej (KE) w pełnym składzie i nigdy nie wiadomo, co się w Brukseli urodzi. 15 lutego KE zdecydowała o skierowaniu sprawy przeciwko Polsce do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w Luksemburgu w związku z orzecznictwem naszego TK z 2021 r. Chodzi o spór o prymat prawa unijnego nad prawem państwa członkowskiego lub odwrotnie. KE przyjęła w środę pakiet aż 30 wniosków skierowanych do TSUE wobec 18 państw w najróżniejszych sprawach, zatem nie jesteśmy wyjątkiem. Spór o orzecznictwo TK nie ma związku z kwestią KPO, ale decyzja prezydenta o skierowaniu ustawy sądowej do tegoż TK automatycznie oba wątki zapętliła. Instytucje UE niezmiennie uważają, że TK już ósmy rok „nie spełnia wymogów niezawisłego i bezstronnego sądu, ustanowionego uprzednio na mocy ustawy”. Wynika to z nieprawidłowości przy powołaniu trzech sędziów w końcówce 2015 r. Dostrzeżono również najnowsze starcie wewnątrz TK, gdzie sześciu sędziów wybranych już przez PiS uważa Julię Przyłębską od 20 grudnia 2022 r. za uzurpatorkę, a nie prezeskę.

Pamiętna wojna o TK z listopada/grudnia 2015 r. do tej pory uzasadnia zarzuty upadku w Polsce praworządności. W tamtym czasie przypadkiem zbiegły się dwa całkowicie odrębne kalendarze – zmiana kadencji parlamentu po wyborach oraz wymiana pięciu sędziów TK. Powstał naturalny spór, który skład Sejmu powinien obsadzić ile miejsc. Decyzją nowego prezydenta Andrzeja Dudy kadencja parlamentu skończyła się w środę 11 listopada 2015 r., zaś nowa rozpoczęła się w czwartek 12 listopada. Kadencja trzech sędziów TK upłynęła natomiast w piątek 6 listopada, a ich następców rozpoczęła się w sobotę 7 listopada. Zestawienie dat dowodzi bez jakichkolwiek wątpliwości i naciągania kalendarza, że obsada tych miejsc należała do Sejmu odchodzącego. Sędziowie zostali prawidłowo wybrani i Andrzej Duda był konstytucyjnie zobowiązany przyjąć od nich ślubowanie. Nie zrobił tego jednak, w grudniu PiS wybrało trzech dublerów i ci zostali powołani. Notabene PO usiłowała wykonać podobny skok w drugą stronę i mając większość w Sejmie odchodzącym wybrała awansem dwóch kolejnych sędziów TK, którzy mandaty mieli objąć w grudniu, czyli już w nowej kadencji parlamentu. Ta nieuczciwa zagrywka została bardzo zasadnie przez PiS unieważniona. A zatem zamiast zgodnego z kalendarzem personalnego wyniku meczu 2:3, władcy tzw. dobrej zmiany przeforsowali 5:0. Nieprawidłowa obsada TK przeciągnie się już do końca kadencji dublerów, czyli do grudnia 2024 r.