O kłopotach lokalowych centralnych instytucji państwa słyszy się raczej rzadko, aparat urzędniczy zawsze sobie jakoś w stolicy poradzi. A jednak takowe dotykają właśnie Instytut Pamięci Narodowej — Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (IPN). Wkrótce po utworzeniu IPN wprowadził się w 2000 r. do gmachu zbędnego państwowej wówczas spółce Ruch.
Adaptacja kosztowała 17 mln zł, ale budynek był cały czas tylko dzierżawiony i obecna spółka akcyjna Ruch postanowiła obiekt sprzedać. IPN nie był w stanie zapłacić 30 mln zł ze środków własnych, resort finansów nie zgadzał się na formułę na raty i w efekcie budynek został sprzedany podmiotowi trzeciemu — z lokatorami.
Skarb państwa ma obowiązek wyposażyć państwową osobę prawną w siedzibę. Dlatego można obstawiać, że IPN nie odejdzie w niebyt dlatego, iż nie będzie miał gdzie wstawić ogromnych archiwów i biurek.
Oczywiście może wylądować w znacznie gorszych warunkach. Należy do tzw. budżetowych świętych krów, czyli instytucji samodzielnie przygotowujących projekty swoich budżetów, potem przycinane lub nie przez parlament (wydatki IPN akurat przycięto). W tym kontekście okazuje się, że czasem korzystniej jest być jednak urzędem stricte rządowym — te zawsze spadają na cztery łapy…