W żadnej innej dziedzinie oprócz sportu sukces nie jest tak ulotny i nie zależy tak bardzo od łutu szczęścia. Złoty medalista staje się królem świata, zaś ten kto okazał się gorszy o kilka setnych sekundy i zajął miejsce czwarte — odchodzi w niebyt. Gdyby na przykład w niesamowitej końcówce olimpijskiego biegu na 30 km ostatnie
pchnięcia mocniej wykonała nie Justyna Kowalczyk,
lecz jednak Marit Bjoergen — sportowej klasie naszej biegaczki i jej woli walki nic by przecież nie ubyło,
ale pozostałby nam ogromny niedosyt i poczucie
narodowej krzywdy. Nie byłoby ryku szczęścia milionów Polaków, zjednoczonych w sobotni wieczór przy piwku czy wódeczce. Rzecz jasna Norwegowie u siebie też się zjednoczyli, no ale nas jest osiem razy więcej...
Prostolinijna Justyna szczerymi
wypowiedziami naruszyła olimpijskie tabu. Powyżej cytujemy jej komentarz odnoszący się do zbyt łatwych tras biegowych. Mocniejszym echem odbiły się wypowiedzi odnoszące się do masowego zażywania przez konkurentki leków przeciwastmatycznych. No cóż, plagą sportu jest wyścig laboratoriów medycznych, w którym zaciera się granica między środkami uprawnionymi — lub jeszcze nierozpoznanymi — a wpisanymi na czarną listę. Pojawiają się nowe sposoby dopingu genetycznego, przy których bledną osiągnięcia dotychczasowe. A warto przypomnieć z archiwum np. zachodzenie przez zawodniczki z byłej NRD w ciążę — potem przerywaną — podnoszącą na krótko wydolność kobiecego organizmu. Albo proceder fińskich biegaczy, którzy po treningu wysokogórskim magazynowali własną krew i potem przyjmowali ją z powrotem tuż przed igrzyskami.
Dlatego trudno się nawet dziwić nadreprezentatywności w grupie wysoko kwalifikowanych sportowców
rozmaitych przewlekłych chorób, pozwalających
na legalne branie środków leczniczych, które wykryte u osób niechorujących są automatycznie uznawane za doping. Nazywa się to tzw. wyłączeniem w celu
terapeutycznym. W Vancouver za sprawą Justyny
Kowalczyk nagłośniony został temat astmy, czystym przypadkiem występującej u bardzo wielu biegaczek. Skoro takie są medyczne zalecenia, nie można podważyć legalności owego leczniczego dopingu. Ale może miałoby sens przyznawanie medali w dwóch kategoriach
— sportowców wspomagających się sterydami w majestacie ułomnych przepisów oraz… pozostałych?