Stocznia Gdańsk znowu tonie

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2013-02-08 00:00

Ratunkiem ma być podniesienie kapitału przez ukraiński Donbas i Agencję Rozwoju Przemysłu oraz sprzedaż gruntów i udziałów w cennych spółkach.

Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) nie udało się uratować stoczni w Gdyni i Szczecinie. Przetrwała jedynie Stocznia Gdańsk, którą oprócz ARP wsparli inwestorzy, czyli menedżerowie związani z ukraińskim Związkiem Przemysłowym Donbasu — przede wszystkim Siergiej Taruta. Dziś okazuje się, że legendarna stocznia znów potrzebuje pomocy.

Pod lupą

— Z ARP do stoczni już popłynęło 215 mln zł i Komisja Europejska (KE) bada, czy była to pomoc udzielona zgodnie z prawem. Jednak sytuacja stoczni jest znów tak trudna, że dziś spotkałem się z przedstawicielami ukraińskiego inwestora i rozmawialiśmy o dalszej restrukturyzacji stoczni — mówił wczoraj Rafał Baniak, wiceminister skarbu podczas obrad Sejmowej Komisji Skarbu.

Spotkał się z Aleksandrem Pilipienką, reprezentującym strategicznego inwestora Stoczni Gdańsk.

— Rozmawialiśmy m.in. o proporcjonalnym podniesieniu kapitału spółki przez ukraińskiego partnera oraz ARP — mówi Rafał Baniak.

Nie ujawnił kwoty, która może popłynąć do stoczni. Nie podają jej też ARP ani Ukraińcy, bo rozmowy wciąż trwają. Według informacji „PB” sprawa jest trudna. Kryzys powoduje, że Ukraińcy nie mają dużych pieniędzy dla polskiej stoczni, więc liczą na fundusze ARP. Ta zaś nie chcąc narazić się Brukseli, nie da więcej niż jedną czwartą tego, co zadeklarują Ukraińcy, ponieważ ma tylko 25 proc. akcji stoczni, a pozostałe są w rękach Ukraińców.

Wyprzedaż i zwolnienia

Jednak podniesienie kapitału to niejedyne pomysły na ratowanie kolebki Solidarności. — W grę wchodzi także sprzedaż gruntów oraz wprowadzenie inwestora do spółek zależnych czy też powołanie przez stocznię nowego podmiotu z nowym inwestorem — mówi Roman Gałęzewski, członek rady nadzorczej stoczni, reprezentujący pracowników.

Chodzi przede wszystkim o wprowadzenie nowego partnera do fabryki wież wiatrowych, koronnej inwestycji wykonanej przez Ukraińców w gdańskiej stoczni.

— Nasz problem polega na tym, że w tę fabrykę oraz w zakładkonstrukcji stalowych zainwestowaliśmy zbyt późno. Mimo że obydwa nowe zakłady działają bardzo dobrze, nie są jeszcze w stanie zniwelować negatywnego wpływu produkcji statków, które w rok staniały o 30 proc. — mówi Roman Gałęzewski. Stocznia ratuje się zwolnieniami. Z zakładu ostatnio odeszło 120 osób, a wkrótce pracę stracić może kolejnych 200 pracowników. — Odchodzący to ludzie spoza sfery produkcyjnej.

Pracowników produkcji wciąż nam brakuje — mówi Roman Gałęzewski.

W sumie w grupie pracuje około 2 tys. osób. Rafał Baniak mówi wprost — jeśli stocznia ma przetrwać, musi się przeprofilować. Chodzi głównie o to, by zaprzestała budowy tradycyjnych statków i umocniła offshore — czyli budowę urządzeń dla górnictwa morskiego i energetyki. Na plan określający nową wizję funkcjonowania stoczni czeka Komisja Europejska, która wymaga przywrócenia w polskiej spółce płynności.

— Doprowadziliśmy do spotkania przedstawicielistrony ukraińskiej oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, by uzgodnili program, który będzie można przekazać Brukseli — mówi Rafał Baniak.

Obecny się nie sprawdził, więc KE wymaga zaktualizowania dokumentu. Według danych ARP, Stocznia Gdańsk ma problemy z realizacją płatności. Agencja w materiałach przygotowanych dla posłów podaje, że zaprzestała płatności wobec Synergii 99, która jest właścicielem pochylni używanych przez gdańską stocznię. Po trzech kwartałach ubiegłego roku stocznia zanotowała prawie 63 mln zł straty na sprzedaży przy przychodach na poziomie 176,3 mln zł.