Najlepszy falset w historii polskiego rocka. Emigrant z wyboru, muzyk z pasji. George G. wydał nową płytę.
Kiedy w 1971 r. wyjeżdżał z Polski, na rynku ukazywała się jego druga płyta, którą nagrał z zespołem En Face.
— Wyjechałem jako turysta ze szczoteczką do zębów, ale wiedziałem, że nie wrócę — wspomina Jerzy Grunwald.
Był wówczas u szczytu kariery artystycznej. Śmiech go bierze, kiedy słyszy, że obecne gwiazdy otrzymują platynowe płyty za 15 tys. sprzedanych krążków. Dla porównania, wszystkie jego płyty razem wzięte rozeszły się w trzymilionowym nakładzie. Dlaczego wyemigrował? Chciał się dalej rozwijać, zdobywać nowe muzyczne lądy. Czy się bał? Jak każdy młody człowiek, ale jednocześnie, podobnie jak wielu innych, tak i jego pociągała magia Ameryki i kalifornijski rock, którego słuchał wówczas namiętnie. Najpierw trafił do Nowego Jorku, potem przeniósł się do San Diego.
Pierwsze akordy
Jest muzycznym samoukiem. W Katowicach, gdzie spędził dzieciństwo, uczęszczał co prawda do szkoły muzycznej, ale kiedy w drugiej klasie wydało się, że nie zna w ogóle nut i gra ze słuchu, ku rozpaczy matki, musiał zmienić podstawówkę. Potem zdał do technikum górniczego. Wkrótce zrozumiał, że nie może już więcej udawać, że praca w kopalni to jego pasja, porzucił ją z dnia na dzień i postawił na muzykę. Miał wtedy 16 lat.
— Jako nastolatek słuchałem Radia Luxemburg, Toma Jonesa, The Animals, Jimiego Hendriksa, The Purple, The Beatles. Zaczynałem jako perkusista. Dopiero później zostałem gitarzystą i piosenkarzem — opowiada Jerzy Grunwald.
Po występach w kilku mniej znanych kapelach, tak naprawdę zaczął być popularny, kiedy jako gitarzysta zadebiutował w zespole No To Co, z którym koncertował do września 1970 r. Potem przyszedł krótki czas sukcesów z grupą En Face.
Łut szczęścia
— Każdy artysta ma w swoim życiu wzloty i upadki. Też je miałem. Na początku lat 70. byłem idolem, teraz jestem dojrzałym artystą — ocenia Jerzy Grunwald.
Przyznaje, że początek pobytu w Stanach Zjednoczonych był dla niego bardzo trudny. Musiał się niemal od podstaw uczyć angielskiego. Łapał się wielu dorywczych prac, żeby tylko przetrwać. Szczęścia też mu nie brakowało. Prawdziwym przełomem w jego amerykańskim życiu było poznanie pewnego starszego Żyda z polskimi korzeniami.
— Benjamin Barett był jednym z największych menedżerów muzycznych świata. Współpracował m.in. z Celine Dion i Johnem Travoltą, Lionelem Richie czy też Barbrą Streisand. Dzięki niemu zacząłem występować w największych studiach nagrań jako muzyk sesyjny. Tam poznałem światową czołówkę muzyczną — wspomina Jerzy Grunwald.
Nadal jednak miało się to nijak do jego marzeń i planów artystycznych. Grał, ale raczej pomagał innym, aniżeli kreował własną muzykę. Ciągle szlifował angielski, żeby w końcu stał się bardziej amerykański niż polski. Wreszcie postanowił zmienić otoczenie i w 1977 r. wraz z żoną zdecydował się polecieć do Szwecji. Kiedy był już na lotnisku, zadzwonił do niego inny sławny menedżer David Foster z propozycją nagrania wspólnej płyty ze wschodzącą gwiazdą kanadyjskiej piosenki — Celine Dion.
— W Los Angeles jest 150 tys. psów i tylko jedna kość, a ty wyjeżdżasz — powiedział do mnie. A ja chcę, żebyś nagrał płytę razem z Celine Dion. Powiedziałem mu, że teraz nie mogę, bo właśnie wylatuję, ale odezwę się za pół roku. Foster tak długo na mnie nie czekał — wspomina Jerzy Grunwald.
