Superman obiera kurs na świat

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2012-08-31 00:00

Rafał Brzoska nadaje rytm w tańcu z biznesowymi rekinami. Jego Integer.pl z firmy pocztowej przeobraża się w potentata technologicznego. Zalewa świat paczkomatami, będąc pół kroku przed konkurencją.

Scena 1: Wybrzeże Meksyku, 20 metrów pod wodą. Bajeczne widoki, oko cieszą podwodna roślinność i ławice kolorowych ryb. Nurkowie poruszają się parami. Nagle jeden z nich pokazuje gwałtownymi gestami partnerowi, że ma awarię sprzętu. Zawiodły aparaty podstawowy i zapasowy. Nurek zaczyna łykać wodę. Na szczęście z pomocą przychodzi kolega, podłączając pechowca do swojego zapasowego sprzętu. Było gorąco. Komentarz Rafała Brzoski, współtwórcy i prezesa Integer.pl: — Paniki nie było. Wkurzyłem się. Bo już przed nurkowaniem dwa razy mówiłem opiekunowi grupy, że z moim sprzętem jest coś nie tak.

Scena 2: Niedługo potem. Znów ciepłe wody Zatoki Meksykańskiej. Znów głęboko pod wodą. I znowu scenariusz podwodnej wycieczki się załamuje. Z wyprawy krajoznawczej komentowanej głosem Krystyny Czubówny robi się dramat z barytonem Lorda Vadera w tle. Do kilkunastu nurków dołącza bowiem kilka okazałych żarłaczy tępogłowych. To jedna z najbardziej agresywnych odmian rekinów. Po atakach właśnie tych bestii na Petera Benchleya spłynęła niegdyś wena. Siadł wówczas i napisał „Szczęki”.

Co zaś robi Rafał Brzoska? Jak zobaczycie Państwo na kolejnych stronach „PB Weekendu”, znów nie panikuje. Z podekscytowaną miną pozuje do zdjęć.

A jak nie pozuje, to sam cyka foty. Ładnie wyszedł, nie? Ot, cały Rafał Brzoska. Co go nie zabije, to go wzmocni. Sprinter, który kolejną setkę biegnie szybciej od poprzedniej, skracając czas na wyrównanie oddechu. Przedsiębiorca, który tempem działania może zawstydzić najwytrwalszych. Im więcej pożarów, im więcej do zrobienia, tym szybciej się porusza. Uwielbia takie sytuacje, ten kop adrenaliny, ten zew Supermana. Jak napisał sobie na tabliczce przed wejściem do gabinetu: „Jeśli wszystko jest pod kontrolą, jedziesz zbyt wolno”. A więc gaazuuu! Na podbój świata.

Kolana na kierownicy

Nie tak dawno temu przedstawiciele firmy PAF Operator Pocztowy przekonywali, że z kilku prywatnych poczt w Polsce przetrwa tylko jedna. W tym samym czasie szefowie budowlanej spółki Integer (nie mylić z Integer. pl) wygrywali kolejne przetargi i rozsławiali łacińską nazwę w całym kraju. A później I.D. Marketing, jeden z największych rywali Integer.pl na rynku przesyłek bezadresowych (ulotek), prężył muskuły — przejął za 30 mln euro ponad połowę rynku ulotek w Czechach i na Słowacji. A dziś? Pif-paf — i PAF leży od 2010 r. na łopatkach. Łubudu — i kruszy się budowlany Integer, który kilka tygodni temu złożył wniosek o upadłość. Szast-prast — i wesoło nie jest też w I.D Marketing: biznes na Słowacji i w Czechach rozsypał się w rok, zostawiając wielomilionowe długi. A Rafał Brzoska? Jedzie szybko, choć czasem kierownicę trzyma nawet nie jedną ręką, lecz kolanami. Integer.pl co kwartał notuje rekordowe wyniki, w słowniku nie ma miejsca na słowo „kryzys”. Spółka inwestuje właśnie niemal 60 mln euro w projekt paczkomatów (ot, przenośne skrytki pocztowe nafaszerowane elektroniką ułatwiającą życie). Ma silnego partnera, fundusz PineBridge, i plany na kolejne 10 lat. W 2017 r. segment zagraniczny ma przynosić spółce nawet 120 mln przychodów rocznie. W euro. — Jeszcze kilkanaście miesięcy temu powiedziałbym, że jestem spełniony, nasycony. Po czym pojechałem na konferencję pocztową do Abu Zabi i zaczęło się na nowo. Paczkomaty zawładnęły Integerem, jestem więc znów gdzieś w 20 procentach tego, co chcę i mogę zrobić w biznesie. Świat stoi otworem — przekonuje Rafał Brzoska.

