Stany Zjednoczone Socjalistycznej Ameryki

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2008-09-19 14:30

Wrzesień od początku zaczął potwierdzać złą sławę najgorszego miesiąca w roku. Indeksy spadały, w Rosji giełda przeżyła krach z zamknięciem na dwa dni giełdy i wszystko prowadziło do krachu globalnego.

Nawiasem mówiąc krach giełdowy w Rosji (bo nie ulega wątpliwości, że to był krach - „odbicie", czyli wzrost o 20 procent było w piątek imponujące) traktowany jest przez media jako zasłużona kara za wojnę z Gruzją. Mówi się dużo o stratach i porównuje do kryzysu z roku 1998. Tyle tylko, że w tych opiniach widać swoistą schadenfreude połączone z wańkowiczowskim chciejstwem (lub z angielskim wishful thinking). Rosyjski indeks RTS w ciągu 6 lat wzrósł siedemnastokrotnie. Nigdzie nie można było zarobić więcej. Nawet brazylijska Bovespa wzrosła tylko 7,5 razy. Przecena surowców przeceniła Bovespę o blisko 40 procent, a RTS o 60 procent. Rosyjski indeks był po krachu nadal na poziomie siedem razy wyższym niż w 2002 roku. To tak jakby WIG20 był teraz na poziomi 7000 pkt. Inwestorzy zarabiali w Rosji niezwykłe pieniądze, więc nic dziwnego, że korekta była brutalna. Jakiś wpływ polityki w tym jest, ale nieznaczny. Skoro ropa tanieje o 40 procent to nic dziwnego, że giełda bazująca na surowcach traci jeszcze więcej. Pamiętać trzeba, że Rosja zgromadziła około 600 mld USD rezerw. Olbrzymią część z nich zarobiła w dzięki szaleńczej bańce spekulacyjnej na rynku surowcowym, czyli były to zyski nadzwyczajne. Jeśli nawet straci 100 mld USD (bo część swoich wydatków przecież odzyska) to i tak zostanie jej 500 miliardów. Rosjanie w niewielkim stopniu grają na giełdzie, więc społeczeństwo na giełdowe szaleństwo patrzy z obojętnością. Owszem, spółki mogą mieć chwilowo problemy za zdobywaniem kapitałów, ale zdecydowanie nie można mówić, że mammy do czynienia czymś porównywalnym z rosyjskim kryzysem finansowym z roku 1998.

Przeceny akcji na globalnych giełdach wynikały z tego, co działo się w sektorze bankowym ze szczególnym uwzględnieniem amerykańskich instytucji finansowych. Padały po kolei największe banki inwestycyjne, a kulminację był dzień, w którym upadł Lehman Brothers, któremu rząd nie chciał pomóc. Poza tym Bank of America zgodził się kupić Merrill Lynch sygnalizując, że bez tego przejęcia Merrill Lynch by upadł. Okazało się też, że AIG (największy ubezpieczyciel na świecie) ma problemy z płynnością. Po obniżeniu ratingów spółka miała maksimum 24 godziny na zebrania odpowiednich kapitałów. Twierdzono, że jej aktywa są za małe, żeby stanowić odpowiednie zabezpieczenie pożyczki. Tym razem jednak rząd się złamał i pomógł, bo nie mógł zrobić inaczej. To olbrzymia instytucja mająca przełożenie na miliony normalnych ludzi. Jej upadek mógłby się zakończyć naprawdę tragicznie, bo padałyby kolejne kostki domina.

Kluczowe wydarzenie miały miejsce w trzecim tygodniu września. Po przejęciu AIG oczekiwano, że nastroje się poprawią, ale pojawiły się jednak nowe, dosyć zaskakujące ofiary kryzysu. Może nawet nie ofiary, a kandydaci na ofiary. Okazały się nimi być Morgan Stanley i Goldman Sachs, ostatnie dwa duże amerykańskie niezależne banki inwestycyjne. Bykom usiłował pomóc SEC (komisja papierów wartościowych). Wprowadzono przepisy zabraniające „nagiej" krótkiej sprzedaży wszystkich akcji będących w obrocie publicznym. „Naga" krótka sprzedaż to procedura, w której gracz sprzedaje akcje przed ich pożyczeniem.