Na pytanie, czy nie żałuje tej decyzji, odpowiada, że tak widocznie musiało być. Wylądował w Helsingborgu, gdzie mieszka do dziś.
Ciągłe granie
Mimo że od ponad 30 lat nie mieszka w Polsce, to często do niej wraca. W 1980 r. wystąpił na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie na czele szwedzkiej grupy Ice Band. Do kraju miał również wracać feralnego, jak się później okazało, 14 marca 1980 r. Był wówczas w Nowym Jorku.
— Miałem lecieć tym samym samolotem IŁ-62, co Anna Jantar. Uratowało mnie to, że trzy dni przed odlotem zachorowałem i odwołałem podróż — wspomina Jerzy Grunwald.
W jeszcze innym wypadku, który zdarzył się kilka lat wcześniej, życie straciła jego narzeczona, szwedzka stewardessa. Trzy lata po tragedii, w której zginęła Anna Jantar, z którą muzyk się przyjaźnił, wydał razem z Januszem Hryniewiczem znakomicie przyjęty przez międzynarodową krytykę muzyczną album „Try”. Pracę nad najnowszą płytą „So Much to Say” rozpoczął przed siedmiu laty. Jej premiera odbyła się w 2006 r. na Dalekim Wschodzie i w Japonii. Teraz trafia do Polski, a w przyszłym roku ma się pojawić także na rynku amerykańskim.
— Żyjemy w czasach przepełnionych strachem, manipulacją i agresją, a tymczasem ludzie w każdym wieku potrzebują ciepła, optymizmu, melodii i lekkości w muzyce. I taka, mam nadzieję, jest ta płyta, którą wydałem pod pseudonimem artystycznym George G. — dodaje Jerzy Grunwald. n
Anielski śpiew
Celine Dion urodziła się w wielodzietnej, zubożałej rodzinie katolickiej w Quebeku. Została gwiazdą po tym, jak jej menedżer i przyszły mąż René Angélil zastawił dom, aby sfinansować jej pierwszą płytę. Sławę i popularność w Europie i w Azji przyniosły jej wygrane w Yamaha World Popular Song Festiwal (1982) oraz w Konkursie Piosenki Eurowizji (1988). Jej wielkim sukcesem okazała się płyta „Unison”. Znana jest m.in. z takich hitów, jak „Falling into You” czy „My Heart Will Go On”. W 1999 r. przerwała karierę, by zająć się mężem, który zachorował na raka krtani. Po trzech latach wróciła na scenę z nowym albumem „A New Day Has Come”. Jej muzyka łączy w sobie elementy popu, rocka, gospel a nawet muzyki poważnej.
Po ten kwiat czerwony
Grupa Skifflowa No To Co powstała w połowie lat 60. Założył ją Piotr Janczerski, wokalista Niebiesko-Czarnych. Zadebiutowała w grudniu 1966 r. w Telewizji Polskiej. Zdobywała nagrody na festiwalu w Opolu i w Sopocie. Rozpadła się pod koniec 1970 r. po odejściu z niej Jerzego Grunwalda, ale pozostawiła wiele przebojów.
Muzyczny Grunwald w liczbach
16
Tyle lat miał Jerzy Grunwald, kiedy zdecydował się na profesjonalną karierę muzyczną.
74
Tyle lat miał znany menedżer muzyczny Benjamin Barett, kiedy poznał Jerzego Grunwalda.
2007
W tym roku na polskim rynku pojawiła się płyta Jerzego Grunwalda „So Much to Say”.
Geniusz gitary
Leworęczny Jimi Hendrix zaczął występować jako nastolatek, kiedy za pięć dolarów kupił używaną gitarę i nauczył się na niej grać. Zrewolucjonizował grę na tym instrumencie, m.in. bardzo kreatywnie wykorzystywał sprzężenia zwrotne oraz stosował wiele efektów elektronicznych. Najczęściej wiązano go z psychodelicznym rockiem, blues rockiem i jazz rockiem. Do historii przeszły jego koncerty na Monterey Pop Festival w 1967 r. i legendarnym festiwalu w Woodstock w 1969 r. Zmarł w Londynie 18 września 1970 r., wskutek komplikacji po zażyciu środków nasennych. Bezpośrednią przyczyną śmierci było uduszenie się wymiocinami. Sekcja zwłok nie wykazała obecności heroiny, o której branie go podejrzewano.
Marcin Zawiśliński