Młokos na kursie

Wielu znanych biznesmenów pytanych o Rafała Brzoskę odpowiada podobnie. Szef jednej z sieci działającej na rynku FMCG jest tu modelowym przykładem.

— Ten Brzoska to ładne rzeczy wyczynia. Wyskoczył jak diabeł z pudełka, a raczej z paczki. Przecież on ma ze 35 lat dopiero, nie? 35!? — dziwi się prezes, mocno już po pięćdziesiątce. Przyzwyczailiśmy się do tego, że młodzi Polacy raczej nie ogłaszają planów podbicia świata. Jeśli już, to Kulczyk czy inny doświadczony krezus zapowiada zagraniczne podboje. Gdy wychyla się młokos, to zwykle ponosi go ułańska fantazja. Schemat łamie właśnie Brzoska.

Owszem, idzie z rozmachem i pomysłem, ale nie opartym na unikatowym patencie naukowym (PZ Cormay) czy zwartej masie programistów (CD Projekt). On prze niczym czołg, pchając 2,5-tonowy żółty kloc z blachy, któremu paczkomat na imię. Karta mu sprzyja, nawet w kasynie. Ostatnio w Makau (przystanek w wyprawie biznesowej po Azji) w kości wygrał 1200 dolarów, a zaczynał od 30 „zielonych”.

— Przypadek, chciałem postawić wszystko, kolega w porę mnie powstrzymał — kwituje Brzoska, który hazardzistą woli jednak być w biznesie, bo tu rywali jest niby więcej niż w kasynie, ale za to wygrywanie nie zależy od ślepego losu, lecz od odważnych, przemyślanych ruchów. Obierając kolejny kurs, Brzoska sprzedał biznes druków bezadresowych firmie Austrian Post, pożegnał się z dziedziną, która wywindowała go od zaradnego studenta do poważanego prezesa. Sentymentów nie było. 12,5 mln euro przyda się na kolejne paczkomaty.

— Biznesu pocztowego, czyli InPostu, też się kiedyś pozbędziemy. Robimy zwrot — będziemy, o przepraszam, już jesteśmy, firmą technologiczną — kwituje Rafał Brzoska.

Szafa gra

Integer bez InPostu, bez 6-tysięcznej armii ubranych w jaskrawe stroje listonoszy i bez blaszek doklejanych do listów, by ominąć monopol Poczty Polskiej? Trudno sobie to wyobrazić, bo przecież od debiutu giełdowego spółki w 2007 r. Brzoska, marketingowy spryciarz, bił po oczach właśnie wesołą żółcią prywatnej poczty. Teraz nadchodzi, wydawałobysię, idealny moment, żeby zjeść państwową hydrę. Od 2013 r. znika monopol Poczty Polskiej na przesyłki o wadze do 50 gram, blachy pójdą w niepamięć.

— Jednak na rynku nie będzie rewolucji, lecz ewolucja. Dobijemy do udziału 20 proc. w przesyłkach adresowych, ale nie tu biegnie najgrubsza żyła złota — ocenia Rafał Brzoska.

Żyłę złota ma niedaleko domu w podkrakowskim Zabierzowie. Tam jest jedna z dwóch fabryk produkujących paczkomaty — metalowe szafy mieszczące niemal 80 skrytek na listy i paczki. 1000 szaf do końca roku rozjedzie się po całym świecie — od Australii po Rosję. A w Zabierzowie na taśmie produkcyjnej arkusz blachy z Arcelor Mittal leniwie wchodzi w ruch. Po kilkudziesięciu godzinach dłubania wychodzi zgrabna szafa.

Przeciętnemu człowiekowi ten fakt powiewa, ważny jest wygodny i tani odbiór przesyłki. Wyjęcie paczki zajmuje 20 sekund, żółte ustrojstwo ma połączenie z internetem, wysyła SMS-y itp. Tu jest rewolucja — Integer planuje budowę przenośnych poczt i integrację paczkomatu z bankomatem.

— Na świecie jest ośmiu producentów paczkomatów. Mało czy dużo? Nie wiem, bo żaden nie wygrał przetargu w ostatnim roku. Wszystkie wygraliśmy my. Żaden z konkurentów nie jest gotowy inwestować z własnej kasy w projekt. Wygrywamy więc nie ceną, ale konceptem. Nie chcemy sprzedawać maszyn, jak robią to inni. Udostępniamy je naszym partnerom logistycznym, dajemy im technologię, mniejsze koszty, mniejsze ryzyko. Coś na kształt bankomatów — koncerny korzystające z naszych paczkomatów płacą za transakcje, a nie za blachę i komputer — punktuje Rafał Brzoska.

