Stocznia Gdańsk znów u progu bankructwa

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2013-05-28 00:00

Nauta albo Synergia 99 chcą kupić urządzenia Stoczni Gdańsk, dzięki temu jej pracownicy dostaną pensję.

Stocznia Gdańsk, należąca do menedżerów związanych z ukraińskim koncernem stalowym ISD, od miesięcy nie może wyjść z finansowego dołka. Problemem jest nawet zebranie pieniędzy na wynagrodzenia. Niewykluczone jednak, że kasa spółki wkrótce zostanie zasilona kilkoma milionami złotych.

FOT. BH
FOT. BH
None
None

Łatanie dziury

Stocznia planuje sprzedać część urządzeń, dotychczas wykorzystywanych do produkcji statków i urządzeń, budowanych na terenach dzierżawionych od Synergii 99, należącej do Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP). Kolebce Solidarności nie opłaca się budowa nierentownych statków, więc z dzierżawy zrezygnowała, a urządzenia wystawiła na sprzedaż.

— Planujemy wydzierżawić tereny od Synergii. My albo Synergia chcemy także kupić urządzenia od stoczni. Dziś wieczorem powinniśmy mieć gotową ich wycenę i jutro możemy usiąść do rozmów z przedstawicielami gdańskiej firmy. W ciągu kilku miesięcy chcemy też przejąć ze stoczni około 200 pracowników — mówił wczoraj „PB” Andrzej Szwarc, prezes Stoczni Nauta, należącej do funduszu Mars z grupy ARP. Zakup załata dziurę w kasie na wynagrodzenia, ale by przetrwać, stocznia potrzebuje znacznie więcej pieniędzy.

— Deklarację Nauty traktujemy jako krok w realizacji ustalonego z ARP planu, zgodnie z którym ukraiński inwestor także wesprze stocznię kapitałowo, ale pod warunkiem uzyskania przez nią pieniędzy ze sprzedaży części majątku — zapewnia Jacek Łęski, odpowiedzialny za kontakty z prasą Stoczni Gdańsk.

Doinwestowanie kolebki Solidarności 80 mln zł obiecał Siergiej Taruta, szef ISD, jeden z głównych akcjonariuszy stoczni. Chce jednak, by ARP albo inny podmiot za podobną kwotę kupiły część majątku stoczni. Dzięki zebranym funduszom mogłaby ona skupić się na rentownej produkcji dla sektora offshore (górnictwo morskie i energetyka). Rozmowy o restrukturyzacji i gruntach ARP i stocznia prowadziły od miesięcy.

— Nie kupujemy od stoczni żadnych gruntów ani działek wodnych. Nie wiąże nas żadna umowa, która zobowiązywałaby ARP do takich działań. Pod koniec marca podpisaliśmyporozumienie wyrażające jedynie intencje wzajemnej współpracy — twierdzi Roma Sarzyńska-Przeciechowska, rzecznik ARP.

Pomoc i naprawa

Wygląda na to, że nic z niej nie będzie. Zwłaszcza że kilka dni temu w TVN pojawiła się informacja, że za kilka dni zostanie złożony wniosek o upadłośćkolebki „S”. Informacja tej samej treści do „PB” została przekazana trzy miesiące temu. Po naszym artykule rozpętała się polityczna burza, a stocznia i ARP starały się wynegocjować restrukturyzacyjne porozumienie. Jak będzie tym razem — stocznia przetrwa czy upadnie? Wszystko zależy od tego, jaki rachunek wygra: polityczny czy ekonomiczny.

Upadek Stoczni Gdańsk to silny cios dla rządu Donalda Tuska, ale jej ratowanie też nie jest proste. Kryzys spowodował bowiem, że nie udało jej się w pełni zrealizować programu inwestycyjnego, który powinien być wykonany do końca ubiegłego roku. W efekcie Komisja Europejska zakwestionowała udzieloną stoczni pomoc publiczną. Na nowy program naprawczyczeka do końca czerwca. Jeśli stoczniowy biznesplan jej nie przekona, może zażądać zwrotu ponad 200 mln zł pomocy publicznej. Ta perspektywa nie sprzyja komercyjnemu wsparciu dla stoczni, a o udzieleniu kolejnej pomocy publicznej nie ma mowy — Bruksela się na nią nie zgodzi.