Działania Fed jednak nie pomogły. Prawdziwe przerażenie graczy wywołało to, że rynkowi nie pomaga ani uratowanie AIG ani działania SEC. Zaczęto się obawiać, że nic i nikt nie jest w stanie pomóc. Indeksy spadały w przerażającym tempie. Okazało się też, że upadł fundusz rynku pieniężnego (uważanego przecież za super-bezpieczny). Putnam Investments funduszu pieniężnego Prime Money Market Fund z powodu „presji umarzających jednostki". Przełom nastąpił 18 września. Wtedy to Fed wpierw wyasygnował 180 mld USD i podjął działanie z innymi bankami centralnymi zmierzające do zwiększenia płynności na rynku międzybankowym. To jednak nie miało wielkiego znaczenia, bo popyt na te pożyczki jest umiarkowany. Działanie banków nie odniosło skutku, co groziło wręcz krachem. Pojawiała się więc następna informacja. Brytyjski Financial Services Authority (nasz KNF) poinformował, że zakazuje wszelkiej krótkiej Poza tym prokurator generalny Nowego Jorku zapowiedział, że wszczyna śledztwo w sprawie „nielegalnego stosowania krótkiej sprzedaży" akcji Morgan Stanley i Goldman Sachs.

To też pomogło tylko na chwilę, co naprawdę groziło zawałem. I w tym momencie do gry znowu wszedł rząd USA i organy regulacyjne. Okazało się, że Henry Paulson, sekretarz skarbu USA planuje utworzeniu specjalnego trustu (Resolution Trust Corporation), który ma rozwiązać trwający kryzys. Do tej instytucji przeszłyby złe długi firm sektora finansowego. Byłoby to rozwiązanie podobne do tego, jakie zastosowano w latach 80. tych w czasie kryzysu kas oszczędnościowo-pożyczkowych. Potem dowiedzieliśmy się, że SEC (komisja papierów wartościowych) rozważa zastosowanie kolejnych ograniczeń w krótkiej sprzedaży. Dodatkowo rząd planuje użyć 50 mld USD z Exchange Stabilization Fund w celu (oczywiście tymczasowego zapewnienia bezpieczeństwa funduszom rynku pieniężnego. Swoim rynkom pomogły też Chiny. Państwowy fundusz inwestycyjny kupował akcje trzech największych chińskich banków. Poza tym opłata od transakcji bankowych została zniesiona.

Wynik tych wszystkich działań rządów i organów regulacyjnych był łatwy do przewidzenie. Indeksy eksplodowały. Nic dziwnego, bo fundusze miały wtedy mnóstwo wolnej gotówki, którą uzyskały likwidując aktywa na całym świecie. Pytanie tylko, co to ma wspólnego z wolnym rynkiem i inwestowaniem skoro metody inwestowania i kierunek indeksów giełdowych wytyczają rządy? USA stosują nie tylko klasyczne, keynesowskie rozwiązania, w którym państwo ma olbrzymi udział, ale zachowują się tak jak państwo socjalistyczne. Nawet chińskie rozwiązania nie były tak drastyczne jak amerykańskie. Czy nie są prawdziwe twierdzenia alterglobalistów uważających, że neoliberalny porządek świata doprowadza do prywatyzacji zysków i uspołecznienie strat? Z pewnością to, co się wydarzyło pokazuje nagą prawdę: niewidzialna ręka rynku jest ręką nieistniejącą, a państwo musi mocniej regulować rynki finansowe, które pozostawione same sobie wpadają w otchłań chciwości, z której same nie mogą się same wydostać.

Zakładam bowiem, że to co się stało jest ratunkiem na dłużej. Ben Bernanke i Henry Paulson dobrze wiedzą, co się stanie w poniedziałek, jeśli rynkom się ich plan nie spodoba. Przeceny by już wtedy nic nie zatrzymało. Można powiedzieć, że zastosowano coś, co można nazwać bombą atomową rynków finansowych. Jeśli nie podziała to już nic nie podziała, ale zakładam z prawdopodobieństwem 9:1 że podziała. Oczywiście po odreagowaniu wrócimy do fundamentów, czyli zaczniemy bać się spowolnienia gospodarki. Jednak trzeba brać pod uwagę, że fundusze mają mnóstwo gotówki. Mają jej nawet stanowczo za dużo. Dlatego też przestały likwidować aktywa na rynku surowcowym. Przy byle okazji ta gotówka może zostać użyta na rynku akcji podnoszą jeszcze mocniej mocno indeksy giełdowe. Stąd zresztą utrzymujące się od paru dni olbrzymie obroty na giełdach. Ta gotówka zostanie użyta, a dane makro będą przez pewien czas lekceważone według zasady: będzie lepiej w sektorze finansowym inna giełdzie to i sytuacja gospodarcza się poprawi.

Uważam jednak, że ratunek, który zafundowały USA jest trującym lekiem. Rząd dał sygnał: nie martwcie się, zawsze was uratujemy. A to rodzi bezmyślność i wzmaga chciwość. Kryzys chwilowo został opanowany, ale to nie koniec. Odezwie się znowu (może na kilka miesięcy, może nawet za parę lat) i będzie dużo trudniejszy do opanowania.