Sekundnik w głowie

Prezes Integera słynie z tego, że zawsze przekazuje swoje myśli klarownie, wprost, precyzyjnie. Odpowiada szybko, konkretnie, bez gadulstwa, jakby w głowie wciąż chodził mu sekundnik odliczający zmarnowane chwile. Zmarnowane, czyli nie posuwające spraw na przód.

— Ile jeszcze potrzebujecie czasu? — pyta, widząc strapioną minę fotografa.

— Minimum 2-3 godziny — pada odpowiedź. — Eee, to ja was w godzinkę obskoczę, robota czeka — zastrzega, zerkając na ekran blackberry, pokazujący drugą po południu. Rafał Brzoska pierwsze maile wysyła jeszcze przed ósmą rano. Ostatnie gdzieś dwie godziny przed północą.

— Teraz pracuję trochę mniej, tak średnio 12-13 godzin — przyznaje i nie blefuje, oczy ma wyspane jak nigdy. Wcześniej przez lata pracował i po 16 godzin na dobę i też nie słaniał się na nogach. Taki typ. Dwa tygodnie urlopu? Nie ma szans. Początkowo ukradkiem zerka na smartfona na plaży, po kilku dniach odpisuje na e-maile coraz intensywniej. Po 10 dniach ma dość, chce wracać. Wiadomo: żona, córki to duża część jego życia. Jednak zamki z piasku na rajskiej plaży ciągną mniej niż stawianie paczkomatów choćby w piaskach pustyni w Arabii Saudyjskiej.

— Szykujemy się na Stany Zjednoczone, robimy pilotaż w stanie Waszyngton. Niedawno wróciłem też z Chin. Tamtejsze największe serwisy aukcyjne generują w szczycie 48 tysięcy paczek na minutę. Szok — mówi z zapałem przedsiębiorca.

Dziś jego firmę giełda wycenia na około 800 mln zł, pakiet Brzoski wart jest grubo ponad 300 mln zł. Sama spółka jest ulubieńcem inwestorów, jednym z prymusów GPW. Od debiutu jej kurs rośnie, niezależnie od tego, czy Ameryka kwitnie, czy Grecja wysycha. Jednak mało kto wie, że już kilkakrotnie, jeszcze przed giełdą, Integer wywijał się biznesowej kostusze.

Zakwasy konsula

Zaczęło się od tego, że Brzoska jako 22-letni student ze swoją obecną żoną (a wówczas dziewczyną) założył firmę projektującą strony internetowe. Szło gorzej niż słabo. Przerzucili się na ulotki, w tej branży pracował kolega i nieźle mu się powodziło. Narodził się nowy Integer.pl, od łacińskiego „rzetelny”. Znów biznes się nie kleił: przez pierwsze pięć miesięcy bezskutecznie szukali jakiegokolwiek poważnego zleceniodawcy. Kończyły się pieniądze, Rafał Brzoska zaczął rozglądać się za robotą. Ale zanim się poddał, postanowił jeszcze raz zaryzykować.

— Mieliśmy jedynie na czynsz na następny miesiąc. Wydałem te pieniądze na ogłoszenie w lokalnej „Wyborczej” — opowiada. Wygrał — zgłosił się pierwszy chętny — lokalny dystrybutor szaf wnękowych. Zlecenie: dwa tysiące gazetek za całe 120 złotych. Niby nic, ale kamyczek uruchomił lawinę, pojawiły się zlecenia na 40-60 tysięcy ulotek.

Zarywali zajęcia i egzaminy, żeby to roznieść. Wystarczyły wygodne buty, plecak i latało się po piętrach. Zakwasy wyznaczały rytm pracy. Po drodze była porażka z serwisem internetowym dla seniorów, potem przyszła walka o wygraną w zakładzie o sens InPostu. Żona Anna była sceptyczna, gdy Rafał Brzoska rzucił pomysł prywatnej poczty. Zresztą jego wspólnik, Krzysztof Kołpa, też nie tryskał optymizmem. Wkrótce i Rafał Brzoska musiał zdjąć różowe okulary.

— Mieliśmy przestrzelone założenia i to sporo, bo pięciokrotnie. Koszty nas zżerały. Zakasaliśmy rękawy i wyszło na moje.

— Obserwowałem go, jak jeszcze byliśmy konkurencją, i bardzo doceniam to, co i w jaki sposób osiągnął — przyznaje Krzysztof Kołpa, wiceprezes Integera.pl. Bo Brzoska nie jest Midasem czy farciarzem. Kilka marketingowych pudeł zaliczyły paczkomaty, świata nie podbił serwis InFlavio.

