17 lat minęło od upadłości Stoczni Gdańskiej — legendarnej „kolebki” Solidarności. Dziś na jej miejscu działa Stocznia Gdańsk, w której 75 proc. akcji sześć lat temu kupił Gdańsk Shipyard Group, spółka Siergieja Taruty, Witalija Hajduka i Olega Mkrcztana, ukraińskich założycieli Związku Przemysłowego Donbasu. W branży pojawiają się głosy, że historia zatoczy koło, bo gdańska spółka znów stoi na progu bankructwa. Jej kondycja jest katastrofalna, a chętnych do pomocy nie widać, bo Komisja Europejska bada, czy udzielona przed kilku laty przez Agencję Rozwoju Przemysłu (ARP) pomoc publiczna jest zgodna z prawem.




W rękach Brukseli
Warunkiem uznania wsparcia ARP dla stoczni było wykonanie do końca ubiegłego roku programu restrukturyzacji. Problem w tym, że program nie został w pełni zrealizowany. Stocznia miała zainwestować 286 mln zł (w tym 175 mln zł w produkcję wież wiatrowych). Faktycznie wydała jednak 85 mln zł, w tym na produkcję wież 30 mln zł. Nie zaciągnęła także 185 mln zł przewidzianej w programie pożyczki komercyjnej na inwestycje.
— Niezrealizowanie planu restrukturyzacji może oznaczać, że KE zażąda zwrotu aż 216 mln zł, a wówczas żadna kolejna pomoc państwa nie uchroni spółki przed upadłością — twierdzi nasze źródło. Konstanty Litwinow, szef rady nadzorczej Gdańsk Shipyard Group, podkreśla, że rozmowy z bankami trwają, ale nie są łatwe. Liczy, że ratunkiem dla stoczni będzie wprowadzenie inwestora do fabryki wież wiatrowych i znaczne ograniczenie budowy nierentownych statków. Na to jednak potrzeba czasu, a — jak przyznaje — problemy z płynnością powodują, że stocznia potrzebuje kapitału natychmiast. ARP w materiałach przygotowanych dla posłów Sejmowej Komisji Skarbu napisała, że stocznia zaprzestała regulowania zobowiązań wobec Synergii 99, właściciela pochylni, na których pracuje stocznia. Podobnie jest w przypadku innych partnerów stoczni.
Wielka wyprz…
Chcąc pozyskać fundusze na bieżącą działalność i regulowanie zobowiązań, stocznia już wystawiła na sprzedaż część nieruchomościna wyspie Ostrów. Zaproponowała także ARP nabycie nieruchomości i działek wodnych za 148 mln zł.
— Zakup aktywów nie jest możliwy bez zgody Komisji Europejskiej albo przynajmniej aprobaty ze strony Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów — mówi Roma Sarzyńska-Przeciechowska, rzecznik ARP.
Na decyzję Brukseli trzeba by jednak czekać wiele miesięcy, a stocznia już potrzebuje kapitału. Sytuację dodatkowo komplikuje to, że m.in. ZUS i Energa zajęły sporą część stoczniowych nieruchomości na poczet niespłaconych przez gdańską spółkę zobowiązań. Alternatywnym rozwiązaniem miało być udzielenie przez agencję 150 mln zł pożyczki, na którą — według informacji „PB” — liczy załoga stoczni. Agencja obawia się jednak, że Bruksela także zakwestionuje ją jako niedozwoloną pomoc.
— Agencja rzeczywiście pewnie nie może udzielić pożyczki, ale jeśli będzie polityczna wola i polityczna decyzja, to znajdzie się spółka chętna do pożyczenia stoczni gotówki — mówi osoba wiele lat związana z gdańską firmą. Rafał Baniak, wiceminister skarbu, mówił niedawno w Sejmie także o tym, że ratunkiem dla stoczni ma być jej dokapitalizowanie przez ARP i ukraińskich inwestorów. Kwoty nie podał. — Agencja ma 25 proc. minus jedną akcję stoczni i tylko w tej proporcji mogłaby udzielić dokapitalizowania. Taką propozycję złożyliśmy ukraińskiemu właścicielowi, ale milczy — mówi Roma Sarzyńska.