— Miał wirusowo generować szał na f-commerce, czyli handel za pośrednictwem Facebooka. Nie chwyciło — przyznaje prezes Integer.pl. Chwycił za to nieco odlotowy pomysł przyjęcia posady honorowego konsula Łotwy. Brzosce zdarzyło się już m.in. wyciągnąć Łotysza z polskiego więzienia. No i poznać, podczas spotkania konsulów, śmietankę biznesu z całego świata. — Konsulem honorowym Łotwy jest choćby właściciel największej światowej firmy przewożącej kontenery — cieszy się.

Lekcja Rafako

W serii pomysłów, które nie od razy wypluły zyski, należy też umieścić pierwsze kontakty Rafała Brzoski z grubszą forsą. Urodzony nieopodal Raciborza, w gminie Nędza, otrzymał wcale nie nędzny kapitał na przygodę z biznesem. Szykowany na lekarza 16-latek zarządzał akcjami pracowniczymi rodziców zatrudnionych w Rafako. Zaczęło się granie w spadanie.

— Na dzisiejsze pieniądze startowałem na GPW z jakimiś 150 tysiącami złotych. Miesiąc po debiucie zaczął się krach na giełdzie. Minęły dwa miesiące i stopniałem do 15 tysięcy. Na szczęście wszystko leciało na łeb, więc rodzice nie patrzyli na mnie jak na jedynego winowajcę — śmieje się Rafał Brzoska. Dziś może sobie z historii z Rafako żartować, ale wtedy, jak to on, zawziął się. Sześć lat się odkuwał, nawrócił się z lekarza na biznesmena.

Zarobił nieźle na Bydgoskich Kablach i szykował się na przyszłego członka zarządu Rafako. — Jak sobie postawił cel, nie odpuszczał. W liceum na przerwach namiętnie śledził tabele giełdowe zamieszczane w prasie — wspomina Błażej Dudek, kolega Brzoski z nastoletnich czasów. Szef Integera znajduje czas na grę na GPW i dziś. Dla adrenaliny?

— Dla zarobku. Kupuję nie tylko własną spółkę i nieźle mi idzie. Pamiętajmy, że jestem jednym z najsłabiej opłacanych prezesów ze sporych spółek na GPW. Mam świadomość, że każda złotówka wynagrodzenia dla mnie więcej znacząco odbija się na wskaźnikach firmy. Wolę więc mieć mniejszą pensję i dużo wyższą wycenę spółki — klaruje szef Integera, który co miesiąc dostaje około 30 tys. zł wynagrodzenia, a jego spółka nie wypłaca dywidendy. Nie odmawia sobie jednak przyjemności takich jak sportowy mercedes. Jeśli ma ochotę i czas pojechać na nurkowanie na koniec świata, jedzie.

— Ale nie kupię odrzutowca, żeby polecieć na wakacje. Nic nie zbieram, nie trwonię majątku, kupując np. pałac. To nie ten etap — przekonuje. Lista pracowników Integera, zarabiających więcej od prezesa, wciąż rośnie. Każdy z tych kilkudziesięciu szczęśliwców musi i chce nadążać za tempem pracy szefa. Współtwórczyni Integera, Anna Brzoska, przyznaje, że wybuchy energii i natłok charyzmy jej męża bywają irytujące.

— Nienawidzi kręcić się w miejscu. Biznes musi jechać w konkretnym kierunku, a nie pokrywać się kurzem na poboczu. Lubi wyzwania, a gdy stawiają opór, zamienia się w taran. I albo po jakimś czasie odpuszcza, atakując inny cel, albo napiera tak długo, aż nagnie rzeczywistość na swoją stronę — ocenia Anna Brzoska.

Snajper czuwa

Późna noc. Złowroga ciemność potęguje uczucie strachu. Jako Amerykanin w Berlinie nie możesz czuć się bezpieczny, bolszewicy i hitlerowcy czają się za każdym rogiem. Jedyny twój przyjaciel to snajperski karabin. Rafał Brzoska przez 2,5 godziny wycina w pień wrogów, by przechwycić unikatową technologię, która zaważy na losach ludzkości. A jednocześnie relaksuje się, zapomina o roli biznesowego supermana, ratując świat według fabuły gry „Sniper Elite V2”.

— Jako nastolatek grałem namiętnie. Teraz od święta. Na wakacje zostawiam sobie nowe „Diablo” i nieśmiertelną strategię „Cywilizacja 5”, w której zakochało się wielu menedżerów, marzących o podboju świata. Odcięcie się na full, czyli bez komórki i komputera, Rafał Brzoska praktykuje jedynie pod wodą. Nurkował w przeróżnych zakątkach świata. Teraz jest gdzieś u wybrzeży Grecji, eksplorując wraki transportowców z okresu drugiej wojny. Obowiązkowo bierze ze sobą aparat. Bo a nuż znowu trafi na jakieś fotogeniczne bestie. &