Czy pieniędzy dosypią Ukraińcy, którzy według gdańskich stoczniowców już wydali w sumie około 500 mln zł?
— Prezes Siergiej Taruta być może przyjedzie w przyszłym tygodniu, by ratować stocznię. Jest jednak mocno zniesmaczony, bo posądzano go, że kupuje stocznię tylko dla gruntów. Dziś ich plan sprzedaży i pozostawienie tylko nieruchomości niezbędnych do produkcji przeczy tej tezie. Ukraiński inwestor czuje się w Polsce lekceważony, boję się, czy starczy mu determinacji do dalszej walki — mówi Roman Gałęzewski, szef Solidarności i członek rady nadzorczej Stoczni Gdańsk.
Zarówno Ukraińcy, jak i gdańscy stoczniowcy nie rozumieją, czemu polski rząd nie promuje współpracy należących do skarbu firm z podmiotami z krajowego rynku.
— Czemu spółki energetyczne kupują wiatraki za granicą, czemu zamawiają statki w Japonii, a nie w Stoczni Gdańsk — pyta retorycznie Roman Gałęzewski. Rządowi przedstawiciele przekonują jednak, że nie mogą ręcznie sterować gospodarką i mówić swoim firmom, od kogo kupować towar, a od kogo nie.
— Chcemy pomóc stoczni, ale mając niewielki udział w kapitale, zostaliśmy zepchnięci do narożnika — mówił niedawno w Sejmie Rafał Baniak.
2 tys. Tyle osób pracuje w grupie Stoczni Gdańsk.
Pod kroplówką
Siergiej Taruta nie ma szczęścia do inwestowania w Polsce. Założony przez niego Związek Przemysłowy Donbasu (dziś związany z rosyjskim Ewrazem) zainwestował w połowie ubiegłej dekady w częstochowską hutę 1,2 mld zł. Inwestycja okazała się jednak pechowa. Zatrzymanie produkcji stoczniowej w Gdyni i Szczecinie spowodowało, że huta funkcjonuje głównie dzięki kroplówce od inwestora. Teraz w problemy wpadł inny ważny partner huty — czyli Stocznia Gdańsk. Stocznia przez trzy lata — od 2007 r. — kiedy przejęli ją Ukraińscy menedżerowie, notowała zyski. Jeszcze w 2009 r. miała prawie 47 mln zł zysku na sprzedaży i 16,5 mln zł zysku operacyjnego. Jednak już w 2010 r. było 5 i 10 mln zł strat. Krach nastąpił w 2011 r., kiedy strata na sprzedaży sięgnęła niemal 176 mln zł. Po trzech kwartałach 2012 widać pozytywny wpływ uruchomienia fabryki wież wiatrowych, bo wynik na sprzedaży to minus 63 mln zł. Problem w tym, że spółka traci płynność.
Lotnicza przestroga
ARP i skarb państwa wyciągnęły wnioski z lotniczej lekcji (przyznania LOT 400 mln zł pomocy, co zaowocowało ostrą reprymendą premiera Tuska) i dziś ostrożnie podchodzą do wspierania stoczni z Gdańska. Tym bardziej że ARP ma już złe doświadczenia związanie ze wspieraniem tego sektora. Bruksela już raz zakwestionowała wsparcie agencji dla stoczni z Gdyni, Gdańska i Szczecina, które w sumie od państwa dostały 12 mld zł pomocy. Gdańsk uniknął wówczas kary, bo zyskał ukraińskiego inwestora. Stocznie z Gdyni i Szczecina musiały jednak zaprzestać produkcji, a ich majątek wystawiono na sprzedaż. Po zakończeniu procesu upadną.